Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'serbia' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Strefa Administracyjna
    • Ogłoszenia Administracji
  • Football Manager 2024 (FM 2024, FM 2023, FM 2022, FM 2021, FM 2020)
    • Football Manager 2024 (FM 2024)
    • Football Manager 2023 (FM 2023)
    • Seria Football Manager
    • Taktyki i trening
    • Kariery
    • Scena FM
  • Inne
    • Piłka Nożna
    • Sport
    • Różne
    • Gry komputerowe
    • Porady sprzętowo-techniczne
  • Youth only Youth only
  • Fantasy Premier League Fantasy Premier League
  • Journeyman Journeyman
  • Gramy online w Football Managera Gramy online w Football Managera
  • Polakman Polakman

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Website URL


Gadu Gadu


Skype


Klub w FM


Ulubiony klub


Skąd


Zainteresowania

Znaleziono 3 wyniki

  1. Grozny

    Orlovi

    Potomkowie Wikingów zostali straceni, więc postanowiłem wystartować na nowo. Podobnie jak Norwegowie na Euro grali ostatni raz w 2000 roku, jeszcze jako Jugosławia. Kibicowałem im wtedy. Emocjonujące mecze ze Słowenią czy Hiszpanią każdy powinien obejrzeć. Na podwórku stawiałem kołnierzyk do góry jak Savo Milosevic. W grupie mamy Albanię, Armenię, Portugalią oraz Danię. Cel to oczywiście awans na Euro we Francji. FM 15.3.2 Ligi - Anglia (1-2), Francja (1-2), Niemcy (1-2), Włochy (1-2) oraz Hiszpania, Serbia Baza danych : Duża #1 Kadra na Łotwę oraz Portugalię W kadrze nie ma wielu niespodzianek. Doświadczony Vladimir Stojkovic odrzucił powołanie, więc numerem jeden na początku eliminacji będzie gracz włoskiego Carpi Brkic. Nie ma Milana Lukaca bramkarza z ligi tureckiej, który był przewidywany na drugiego bramkarza. W środku obrony stawiam na duet Bundesligi. Tylko Subotic niestety sezon zaczyna jako rezerwowy w Dortmundzie. Boki obronny nie mogły być inne, chociaż na prawej stronie Tomovic oraz Ivanovic nie grają w swoich klubach. Fiorentina gra trójką w obronie, więc nie ma miejsca dla Nenada, ale to on raczej powinien być pierwszym moim wyborem na prawej flance. W środku pomocy rządzić ma duet Matic - Gudelj. Na bokach mają grać Tadic oraz Ljajic. Adema będę jeszcze mógł wykorzystać w ataku oraz na klasycznej 10-tce. Skorzystać nie mogłem z Aleksandra Mitrovica gracza Newcastle. W składzie za to jest Cleo (Donatan!!!) znany z pięknych bramek z Partizana. Obecnie przeniósł się grać do Brazylii. Nie mam zbyt wielu napastników do wyboru. Nikola Djurdjic strzela gole w 2 Bundeslidze, a Filip Djordjevic jest zmiennikiem Miroslava Klose.
  2. Od dziecka marzyłem zostać sławnym piłkarzem. Niestety, moją świetnie zapowiadającą się karierę przerwała kontuzja rzepki i musiałem pożegnać się z marzeniami. Nie chciałem rozstawać się z piłką, więc zacząłem robić papiery trenerskie. Prowadziłem drużyny amatorskie na Słowenii i na Słowacji. Nie myślałem że kiedyś zostanę trenerem profesjonalnej drużyny piłkarskiej, lecz w piękną niedzielę będąc na spacerze z moim psem, Puszkiem, dostałem telefon od szefa NK Maribor, najlepszego klubu w historii Ligi od początku Jej powstania. Od sezonu 91-92 zdobyli aż 11 tytułów mistrza kraju, i w sezonie 99-00 brali udział w elitarnej Lidze Mistrzów. Nieźle. W Mariborze mieszka ponad 110 tyś. mieszkańców i jest drugim co do liczby mieszkańców miastem na Słowenii. Wracając do rozmowy z prezesem tego klubu.. -Dzień dobry, czy dodzwoniłem się do Kamila Chodowskiego? -Tak, a kto mówi? –nie wiedziałem kim jest osoba która dzwoni, zwłaszcza iż nie spodziewałem się telefonów w ten dzień, no chyba że od tego knypka, Roberta. -Drago Cotar, prezes klubu NK Maribor. Oniemiałem z wrażenia, no bo czemu taki klub miałby się zgłaszać po mnie? -A czego by pan chciał ode mnie? -Chcę zaproponować panu posadę w moim klubie. Pewnie pan wie jakie są Nasze cele. Fajnie by też było, gdyby pan awansował do Ligi Mistrzów. -Rozumiem, kiedy mam przyjechać? -Jak najszybciej. -A mieszkanie? -Na razie mamy malutki apartament w samym centrum. -Ok, bardzo się cieszę! A teraz idę się pakować i ruszam w drogę! -Dobrze, proszę się zameldować w klubie o godzinie 9 rano. Jak pan dotrze do miasta, proszę zadzwonić pod podany numer. Mój znajomy oprowadzi pana po mieście. Do zobaczenia. -Do zobaczenia! Byłem podekscytowany, nigdy nie prowadziłem profesjonalnej drużyny. Wróciłem do domu, spakowałem się, zadzwoniłem do faceta od mieszkania i ruszyłem w drogę! Wyjechałem z Murskiej Soboty około godziny 17, na miejscu byłem ok. 21. Szybko chwyciłem i wykręciłem numer podany przez pana Cotara. -Halo? -Pan Kamil? -Tak. Jestem już. -Proszę podjechać pod katedrę. -Zaraz będę! Nie wiedziałem kim jest ten typ, ani jakie ma zamiary, lecz nie takiego ‘powitania’ się spodziewałem..
  3. Geneza Gdy objąłem reprezentację Serbii byłem już doświadczonym szkoleniowcem, który zęby swe zjadł na futbolu i w klubowej piłce wygrał prawie wszystko, co było do wygrania. Prawie, bo nigdy nie sięgnąłem po Puchar Mistrzów. Prowadziłem wiele reprezentacji, z Brazylią na czele, ale na tej płaszczyźnie wyraźnie prześladował mnie pech. Decydując się na odrzucenie lukratywnych ofert federacji francuskiej i angielskiej, chciałem zbudować coś z niczego. Żeby to miało duszę i wyraźny ślad mej trenerskiej ręki. Gdzie indziej niż na Bałkanach znalazłbym to wszystko, czego było mi potrzeba do realizacji mych celów? W mundialowych eliminacjach los pokarał nas niesamowicie wyrównaną grupą, a jako że przeżywałem taktyczny kryzys, pogubiliśmy trochę punktów z niby prostymi rywalami. Ostatecznie wraz z angażem w hiszpańskim Villarrealu doznałem iluminacji, dzięki której ustawiłem mych Plavich tak, że nie przegrali już do końca roku pańskiego 2033 i awansowali na australijskie mistrzostwa z pierwszego miejsca. Moi serbscy bohaterowie. Była to drużyna starsza niż zazwyczaj preferuję. Wielu graczy ukończyło już trzydziesty rok życia i raczej przymierzało się do zakończenia kariery. To był zdecydowanie ostatni dzwonek, by pokazać się futbolowemu światu. Gwoździe do trumny Rozochocony świetną postawą w końcówce eliminacji miałem duże nadzieje związane z World Cup 2034, jednak już losowanie było moim pierwszym gwoździem do trumny. Z pierwszego koszyka Brazylia – lider rankingu FIFA. Z drugiego – Serbia. Z trzeciego – Meksyk – trzecie miejsce w rankingu. Na deser Algieria, która może nie jest zbyt medialna, ale należy do afrykańskiej czołówki. Grupa śmierci. Drugim gwoździem były sparingi przed mundialem. Jeszcze pół roku wcześniej ogrywaliśmy Duńczyków, Rumunów czy Amerykanów bez problemu, a tu… klops! Nie wygraliśmy żadnej potyczki towarzyskiej. Żadnej! Przegraliśmy nawet z Marokiem i Egiptem, a remisy z Urugwajem i Nigerią absolutnie nie zadowalały moich pierwotnych ambicji. Trzecim gwoździem miały być kontuzje. Ze składu wypadli wszyscy nieźli lewi obrońcy, a czołowy napastnik miał być zdrowy dopiero na ostatnie grupowe spotkanie – tak zwany mecz o honor. Na otwarcie Brazylia, potem mecz o wszystko z ultramocnym Meksykiem i na luzie o pietruchę z Algierią na zakończenie mundialowego snu. Tu trzeba dodać, iż Serbia ostatni raz na Mistrzostwach Świata grała w… 2018 roku, czyli szesnaście lat temu. Z tej perspektywy należy uznać, że już samo znalezienie się w gronie najlepszych było sukcesem. Bohaterowie Układając sobie kadrę Serbii dałem jasno do zrozumienia kibicom, iż nie będę korzystał z tzw. Farbowanych lisów. W rodzimej lidze grało sporo obcokrajowców z podwójnym paszportem, którzy liczyli na powołanie. Co ciekawe – większość z nich to bramkarze. U mnie nie mieli szans. W eliminacjach broniło kilku golkiperów, jednak w mundialowej kadrze mogło zmieścić się tylko trzech. Ciekawostką jest fakt, iż wszyscy grają w Anglii, a dwóch z nich to piłkarze Newcastle. Weteran Milenko Cvijić, który zaraz po mistrzostwach kończy karierę, od ponad dekady broni barw popularnych „Srok” i doprowadził je do trzech tryumfów w Pucharze Ligi. Mile niesamowicie dyryguje obroną, a swoje doświadczenie ma już niedługo przełożyć na karierę szkoleniową. Szkoda, że będzie musiał zmierzyć się z najlepszymi napastnikami świata w ostatniej batalii w swej przygodzie z piłką. Na drugim biegunie doświadczenia znajduje się najmłodszy w kadrze – dwudziestolatek Żarko Ninić. Obdarzony niesamowitym refleksem golkiper w młodym wieku wyemigrował do Australii, gdzie bronił barw Newcastle United Jets, które doprowadził do mistrzostwa kraju. Jego świetna gra została zauważona przez… to prawdziwe Newcastle, z Anglii, i od nowego sezonu ma on zastąpić w bramce „Srok” Cvijicia. Zmiana pokoleniowa zarówno w klubie, jak i w kadrze. Grupę bramkarzy uzupełnia Mladen Josović, od pieciu lat broniący w Premiership jako gracz Charlton. Świetny na linii, ciut słabszy na przedpolu, solidny rezerwowy w kadrze. W defensywie nie mogłem skorzystać z usług Borislava Slavova, obdarzonego atomowym przyspieszeniem gracza Fenerbahce, gdyż kontuzja kolana wyeliminowała go z australijskiego mundialu. To wielka strata dla reprezentacji. Inny lewy obrońca – Branko Vukasinović - ulubieniec poprzedniego szkoleniowca, u mnie nie wykorzystał swej szansy. Były zawodnik Chelsea, a od nowego sezonu CSKA Moskwa, jest świetny w destrukcji, ale zupełnie nie umie grać do przodu, co jest niezbędne w mojej taktyce. Media długo protestowały, ale ostatecznie Vuka został w domu. W pewnym sensie stałem się dla serbskich pismaków takim Janasem, który nie powołał ulubionego przez kibiców Frankowskiego. Z pewnością lewa obrona jest najsłabiej obsadzoną pozycją w naszej kadrze – i najmniej doświadczoną. 23-letni Sinisa Trbojević z Manchesteru United w końcu wywalczył sobie miejsce w składzie „Czerwonych Diabłów”, jednak nie błyszczał formą w Premiership. Na mundialu liczę na jego pracowitość i szybkość. Przyszłość na pewno należy do niego, a australijska przygoda może być niezłym motorem napędowym. Z korzyścią zarówno dla niego, jak i dla kadry. Zmiennikiem Trbojevicia ma być Nemanja Parvaz, negocjujący obecnie transfer do Twente Enschede. Liczyłem na niego, że będzie dobrą alternatywą dla gracza Manchesteru, ale zupełnie zawiódł w sparingach. Zawodnik z numerem 17 będzie najsłabszym ogniwem tej kadry. Po przeciwnej stronie boiska zagra legendarny Dragisa Ivanov. To defensor grający w starym stylu. Elegancki dżentelmen obdarzony świetną jak na obrońcę techniką. Mankamentem jego gry jest brak ciągu na bramkę, jednak nadrabia to znakomitą wprost grą z tyłu. W razie czego może także wystąpić jako stoper. Ciekawostką jest, iż prześladuje go straszny pech. Jako zawodnik Hull City i Atalanty dwukrotnie spadał z ligi. Ostatnio wrócił do rodzimego Partizana, jednak w nowym sezonie znów wyjedzie za granicę – do Borussii Monchengladbach. Konkurentem Drago będzie inny gracz z Bundesligi – Miroslav Aleksić. To również pechowiec, który dwukrotnie spadał z najwyższej klasy rozgrywkowej. Ostatnio nie potrafił utrzymać Eintrachtu Frankfurt w elicie i nowy sezon zacznie na zapleczu niemieckiej ekstraklasy. Miro to prawdziwy demon szybkości, co jest jego największą zaletą. Liderem defensywy ma być stoper Zoran Ćirić. Niestety – to także spadkowicz! Mimo niezłej gry, opuścił Premiership wraz z Southampton. Jest szansa, iż od nowego sezonu zmieni klimat na cieplejszy i poprowadzi defensywę Realu Oviedo. Znakomity fizycznie, świetnie grający głową, a do tego jak na stopera niesamowicie szybki. Można rzecz obrońca kompletny. W zamierzchłych czasach doprowadził nawet „Świętych” do finału Pucharu Anglii, ale tamte lata odeszły w zapomnienie wraz z młodością Zorana. To najprawdopodobniej ostatni mundial tego legendarnego obrońcy. Partnerem Ćiricia na środku obrony ma być moje odkrycie – 22-letni Radosav Lukić, zbierający niezłe noty w kanaryjskim Las Palmas. Oprócz typowo defensywnych zalet jest także nieziemsko pracowity, a z racji swego tytanicznego wzrostu potrafi także strzelać bramki po stałych fragmentach gry. Mimo młodego wieku już dwukrotnie zaskakiwał rywali serbskiej kadry strzałami głową. Stawkę stoperów uzupełniają dwaj gracze po trzydziestce. Najstarszy z nich to Jovo Stavrić, który dawno temu wygrał z Wolfsburgiem Puchar Niemiec, a przez ostatnie lata jest ostoją defensywy Romy. Jovo nie ma szybkości ani ciągu na bramkę, ale te braki nadrabia z nawiązką znakomitym przygotowaniem mentalnym i zdolnością ustawiania się przy akcji rywali. Raczej bez szans na grę jest Bojan Mijatović, obrońca Tuluzy, który mimo 32 lat zaliczył zaledwie 8 gier w kadrze. Co ciekawe, był mistrzem Portugalii zanim zadebiutował w reprezentacji Serbii. Zabrakło w mundialowym składzie młodziutkiego Ivana Ćiricia z Norwich, którego wyeliminowała kontuzja, oraz jego rówieśnika Novicy Miticia z Arsenalu, określanego mianem największej nadziei Serbii. Mitić nie błyszczał jednak w eliminacjach i nie należy do moich ulubieńców. Pora przejść do graczy drugiej linii. Z racji stosowanej przeze mnie taktyki, nie ma tu typowych skrzydłowych, a większość pomocników ma charakterystykę typowo defensywną. Najstarszym graczem z pola, legitymującym się grubo ponad setką meczów w kadrze, jest Dejan Milovanović z RC Lens. Jako że ma prawie 35 lat, nie oczekuję od niego sprintów od jednego pola karnego do drugiego, jednak z racji swego doświadczenia i spokoju gry, jaki wprowadza, jest nie do zastąpienia jako jeden ze środkowych pomocników. Poza walorami mentalnymi jest także świetny technicznie i dysponuje doskonałym podaniem, co nieraz pokazał zarówno w klubie, jak i reprezentacji. W poprzednim sezonie doprowadził Lens do finału Pucharu Ligi. Nie wyobrażam sobie kadry bez Dejana. Innym weteranem jest Srdjan Kopunović. To dość specyficzny gracz. Niby defensywny pomocnik, ale szalenie bramkostrzelny. Niesamowicie gra głową i notuje bardzo dużo ważnych przechwytów. W razie potrzeby może zagrać jako rozgrywający, a pewnie i w ataku by sobie poradził. Wystąpił prawie we wszystkich spotkaniach eliminacyjnych. Z Milovanoviciem tworzą niesamowity duet doświadczonych liderów środka pola. Kolejny weteran to Vladimir Tasić z Tottenhamu. Podejrzewam, że jest najbardziej utytułowanym piłkarzem w Serbii. Był mistrzem Holandii i Rosji, a ze Spartakiem dotarł do finału Ligi Europejskiej. To jego ostatni sezon, więc podobnie jak Cvijić kończy karierę po mistrzostwach. W Premiership zagrał w minionej edycji jedynie sześć razy, czyli tyle samo co… w kadrze. Specjalista od stałych fragmentów gry. Raczej nie będzie to pierwszoplanowa postać na australijskim mundialu. Ciekawym graczem jest Miroljub Zdravković, próbowany przeze mnie zarówno jako stoper, jak i w drugiej linii. Z Feyenoordem wygrał mistrzostwo i puchar Holandii, jednak w kadrze grał przeciętnie. Powołałem go głównie ze względu na jego uniwersalność. To typowy przecinak, bez ofensywnego zmysłu, jednak dodatkowo dysponujący świetną szybkością. Może się przydać. Interesujący jest przypadek Zorana Stankovicia, który mimo że jest nominalnym defensywnym pomocnikiem, niesamowicie dobrze czuje się kreując grę. Ma świetne podanie otwierające drogę do bramki i dużo widzi. Gdy odszedłem z Milanu, nowy trener sprowadził go do klubu i, mimo że nie był postacią pierwszoplanową, Zoran zapisał na swym koncie mistrzostwo Włoch. Jako typowy rozgrywający jednak w kadrze lepiej prezentuje się nasz najlepszy asystent – Vukasin Tosić. Zaledwie dwudziestodwuletni gracz Lille, wypożyczony na ostatni sezon do Realu Sociedad, to tytan pracy, dysponujący świetnym piłkarskim nosem, dzięki któremu wie, kiedy, gdzie i komu podać piłkę, by ten stworzył śmiertelne zagrożenie pod bramką. Wystąpił w większości meczów reprezentacji pod moją wodzą i był głównym kreatorem popłochu w obronnych szeregach rywali. Innym młodym wilczkiem jest Bojan Ignjatović, który jest taką lepszą wersją Zdravkovicia. Obok uniwersalności, niezawodności w defensywie i niezłej motoryki, potrafi także grać do przodu. Był absolutną gwiazdą Partizana, a gdy w zimowym okienku przeniósł się do Portugalii, z miejsca stał się ulubieńcem fanów Sportingu. Grupę pomocników uzupełnia Nikola Kraljević ze Słowana Bratysława. Nie ma jeszcze wyrobionej marki ani nazwiska, jednak posiada ogromny potencjał. Jak na defensywnego pomocnika jest znakomicie wyszkolony technicznie i mimo zaledwie 21 lat już posiada pewne oznaki przyszłego lidera środka pola, także pod względem mentalnym. W kadrze zagrał zaledwie pięciokrotnie, ale przyszłość należy właśnie do niego. Zostali więc jeszcze napastnicy, a wśród nich ten legendarny – Drażen Brkić. Wicekról strzelców Bundesligi, gwiazda absolutna, autor 27 trafień dla serbskiej kadry. Fenomenalny drybler, egzekutor, a nawet asystent. Gdyby był w pełni sprawny, o wynik z Meksykiem czy Algierią byłbym spokojny. Niestety, Drażen złamał rękę i na australijski mundial poleciał z gipsem. Rekonwalescencja potrwa jeszcze dwa tygodnie i, jak dobrze pójdzie, wystąpi w ostatnim meczu fazy grupowej. A może awansujemy, a Brkić – głodny gry – pokaże lwi pazur w drugiej rundzie? Pod nieobecność snajpera Wolfsburga liczyć będziemy na strzelecki kunszt napastnika Tottenhamu – Sinisy Gajicia. Tytuł króla strzelców Premiership przegrał zaledwie dwiema bramkami, a jego największą zaletą jest umiejętność znalezienia sobie miejsca w gąszczu nóg obrońców. Potrafi także świetnie grać głową i dryblować. Niestety, nie jest najszybszy na krótkim odcinku. Gdyby poprawił ten element gry, byłby zawodnikiem kompletnym i zapewne lepszym od Brkicia. Na mundial nie pojechał Nemanja Prole z Sassuolo, który zaliczył niegdyś niesamowity start w kadrze, strzelając pięć bramek w swych czterech pierwszych meczach. Nie zabrałem także największej gwiazdy reprezentacji do lat 21 – Dejana Majstorovicia – który zawiódł w dorosłych sparingach. Zamiast nich do Australii wyleciał Sreten Koković, który imponuje szybkością i snajperskim instynktem. Jego wadą jest to, że zupełnie nie potrafi grać w destrukcji. Gdyby postawić go w obronie, zagrałby gorzej niż niesławny były stoper Jagiellonii Białystok sprzed lat – Luka Gusić. Ostatnim z naszych snajperów jest Dane Sremac, który swą młodością wprowadza ożywienie, a kibice kochają go za techniczne sztuczki i niekonwencjonalne zagrania. Jest ulubieńcem sympatyków duńskiego Midtjylland, a od nowego sezonu powalczy o miejsce w składzie FC Metz. Tak to prezentuje się nasza bohaterska dwudziestka trójka. Młode wilczki i stare wygi, mieszanka rutyny z młodością. Jakby powiedziały trenerskie i dziennikarskie autorytety – złota recepta na drużynę sukcesu. Tylko że los chciał, iż trafiliśmy do grupy śmierci… Mecz otwarcia 17 czerwca 2034 roku w Perth powitaliśmy australijski mundial spotkaniem z najlepszą drużyną na świecie – Brazylią, w której to składzie grają takie tuzy jak Rui – najlepszy piłkarz wszech czasów, wielokrotny tryumfator Ligi Mistrzów z Marsylią oraz zdobywca Złotej Piłki. Ile razy nie pomnę, ale na pewno więcej, niż Messi, Maradona i Pele razem wzięci. Oprócz niego gwiazdy Bayernu, Fiorentiny, Atletico, Liverpoolu czy Valencii. Mokra nawierzchnia i chłodna temperatura nie leżała żadnej z drużyn, gdyż obie opierały swój styl na grze po ziemi. Nie było dla mnie mowy, by „zaparkować autobus” i czekać, aż Rui pokaże odrobinę swej magii. To miał być mecz Zorana Ciricia. To on miał opiekować się legendą futbolu. Od początku zaatkowaliśmy. Po pięciu minutach stworzyliśmy już dwie groźne akcje, a strzał z trzydziestu metrów w wykonaniu Milovanovicia mógł być bramką mistrzostw. Niestety, futbolówka wprawiła jedynie boczną siatkę w niemałe turbulencje. Przyjemnie było patrzeć na to, jak grają Serbowie. Akcja za akcją – świetne podania, dryblingi, tylko strzały gdzieś obok bramki Lapy, która była jak zaczarowana. Faktem jednak jest, że Brazylia nie wychodziła nawet nie z własnej połowy, co swojego pola karnego. Niestety, w dziewiątej minucie słabiej grający dziś Tosić traci piłkę w środku pola, a „Canarinhos” przeprowadzają bardzo szybki kontratak. Nasi obrońcy nie wiedzieli co się dzieje, a już było 0:1. Doskonała akcja w brazylijskim stylu. Chwilę później drobnego urazu doznał Dragisa Ivanov, jednak zdecydowałem, iż jego doświadczenie potrzebne nam jest teraz bardziej niż kiedykolwiek. Zrywa się Gajić, mija jednego, drugiego, trzeciego, czwartego Brazylijczyka, na piątym zatrzymuje się i pada w polu karnym. Sędzia uznał jednak, że to nasz napastnik faulował… A mogło być tak pięknie. W międzyczasie kontuzji doznał Rui, jednak brazylijski trener pozostawił go na boisku. Tosić wrzuca na Kopunovicia, ten wyskakuje ponad głowami obrońców rywali, uderza, a golkiper Bayernu Monachium efektowną robinsonadą paruje futbolówkę na rzut rożny. Mimo prowadzenia Brazylii to nadal my mamy przewagę. Trzydziesta siódma minuta, piłka trafia do Gajicia. To jest właśnie sytuacja, o której mówi się „patelnia”. Idę o zakład o każdą sumę pieniędzy, że gdyby w tym miejscu stał zdrowy Brkić, byłoby 1:1. Gajić chyba się przestraszył, bo spudłował jak najgorszy junior. Przez takie akcje przegrywa się mistrzostwa. Wstyd, wstyd i jeszcze raz wstyd. W końcu groźna akcja Brazylii – Graveto jest wyraźnie szybszy od naszych defensorów, uderza na bramkę, jednak Cvijić wyciąga się jak długi i wybija za bramkę. Uff. Rzut rożny, piłka trafia jednak do Gajicia, a ten biegnie niczym Usain Bolt przez całe boisko, mijając na szybkości całą drużynę Canarinhos! Brazylijczycy stali jak wryci! Gajić wpada w pole karne, strzela mocno w środek bramki, ale znów wybija Lapa. Nie ma swojego dnia Sinisa, oj nie ma… Przed gwizdkiem kończącym pierwszą połowę napastnik Tottenhamu miał jeszcze jedną genialną okazję, by wyrównać. Wybija Cvijić, piłkę przedłuża Tosić, Gajić mija na szybkości Laureto i jest sam na sam z Lapą. Niestety, robi jeden krok za dużo i bramkarz rywali łapie piłkę w ręce. Powtórzę – gdyby to był Brkić… Za chwilę idzie kontra, niesamowicie groźna akcja Ruiego, jednak nasi obrońcy wybijają mu piłkę zza pleców. W 9 na 10 sytuacjach byłby to rzut karny. Tym razem jednak czysto! Schodzimy na przerwę. Ivanov wyraźnie utyka. Mówi, że nie da rady grać dalej. Na domiar złego nasz kapitan – Milovanović – trzyma się za szyję. Lekarze mówią, że nie można ryzykować. To może być kontuzja kręgosłupa. Jesteśmy zmuszeni do dokonania dwóch zmian. Wchodzą Aleksić i Stanković. Pech, ogromny pech. Stworzyliśmy dużo więcej groźnych akcji, a przegrywamy. Do tego te dwa urazy. Drugą połowę mocno zaczęła Brazylia. Graveto jest dziś niesamowity. Tym razem jednak jego strzał minimalnie mija słupek. Zmieniam krycie. Cirić wyraźnie nie radzi sobie z napastnikiem Fiorentiny. Przydzielam go młodemu Lukiciowi. Aleksić lepiej gra z boku niż Ivanov, jednak Brazylijczycy zagęścili obronę i już nie dają tak łatwo nam oddawać strzałów. Sami jedynie kontrują. Druga połowa wyraźnie słabsza. Nie mamy nic do stracenia. Na dwadzieścia minut przed końcem wycofuję defensywnego pomocnika i przesuwam do przodu drugą linię. Wchodzi także Sremac za słabo grającego Kokovicia. Brazyliczycy zmieniają Graveto. Wchodzi Uidemar – jeden z najlepszych strzelców świata. Nic to jednak nie daje. Mecz kończy się wymęczonym 1:0 dla Brazylii. Oddaliśmy więcej strzałów, stworzyliśmy groźniejsze akcje, ale niesamowicie dysponowany Lapa w bramce (piłkarz meczu) i nieskuteczny Gajić w ataku spowodowali, iż przegraliśmy mecz otwarcia. No to teraz czas na… Mecz o wszystko Meksyk na inaugurację rozbił w pył Algierię 4:1, nie pozostawiając złudzeń, kto tu będzie liczył się w walce o awans. Aztekowie zagrali otwartą piłkę i narazili się na kilka kontr, co oznacza, że możemy powalczyć. Jak zagramy tak jak z Brazylią i będziemy mieli więcej szczęścia, możemy nawet wygrać. Tak myślałem… Później przyszedł lekarz ze spuszczoną głową i oznajmił grobowym tonem, iż Dejan Milovanović w trybie pilnym musi zostać odesłany do domu. Niepozorny ból okolic szyjnych okazał się poważniejszy, niż myślałem. Diagnoza: złamany obojczyk. Dla naszego kapitana mundial się skończył Ostatni w jego przebogatej karierze. Na AAMI Park padał lekki deszcz, a temperatura była mocno jesienna. Symptomatyczny, depresyjny nastrój na pogrzeb serbskich marzeń, nieprawdaż? Podobnie jak z Brazylią, z Meksykiem nie wygraliśmy nigdy… Ale cuda się podobno zdarzają. Z podniesionymi głowami, jednak bez kapitana Milovanovicia, wybiegliśmy na zroszoną deszczem murawę w Melbourne. W kadrze naszych rywali nastroje były szampańskie, a w składzie kilku dawnych i obecnych znajomych. Wszak Meksyk to kopalnia talentów – chyba największa na świecie. Nasi przeciwnicy grali inaczej niż Brazylia. Rozciągali grę, przerzucali piłkę pomiędzy skrzydłami, to nie była już klepka środkiem. Nie był to też styl gry, który by nam odpowiadał. Zapowiadało się na pogrom. Świetne wrzutki do napastników, wycofania do ofensywnych pomocników – Meksyk sprawiał wrażenie dużo lepszej drużyny niż Brazylia. Przez pierwsze pół godziny nie stworzyliśmy żadnej akcji podbramkowej, a nawet wykopy bramkarza czy wybicia obrońców przecinali rywale. Zostaliśmy zmiażdżeni. Jedyne zagrożenie z naszej strony to rzut rożny w końcówce pierwszej połowy, jednak główkę Lukicia wybronił jeden z obrońców i wybił na aut. Postanowiłem nieco uszczelnić defensywę. Może uda się dowieść 0:0 i przy wysokim zwycięstwie z Algierią awansować z czterema punktami… Dwie zmiany w przerwie i gramy dalej. Może Sremac okaże się lepszy niż Gajić. Zawiódł totalnie Trbojević, który i z Brazylią był najsłabszy na boisku. Z duszą na ramieniu wpuściłem Parvaza. Oj przydałby się Slavov, przydał… Wprowadzenie napastnika Midtjylland okazało się strzałem w dziesiątkę. Sędzia Hogg dał sygnał do rozpoczęcia drugiej połowy, a znany ze swej niekonwencjonalności Sremac wziął piłkę i zaczął taniec między zawodnikami Meksyku. Nasi rywale nie wiedzieli co się dzieje i zanim zdążyli się połapać, nasz napastnik już był w polu karnym. Co prawda strzał serbskiego dżokera był za słaby i golkiper Meksyku go odbił, piłka trafiła pod nogi Kokovicia, który przed sobą miał jedynie pustą bramkę. Popularny „Koko” dopełnił formalności i prowadziliśmy z Meksykiem 1:0! Właśnie po to mam w kadrze Sremaca i dlatego nie wziąłem na mundial Prole. Postanowiliśmy isć za ciosem. Kolejna akcja zakończyła się wybiciem piłki na rzut rożny, a tam znów był postrach Meksyku – Sremac. Wrzutka, powrót, jeszcze jedna wrzutka, precyzyjne podanie, strzał z najbliższej odległości i… Sandoval broni. Niestety, nie tym razem. Niestety, Meksyk rzucił się do ataku i wkrótce Lopez trafia atomowym strzałem w słupek. Dobitka Andrade jest jednak celna i autor ponad 50 bramek dla meksykańskiej kadry wyrównuje. Nasi obrońcy sygnalizują spalonego, jednak angielski sędzia pokazuje na środek boiska. Długo radość Serbów nie trwała… Meksykanie jednak chcieli w tym meczu zdobyć trzy punkty, więc atakowali dalej. Tym razem rzut rożny wykonuje mój podopieczny z Villarrealu i osobiste odkrycie – Lillingston – a głowę dostawia nasz kat – Andrade. 1:2. Czas, by rzucić się do ataku. Wycofuję Ciricia, który zawiódł w obu meczach, i wstawiam Kraljevicia. Nakazuję także frontalny atak. Co za różnica- przegrać 1:2 czy 1:8? Rozpoczynamy ze środka boiska, jednak nagle idzie długa piłka za plecy naszych obrońców. Tam czai się już Andrade, strzela w pełnym biegu… słupek! Uff. Napastnik Aston Villi to jednak bomba z opóźnionym zapłonem. Pozornie niegroźna akcja, kopanina, nagle bum! Hat-trick najlepszego snajpera Azteków od czasów Hugo Sancheza. Decyduję się na pokerową zagrywkę. Defensywny pomocnik Stanković, z racji swych znakomitych ofensywnych walorów, zostaje przesunięty na środek ataku. Akcja właśnie tego gracza, podanie do Sremaca, strzał… rzut rożny. Wrzuca sam Sremac, główka Lukicia i gol! 2:3! Pięć minut nadziei… złudnej nadziei… W 88. minucie czerwoną kartkę otrzymuje Andrade, bohater meczu, i Meksyk kończy to spotkanie w dziesiątkę. Atak! Atak! Frontalny atak! Pięciu napastników – gryźć, bić, strzelać! Niestety. Nie starczyło czasu. Przegrywamy 2:3 i odpadamy z Mistrzostw Świata. Wstydu jednak nie przynieśliśmy. Walczyliśmy jak równy z równym z Brazylią (ba! Byliśmy lepsi!), a z Meksykiem mimo niesamowitego naporu rywali strzeliliśmy dwie bramki. Naszym katem okazał się Salvador Andrade (bilans 59/57 w reprezentacji). Co ciekawe, w drugim meczu Algieria… prowadziła z Brazylią 1:0. Gdyby utrzymała to prowadzenie, potem Meksyk pokonał Brazylię, a my Algierię… mielibyśmy szansę. Niestety – Rui wyrównał. Algieria – Brazylia 1:1. Mecz o honor Honor obroniliśmy już w dwóch przegranych spotkaniach z faworytami do zdobycia pucharu, jednak trzeba było pokazać, iż poza ładną grą potrafimy także wygrywać. W Sydney kilku graczy miało okazję po raz ostatni w karierze wybiec na boisko. Dla nich ten mecz to było coś więcej niż ostatnie spotkanie w przegranych Mistrzostwach Świata. To ostatnia szansa, by udowodnić wszystkim, że nie są do niczego. Algierczycy zagrali bez kompleksów i od początku meczu rzucili się do ataku. Nie ma co się dziwić – przecież o mało co, a ograliby Brazylię. W szóstej minucie było na tyle groźnie, iż nasi obrońcy musieli wybijać piłkę z linii bramkowej. W końcu jednak się udało. Wyprowadzenie piłki od bramkarza, świetne prostopadłe podanie od Kopunovicia do Sremaca, a ten precyzyjnym strzałem w róg bramki zdobywa gola na wagę prowadzenia. Wciąż to jednak Algieria stwarzała groźniejsze sytuacje i raz po raz tylko szczęście ratowało nas przed utratą bramki. Niezwykle aktywny Sremac – odkrycie turnieju jeśli chodzi o naszą kadrę – próbował jeszcze dwukrotnie zaskoczyć bramkarza Algierii, jednak do przerwy wynik pozostał niezmienny. Po zmianie stron obie drużyny niemiłosiernie pudłowały, lecz żadna z nich nie miała zamiaru cofnąć się do defensywy. W końcu Algierczycy dopięli swego. 68. minuta, akcja prawym skrzydłem, dośrodkowanie… i gol. 1:1. Na dwadzieścia minut przed końcem meczu na boisko wchodzi Brkić. Nie jest w pełni sił, ale taki gracz musi zaliczyć choć parę minut na mundialu. Za cztery lata, jeśli nawet Serbia awansuje, będzie już za stary. Lukić opuszcza boisko z czerwoną kartką. Czyżbyśmy skończyli mundial bez punktu? Rzut wolny i bramka. 1:2. Koniec. Zero Tyle punktów zdobyliśmy na australijskim mundialu. Paradoksalnie, najlepszy mecz rozegraliśmy na inaugurację z Brazylią, a potem było już coraz gorzej. Co ciekawe, Meksyk ograł Brazylię 2:1, lecz gdyby Canarinhos nie zdobyli tego gola… odpadliby! Na rzecz Algierii! Jakże słaba jest Brazylia na tym mundialu, pomimo pierwszego miejsca w rankingu. Najlepszy w naszym składzie był – pomimo czerwonej kartki z Algierią – Radosav Lukić. Najgorzej zagrali obaj lewi obrońcy, a także – niestety – Zoran Cirić, który miał być ostoją defensywy. Oprócz Lukicia wyróżnić trzeba Dane Sremaca, który wniósł sporo ożywienia w ataku i był o wiele lepszy, niż słabiutki Gajić. Zaliczył też bramkę i asystę. W ten oto sposób kończy się moja serbska przygoda. Awans na Mistrzostwa Świata po 16 latach należy uznać za sukces, natomiast samą postawę w Australii już nie. Może nowy trener wykrzesa coś więcej z tego zespołu. Będzie miał trudne zadanie – musi oprzeć drużynę na młodszych graczach. To pokolenie zaś przejdzie do historii serbskiego futbolu jako to, które przełamało niemoc poprzednich i wystąpiło znów na mundialu i walczyło jak równy z równym z Brazylią. Żegnaj, Serbio!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...