Skocz do zawartości

Identité manager de Pologne.


AdeX

Rekomendowane odpowiedzi

Paryż - stolica Francji, 2.8 miliona mieszkańców. Wspaniałe zabytki: Katedra Notre Dame, Łuk triumfalny, Luwr czy w końcu Tour Eiffel, oraz romantyczne zakątki sprawiały, że to właśnie Paryż został uznany stolicą, nie Francji tylko zakochanych. Nazywam się Alexander Wacławczyk, mam 30 lat i właśnie znajduje się w Paryżu, dokładniej przed hotelem Lambert. Niestety jestem sam, aczkolwiek wątpię by popsuło mi to humor.

 

Hotel Lambert - czterogwiazdkowy, jeden z najpiękniejszych hoteli w Francji, 145 pokoi, 1,250 pracowników gotowych na każde twoje zawołanie. Wszystko było by pięknie gdyby nie ta cena - 4 tyś. Euro za dobę. Bywały tu takie gwiazdy jak: Andrzej Kwaśniewski, Boyd Coddington, Per Mertesacker, Andre Tautou i wiele, wiele innych. Teraz w tym oto hotelu na krótko zamieszka biedny rolnik z Polski.

 

Ledwo co odjechała taksówka, stanął przy mnie tzw. bagażowy, lub jak kto woli hotelowy Boy, już plując na ręce w geście gotowości do pracy. Uśmiechnąłem się w duchu, pamiętam słowa ojca. "Kto na ręce pluje, ten na robotę sra". Wnętrze hotelu zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Lady z mahoniu, fotele i sofy z skóry, szklane stoły, żyrandol z srebra oraz śliczna blondynka za recepcją. "Czego chcieć więcej ?"

- Dzień dobry.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc ?

- Alexander Wacławczyk, rezerwacja na trzy dni.

- Aaa tak... Pokój 77, 3 piętro. Czy życzy pan sobie czegoś ?

- Nie dziękuje bardzo, do widzenia.

- Życzymy przyjemnego pobytu.

Odebrałem kluczyk, i zacząłem rozglądać się za moimi walizkami. Bagażowy już czekał przy windzie. Pokój był bardzo ładny, łazienka cała w marmurze, wielka sypialnia, oraz urządzenie które marzy mi się od 2004 roku - 42 calowa plazma. Bajka...

Odwróciłem sie do bagażowego i wepchnąłem mu do kieszeni 25 Euro. Wyszedłem na taras - był ogromny, cały Paryż było widać. TRZASK!

Odruchowo odwróciłem się na pięcie. Udałem się w stronę owego hałasu. Wskoczyłem do salonu. Nic się nie zmieniło, tylko... Drzwiczki z szafy jeszcze się ruszały. Wziąłem broń, którą okazał się długopis. TRZASK! Ciche tupnięcie w okolicy sypialni. Oblał mnie zimny pot.

Puk, puk...

Aż podskoczyłem.

- Wejść!

W drzwiach ukazała się szczupła i zgrabna figura recepcjonistki.

- Przepraszam czy potrzebuje pan czegoś ?

- Nie dziękuje.

- Czy coś się stało ?

- Hmm, wie pani zdawało mi się że coś usłyszałem.

- Niech się pan nie martwi, to pewnie gołębie, i ten długopis raczej nie będzie panu potrzebny.

Dopiero teraz zrozumiałem w jakiej pozycji się znajdowałem. Przykurczony, z długopisem w ręce, wyglądałem jakbym na kogoś polował. Recepcjonistka uśmiechnęła się po czym opuściła mój pokój. Sam prawie się nie posikałem z śmiechu. Rzuciłem długopis na kredens, i poszedłem po aparat. Nagle ktoś rzucił się na mnie, poczułem lekkie ukłucie w okolicy pępka. Zrobiło mi się bardzo zimno, a zaraz potem straciłem czucie w dolnych kończynach. Paraliż jednak sięgał coraz wyżej, i po minucie nawet język miałem sparaliżowany. Ktoś mnie trzymał z tyłu, więc na razie nie musiałem oglądać sufitu. Przed mną wystąpił jakiś facet.

- Witamy panie Alexandrze. Nie będę owijać w bawełnę, mówię prosto z mostu. Mam do pana pewien biznes. Nie będzie pan stawiać oporu, nie będzie boleć, jednak jeśli coś głupiego strzeli panu do głowy to nie odpowiadam za moich ludzi, a tymczasem... założy pan ten oto piękny kaftanik.

Nie stawiałem oporu, bo niby jak ?

- Dobra idźcie - odezwał się guru tego zespołu, i wskazał na dwóch wysokich facetów, którzy momentalnie wzięli mnie pod ramię i wyprowadzili z pokoju.

- Do zobaczenia na nowej ścieżce życia.

Odnośnik do komentarza

Po pięciu minutach już byłem w holu. Za recepcją dalej stała ta blondynka, przyglądając mi się dziwnie.

- Dobrze że go zabieracie, był jakiś dziwny.

- Właśnie od tego tu jesteśmy, dostaliśmy anonimowy telefon że ten psychol tu przybył.

Na nic zdały się moje błagalne spojrzenia. To był koniec, nie było już ratunku.Wyszliśmy z hotelu. Chociaż było późno, powietrze dalej było bardzo ciepłe. Pod chodnik podjechał czarny Fiat Ducato, do którego dosłownie - zostałem wrzucony. W samochodzie już czekał na mnie facet z którym "gadałem" w hotelu.

- No, jestem mile zaskoczony, nie sprawił pan problemu dlatego dostaniesz nagrodę.

W powietrzu mignął jakiś srebrny kształt, i znów poczułem ukłucie.

Dobranoc...

Odnośnik do komentarza

Porter - to taki drobny pijaczek, który ostatnio choruje na jakąś Filipińską chorobę :D.

 

 

---

 

Otworzyłem oczy. Nie znajdowałem się w swoim hotelu, co oznaczało że nie przyśniło mi się napaść na mnie. Rezydencja jaką obejmowałem była przepiękna. Lochy - to bardzo pozytywne określenie dla tego miejsca. Nie wiedziałem o co chodzi, nie mogli mnie porwać dla okupu, było by to bez sensu, bogaty raczej nie byłem. Długo rozmyślałem nad tym problemem, nie zastanawiając sie co mam na sobie. Dopiero potem spostrzegłem zakrwawione szaty na sobie. Nie mając pojęcia kiedy i o której godzinie, drzwi lochu otworzyły się. W progu stała potężna postać i trzymała coś w ręku. Dopiero potem zrozumiałem że był to mój posiłek. Ów posiłek składał się z jakiejś białej papki, i starego kawałka chleba. Nie pozostało mi nic innego tylko wchłonąć zawartość miseczki, po czym udałem się na spoczynek. Jakiś czas potem drzwi znów się otworzyły. Tym razem do lochu weszła grupka "pakerów".

- No witamy panie Alexandrze. Jak podoba się pana nowe lokum ? - odezwał się cichy głos.

...

- Nie chce pan z nami rozmawiać ? To źle ! Dlaczego ? Czy zrobiliśmy panu coś złego ? - wyraźnie było słychać cichy śmiech.

...

- No dobrze. Panie Alexandrze... Odpowie pan nam na parę pytań i wraca pan do domu.

...

- Osioł. Wróciłbyś do domu ! Ja obietnic dotrzymuje. Parę pytań tylko chce zadać.

...

- No dobra sam pan sobie tego życzy... - powiedział, po czym wstał i z gracją opuścił loch.

Momentalnie odczułem ból, po zamknięciu drzwi. Próbowałem się bronić, jednak to nie pomogło, dwóch napastników o potężnej posturze nie przejmowali się moim energetycznymi i chaotycznymi wymachiwaniem rąk. W końcu jeden wyciągnął metalową pałkę, i uderzył w prawą rękę. Poczułem jak ręka dzieli się na dwie części. Upadłem. Zacząłem zwijać się z bólu, jednak nie sprawiło to w napastnikach nutki żalu. Jeden zaczął mnie mocno kopać, po kilku uderzeniach dobrze trafił w twarz, i poczułem jak pęka mi podniebienie. Nie wiem co stało się potem. Straciłem przytomność.

Odnośnik do komentarza

Minęły już 105 dni odkąd się tutaj dostałem. Zacząłem odróżniać noce od dni. Z rana na śniadanie dostaje białą papkę + 1 kromkę chleba, na obiad białą papkę + 2 kromki chleba, a wieczorem na kolacje białą papkę + pół kromki chleba. Po ostatnim najboleśniejszym zdarzeniu jakim było połamanie ręki i podniebienia, moi oprawcy dali mi urlop. Jednak kiedyś musieli wrócić. Ta godzina w końcu nadeszła.

- Wstawaj

Nie miałem najmniejszego zamiaru.

- Cholerny żołnierzyk ! WSTAWAJ !

Czyżby się zdenerwował ?

- Nie chcesz po dobroci ? Tetris dawaj węża.

Jaki wąż ? WTF ? O co ... ? Odpowiedź na moje pytanie nadeszła bardzo szybko. Ów Tetris, stanął w drzwiach z wężem strażackim...

- Czas na prysznic...

Nim zdążyłem wstać, lodowata woda uderzyła mnie w brzuch, rzucając mną o ścianę. Próbowałem stanąć do walki.. i na nogi co mi totalnie nie wychodziło. Tetris nie kwapił się zakręcić kurka z wodą dlatego moja syzyfowa walka z żywiołem trwała spory kawałek czasu. Gdy w końcu woda skończyła się lać, pocieszającą nowinę przyniósł mi kolega Tetrisa.

- Nie chce Cię martwić ale noce są tu bardzo zimne... Dobranoc

 

Nie wiem co stało się potem. Skuliłem się w rogu i chyba zasnąłem, a gdy się obudziłem byłem w zupełnie innym miejscu. Przed mną stał facet, jednak z powodu mroku, jego twarzy nie dostrzegłem.

 

Minęły już 105 dni odkąd się tutaj dostałem. Zacząłem odróżniać noce od dni. Z rana na śniadanie dostaje białą papkę + 1 kromkę chleba, na obiad białą papkę + 2 kromki chleba, a wieczorem na kolacje białą papkę + pół kromki chleba. Po ostatnim najboleśniejszym zdarzeniu jakim było połamanie ręki i podniebienia, moi oprawcy dali mi urlop. Jednak kiedyś musieli wrócić. Ta godzina w końcu nadeszła.

- Wstawaj

Nie miałem najmniejszego zamiaru.

- Cholerny żołnierzyk ! WSTAWAJ !

Czyżby się zdenerwował ?

- Nie chcesz po dobroci ? Tetris dawaj węża.

Jaki wąż ? WTF ? O co ... ? Odpowiedź na moje pytanie nadeszła bardzo szybko. Ów Tetris, stanął w drzwiach z wężem strażackim...

- Czas na prysznic...

Nim zdążyłem wstać, lodowata woda uderzyła mnie w brzuch, rzucając mną o ścianę. Próbowałem stanąć do walki.. i na nogi co mi totalnie nie wychodziło. Tetris nie kwapił się zakręcić kurka z wodą dlatego moja syzyfowa walka z żywiołem trwała spory kawałek czasu. Gdy w końcu woda skończyła się lać, pocieszającą nowinę przyniósł mi kolega Tetrisa.

- Nie chce Cię martwić ale noce są tu bardzo zimne... Dobranoc

 

Nie wiem co stało się potem. Skuliłem się w rogu i chyba zasnąłem, a gdy się obudziłem byłem w zupełnie innym miejscu. Przed mną stał facet, jednak z powodu mroku, jego twarzy nie dostrzegłem.

Odnośnik do komentarza

O co Ci chodzi z podniebieniem ?

 

 

---

 

- Imię ?

...

- Nazwisko ?

...

- Po co przyjechałeś do Francji ?

...

Facet zapisał coś w jakiejś księdze, po czym z hukiem ją zamknął, zakręcił pióro i wstał.

- Powiedz mi: Co Cię tu trzyma ? Nienawidzisz tego miejsca, mimo to psujesz humor mnie i moim ludziom, i prowokujesz ich do takiego zachowania. Nie wystarczy odpowiedzieć na te pytania ? Czy to takie trudne ? Wiesz... Powiem Ci w sekrecie, że na razie jesteś podejrzanym o terroryzm i dowodzenie zorganizowaną grupą przestępczą na terenie całej Sycylii. Twoje milczenie mnie ciekawi i frustruje. A więc jak będzie ? Zgodzisz się porozmawiać ze mną ?

...

- Nie ? ... Żołnierzyk z Ciebie... Taki czysty... Rambo. Zejdź mi z oczu... Juri i Pierre zajmijcie się nim.

Juri i Pierre od razu do mnie doskoczyli, wzięli pod ramię, i wynieśli mnie. Gdy już wyszliśmy z pokoju facet ponownie się odezwał.

- Alexandrze... Wiesz co to są pijawki ?

Odnośnik do komentarza

- Ej masz fajkę ?

- Taa, częstuj się.

- O, dzięki... Powiedz mi w ogóle co tu się dzieje ?

- To ty nic nie słyszałeś ?

- Nie !

- Człowieku masakra, totalna. Przysłali nam tu jednego gościa, chyba polak. Facet wymiata, najdłużej już wytrzymał nie potrafią go złamać, facet jest cholernie odporny. Gdybyś ty widział jak on wygląda...

- No to nieźle.

- Ale teraz chyba go złamią.

- Ta a czym ?

- Naczelnik się na niego tak wkurzył, że powiedział że chce pijawki i wody. Teraz go wyprowadzają, na dwór już wszystko na niego czeka. Biedak...

- Ale co oni mu zrobią ?

- Chyba co one mu zrobią ?

- Pijawki ?

- Bingo ! Patrzyłeś na Rambo II ?

- Nooo...

- No to pamiętasz tą akcje co...

 

 

Nie wiedział co się dzieje. Widziałem jedno - jestem na dworze, w jakimś jeziorze... Naokoło mnie tłumy ludzi, przyglądali się mi i szeptali. Co ? Nie mam pojęcia. Jedni się śmiali, inni... chyba współczuli. Chciałem im coś powiedzieć, by mnie wyciągnęli jednak nie miałem na to szans. Słabłem, a na ciele czułem to coraz nowe rany. Coś oślizgłego ciągle mnie dotykało. Rozglądałem się dookoła, i ujrzałem go - faceta który mnie zawsze przesłuchiwał. Miał dziwną minę. Popatrzyliśmy na siebie parę minut, w końcu rzekł.

 

- Dobra, wyciągnijcie go... To nie ma sensu...

Jak na zawołanie, zacząłem wisieć coraz wyżej i wyżej. Moje ciało było pełne jakiś wodorostów, dopiero potem okazało się że to są pijawki. Od razu wrzucili mnie pod prysznic, i co było dziwne... Puścili ciepłą wodę !

Odnośnik do komentarza

Tak :D Byłem chory więc leżąc w łóżku pisałem :P No dobra chcecie dłuższą więc będzie :)

 

---

 

Stałem nad prysznicem, z którego dalej leciała cieplutka woda. Miło było odczuć ciepły dotyk wody na swojej, posiniaczonej skórze, zmarzniętej i cuchnącej. Spojrzałem w dół, widok był przerażający, liczne dziury w miejscach gdzie pijawki sączyły moją krew, gdzie nie gdzie jakieś siniaki, krwiaki o minimalnej średnicy 10 centymetrów. Stojąc tak rozmyślałem, o co w ogóle chodzi. I te słowa "...To nie ma sensu"... O co chodziło ? Czy dają mi spokój ? Pytania mnożyły się z każdą odpowiedzią, nic nie pasowało do tej układanki. Nagle rozległ się głośny pisk, a woda przestała lecieć, wziąłem ręcznik i zacząłem się powoli ocierać. Po chwili odwiedzili mnie moi kochani goryle, i dali świeże ubrania, czyste. Niemal się popłakałem. Wyszedłem spod prysznica w dużo lepszym humorze, jednak ów humor nie trwał długo, ktoś zarzucił mi worek na głowę... O dziwo, nie zostałem uderzony niczym, nie zostałem popychany, po prostu szliśmy... Nagle zatrzymaliśmy się, a ja usłyszałem ciche pukanie, i ledwo słyszalne Wejść. Ktoś zdjął mi worek, światło z lampki która była skierowana na moją twarz, sprawiło że zabolały mnie oczy. Gdy już się uspokoiło, rozejrzałem się po pokoju. Przed mną stał jakiś potężny facet, ubrany w jakiś wojskowy ubiór, dla zaciekawionych dodam że był ciemnej karnacji.

- Witam panie Alexandrze. Nie musi pan znać moich danych osobowych, dlatego pominę moje przedstawienie się. Może pan już spokojnie mówić, nikt panu nic nie zrobił, jednak jeśli ma pan dalej zamiar milczeć na moje pytania, uznam to jako "nie". Możemy zacząć ?

...

- No dobrze, jednak mimo to zacznę... Wie pan gdzie i dlaczego się pan tu znalazł ?

...

- I bardzo dobrze... Dobrze, a może pamięta pan dlaczego przyjechał pan akurat do Francji ?

Skąd miał pan pieniądze na tak drogi hotel ?

...

- No dobrze, przeszedł pan celująco etap I, teraz pan zaśnie... Do zobaczenia.

Zaśnie ? Co zn.... To była chwila, ktoś przytrzymał mi głowę, a do buzi przyłożył jakąś bibułkę. Przez chwilę raczyłem się słodkim zapachem bibułki, po czym zrobiłem się bardzo senny.

Odnośnik do komentarza

Poczułem mocne uderzenie w okolicy przyrodzenia. Otworzyłem oczy, i momentalnie stanąłem na nogi. Rozejrzałem się wokół siebie, na ziemi ciągle leżało sporo osób, większość w moim wieku. Nie wyglądali oni na zadowolonych, ba byli tak samo posiniaczeni jak ja. Mężczyzna który mnie uderzył, przepraszam - obudził, kopał jednego po drugi. Było dość zimno. Dopiero teraz zauważyłem że jestem w jakiejś puszcze, po chwili dopiero olśniło mnie że jestem w samolocie transportowym! Drzwi otworzyły się a w nich stanął facet który jako ostatni mnie przesłuchiwał, za nim dwóch facetów rzucało jakiś kombinezon.

- Dziewczynki i dziewczyny... Witamy na 10 tyś. metrach. Podróżujecie liniami Oceanic Airlines, na trasie Paryż - gówno Cię to obchodzi. Teraz żebyście nie panikowali... Te kombinezony, jak to pewnie większość idiotek pomyślała to spadochrony. Nie! Uprzedzając wasze pytanie: Nie spadamy. Teraz ubierzecie te spadochrony, podepniecie te zaczepy na tej oto rurze, i jak zapali się zielona lampka i drzwi się odtworzą. Jeśli źle podepniecie może się to zakończyć śmiercią, tak więc radziłbym się skupić. Na ziemi spotkamy się i tam się przywitamy. Czy te wasze narządy mózgo-podobne przyjęły to do wiadomości ? No to ubieramy, podpinamy i spadamy! Połamania nóg, czy jak to tam...

 

Nikt nie wiedział o co w ogóle chodzi, ale wszyscy posłusznie podpięli się. Najgorsze w tej sytuacji było to, że nikt nie spytał czy mam lęk wysokości. Rozejrzałem się jeszcze raz dookoła, chłopaki mieli strach w oczach... Chciałem wesprzeć ich na duchu jednak w tym momencie zielone światło oświeciło się, ktoś z tłu mnie popchał i wyleciałem śpiewając po drodze rotę.

Odnośnik do komentarza

Widok jaki mi się ukazał totalnie mnie przeraził. Spadałem na... pustynie! Mało tego, na tej pustyni czekały na nas ciężarówki, i paru umundurowanych. W końcu moje stopy dotknęły ziemi. Przywitanie nie było zbyt piękne, na czele grupki wyskoczył mężczyzna, tak na oko 50-55 lat. Widać było że był to jakiś dowódca tej jednostki, bo szepnął tylko jednemu coś do ucha, a ten od razu to wykonał.

- W szeregu zbiórka!

Wszyscy dość otępieni tą zaistniałą sytuacją, mozolnie zaczęli się ustawiać.

- Co to ma być ?! Ruszyć dupy do szeregu, w tempie natychmiastowym

Te słowa dodały wszystkim wigoru, i nie minęła minutka, gdy każdy był już ustawiony.

- Kolejno odlicz!

1...2...3...4...5...6...7...8...9...10........................299!

- A gdzie trzy setny ?

- Może gdzieś źle skręcił panie majorze...

- Cholerna ciamciaramcia, cóż nie będziemy na niego czekać, wszyscy do wozów!

- Ależ panie majorze... on zginie!

- A gówno mnie to obchodzi.

 

Posłusznie wgramoliłem się do ciężarówki, za mną postąpiło tak 9 osób. Zbici w masę ludzką powoli ruszyliśmy...

Odnośnik do komentarza

Jechaliśmy około trzydzieści minut, gdy w końcu samochód stanął. Nie wysiadaliśmy - nie było rozkazu, a każdy bał się wychylić choćby kawałek swojego tyłka. Słyszeliśmy parę wrzasków, gdy nagle drzwi z ciężarówki otworzyły się, a jakiś zbrojny polecił nam wysiąść. Okazało się że dalej gniliśmy na pustyni, a ciężarówka - zepsuła się. I co teraz ? Pytałem w duchu. Odpowiedź była szybka i przerażająca...

- Zrobimy sobie mały spacerek, to tylko 30 kilometrów więc pod wieczór powinniśmy być na miejscu...

Trzydzieści kloców ? Każdy patrzył na każdego i zadawał pytanie czy aby major nie dostał udaru. Głodni i spragnieni w upale, około 40 stopni Celsjusza ruszyliśmy przed siebie. Nie wiadomo po co, ani dlaczego. Byliśmy zagubieni...

 

Szyliśmy już 3 godzinę, a nie spotkaliśmy jeszcze ani jednej osoby. "Dziewczynki" jak zaczął nazywać nas major, zaczęły padać jeden po drugim. Pierwszy padł, wysoki blondyn w okularach, z którym na początku próbowałem się zaznajomić, jednak okazało się że był Chorwatem, więc ani me ani be po polsku. Nieśliśmy go na zmianę, podzieleni na dwójki. Mi przypadło nieść go chwilę potem jak padł. Do pomocy dostałem jakiegoś Latynosa, o morderczym wzroku, i mięśniami strong-mana. Zmienialiśmy się co 10 minut, przynajmniej tak mi się zdawało, aczkolwiek kiedy tylko przypadło mi go nieść, major jakoś nie kwapił się by ktoś mnie zmienił, czyżby mnie nie lubił ?

 

Zaczęło się ściemniać, choć temperatura była już niska, a nawet wiał zimny wiatr, piasek był tak nagrzany, że chodząc po nim, miałeś złudzenie że chodzisz po rozżarzonym węglu. Do tego spod piasku, zaczęły wypełzać skorpiony, skutek ? Jedna ofiara śmiertelna. Chce wrócić do lochu!

Odnośnik do komentarza

Witam i przepraszam moich wiernych fanów (są tacy na sali ? :D) za krótką przerwę spowodowaną brakiem internetu, czasu i nawałem nauki, no ale teraz wracam :D

 

---

Zapadł zmrok, a my szliśmy dalej. Każdy był już wyczerpany. Na pocieszenie major wyznał nam pewną zasadę:

-... MAG! Wie ktoś co to znaczy ?

- Nie! - chórem odpowiedzieliśmy.

- MAG - Maszeruj albo Giń!

- Reasumując, ma pan w dupie czy umrzemy tu na tej cholernej pustyni czy nie ?

- No, brawo! A teraz maszerujemy.

- Yyy... Ekhm, ekhm... Panie majorze czy jak to tam leci, maszerujemy już od paru godzin, z piasku wylazły te skorpiony, a mi chce się pić.

- Gówno mnie to obchodzi... A tak w ogóle jak Ci się nie podoba to możemy biec...

 

Tym promieniście pozytywnym komentarzem, doszliśmy do końca wysokiej górki, na którą od dłuższego czasu się wspinaliśmy. Widok jaki ujrzeliśmy potem był niesamowity. Ot tak sobie na środku pustyni leży wielka forteca, z czterema wieżami, wielką bramą i flagą. Hogwart?

 

Gdy już każdy ochłonął, major orzekł że jesteśmy na miejscu, dumny z siebie jak paw. Nie dało się jednak ukryć że do fortecy zostało jeszcze parę kroków, ale co się okazało - tempo marszu znacznie się zwiększyło. Po paru minutach, byliśmy przed bramą, a 10 zbrojnych starało się ją otworzyć. Nad bramą był napis, który u jednych wywołał szczęście u drugich - zdziwienie. Ja należałem do tej drugiej grupy. Napis brzmiał: Legio Patria Nostra

 

Drzwi otworzyły się a moim oczom ukazał się widok tak piękny że omal się nie popłakałem. W rzędach ustawione zostały krzesełka, a przed krzesełkami było podium, na którym już stał jakiś wysoko stopniem żołnierz, nieco stary. Wszyscy bez zastanowienia się rzucili na krzesełka, a ja spojrzałem ku górze, na zielony transparent na którym widniał napis: Witamy w raju. W końcu postanowiłem... spocząć.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...