Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'londyn' .
-
Londyn. Miasto futbolu. Niezliczona ilość drużyn, od komercyjnych przedsiębiorstw z Premier League, aż po małe dzielnicowe ekipy grające dla garstki fanów. Ciężko w to uwierzyć, ale uwielbiam zdecydowaną większość z nich. Właściwie nie potrafiłbym wskazać, choć jednej, która działałaby mi na nerwy. Czyste szaleństwo. Spośród wszystkich londyńskich zespołów, losy dwóch śledziłem w pewnych okresach swojego życia ze szczególnym zaciekawieniem. Oczywiście nie mogłem pamiętać dnia, w którym szalony Sam Hammam za 40 tysięcy funtów kupił Wimbledon, a później w dziewięć lat zaliczył cztery awanse. Gdy słynny Crazy Gang terroryzował cały kraj przy okazji poniekąd zdobywając Puchar Anglii miałem ledwie 4 lata. Pod koniec szalonych lat 90’ nie potrafiłem sobie jednak wytłumaczyć, jakim cudem praktycznie bezdomni Wombles potrafią całkiem przyzwoicie grać w najwyższej klasie rozgrywkowej. Mniej więcej w tym samym czasie, niecałe 5 mil na północ bankrutujące Fulham zostało uratowane przez innego biznesmena marzącego o futbolowych salonach. Harrods stał się zbyt ciasny dla Mohammeda al-Fayeda, który luksusowe korytarze w sobotnie popołudnia zamieniał na rozpadające się ławki Craven Cottage. W sezonie 2000/01 obie ekipy spotkały się w Division One (drugi poziom rozgrywkowy), a później ich losy potoczyły się już zgoła odmiennie. Wyrzucony z Plough Lane Wimbledon przy wydatnej pomocy lichwiarzy ze Skandynawii szybko zakończył swój żywot, a Fulham przez kilka dobrych lat potrafiło skutecznie walczyć m.in. na europejskich murawach. Życie również to piłkarskie nie znosi jednak próżni. Każdy cykl ma swój początek i koniec, ale historia lubi się powtarzać. Po latach odbudowany przez wiernych fanów Wimbledon po raz kolejny pnie się w ligowej hierarchii, a Fulham już z nowym właścicielem u steru pragnie ponownie zawitać w elicie. Taki jest już Londyn. Miasto futbolu.