Skocz do zawartości

Flame

Użytkownik
  • Liczba zawartości

    220
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

O Flame

  • Urodziny 29.01.1995

Informacje

  • Wersja
    FM 2013
  • Klub w FM
    FC Vaduz
  • Ulubiony klub
    BVB Borussia Dortmund
  • Skąd
    Łódź
  • Płeć
    Mężczyzna
  • Zainteresowania
    Czarnobyl, boks, piłka nożna, siatkówka, pisanie.

Kontakt

  • Gadu Gadu
    5545116

Flame's Achievements

Junior

Junior (3/15)

1

Reputacja

  1. Jednak jak to w świecie bywa, jakaś perfidna siła zniszczyła wszelkie plany. Nim kaczątko, a właściwie już łabędź zdołał wypłynąć na zasłużone, szerokie przestrzenie, ktoś zanieczyścił zarówno jego prywatny grajdołek, jak i całe życie zwierzęcia. Już nie dane mu było prostować skrzydeł między płatkami lilii czy rozkoszować się powiewem ekstraklasowych poranków. Po kilku dniach od odkrycia zanieczyszczeń, powołani specjaliści orzekli brak oznak życia w zbiorniku wodnym. Wraz z nacjonalistycznym kaczątkiem padła cała reszta jego kompanów. Autor pozwolił sobie na tak metaforyczne zakończenie, by sfinalizować opek w podobnym stylu do jego początku. Chociaż ‘finalizacja’ nie jest tutaj odpowiednim słowem, ostatni post w przeglądanym temacie jest publikowany stanowczo za wcześnie. Powodem jego powstania nie jest brak chęci do kształtowania swojego literackiego pióra, czy gry w Football Managera. Winę zrzucam na barki autora dodatku ‘Polska Liga Update’. Dbając o szczegóły stadionu i zarządu Chojniczanki Chojnice, zapomniał on o podstawowych ustawieniach dla rodzimej ligi. A tam ukryła się mała, uniemożliwiająca dalszą grę usterka. Polscy newgeni kreowali się bowiem dopiero od 18 roku życia, kiedy juniorzy z innych krajów mieli za sobą trzy lata wirtualnych treningów i gry w młodzieżowych zespołach. Praca na takich zasadach okazała się być syzyfową, utworzenie europejskiej potęgi złożonej z wyłącznie krajowych piłkarzy było możliwe jedynie przy donośnym akompaniamencie szczęścia i dużej wytrwałości. Jeśli chodzi o dalsze losy ŁKS-u, to dokonał on tego, co nie udało się w poprzednim sezonie. Mając na dwie kolejki przed końcem sezonu pięć punktów straty do liderującej Ekstraklasie warszawskiej Polonii, zdobyliśmy Mistrzostwo Polski. Niestety, nie przyniosło to zauważalnych zmian w reputacji klubu, stąd nawet dla takiego Małeckiego ŁKS pozostał jedynie ligowym średniakiem. Dziękuję każdemu z czytelników, obojętnie czy stałemu, czy ‘etatowemu’ za poświęcony czas. Pisanie ‘Nacjonalistycznego Kaczątka’ dostarczyło mi mnóstwo zabawy i umiejętności, awans do ‘Opowiadań’ zaś mnóstwo satysfakcji i zapału do pracy. Może kiedyś jeszcze uda się wysmażyć inną porcję Flejmowych wypocin, póki co pozostaje mi jedynie zaprosić do odwiedzin linku z sygnaturki. Jeszcze raz dzięki i pozdrawiam! ;)
  2. Zanim przystąpiliśmy do kolejnego ligowego starcia, z lubińskim Zagłębiem, w odległej Brazylii udało się dopiąć transfer prawdziwej perełki. Po miesiącach przetrząsania światowych rynków, w końcu udało się znaleźć aż bijącego potencjałem polskiego piłkarza, szkoda że trzeba było szukać aż na innym kontynencie: Peter Karwan (575 tys. £, po sezonie) – niech nie zwiedzie was brazylijska flaga przy jego podejrzanej facjacie, wszak Karwan to potomek niezidentyfikowanych polskich imigrantów. Piłkarską charakterystyką przypomina nieco Adama Glińskiego, od napastnika ŁKS odróżnia go jednak przede wszystkim dużo większy zapał do pracy. Niestety Peter jest również okrutnie wolny, idealnie natomiast pasuje do roli odgrywającego. Jego przyjazd do Łodzi daje nam więc nie tylko zastrzyk latynoskiej krwi, ale również nową opcję w ataku drużyny. Szczęście związane z zakupem utalentowanego Polaka musiało zostać w jakiś sposób zrównoważone. Los wybrał więc pierwszą lepszą okazję – choćby wyjazdowe spotkanie z Zagłębiem Lubin i ziścił swój szatański plan. Wszystko zaczęło się jednak zgodnie z moimi założeniami, w 27. minucie po błędzie obrońcy Zagłębia, Alexeya Gavrilovica piłkę do bramki wpakował Bello Korfamata. ŁKS grał dobrze i rozważnie, więc utrzymanie jednobramkowego prowadzenia do końca pierwszej połowy nie było specjalnym problemem. Aż tu nagle, już w 46. minucie obrona gości rozpierzchła się na dwie strony boiska, w środku pozostawiając idealny korytarz dla Denissa Rakelsa. Zdziwiony nieco Łotysz skorzystał z prezentu łodzian i pewnym uderzeniem pokonał Łukasza Skorupskiego. To naturalnie popchnęło nas do natychmiastowej odpowiedzi, na cóż jednak kolejne okazje Łukasza Tymińskiego (dwie) i Bello Korfamaty (trzy), skoro wystarczyły dwa rzuty rożne, by zupełnie wybić nam z głowy marzenia o wywiezieniu choćby punktu z Lubina. W 74. minucie gola zdobył Tomas, chwilę później na 3:1 podwyższył Hanzel, a my znacznie oddaliliśmy się od ligowego tronu.
  3. Flame

    Snooker, bilard, pool...

    O'Sullivan pokonuje Ebdona 10-4 i przechodzi dalej. Szczególnie w pamięci zapada dogrywka już w pierwszym frejmie, szkoda jednak, że Ebdon nie powalczył bardziej w tym spotkaniu. Nie oglądam snooker od stuleci, więc powiedzcie mi, zawsze miał takie problemy z opanowaniem emocji, jak dzisiaj/wczoraj, o finale MŚ z 2002 nie wspominając?
  4. @TEXAS: liczę, że będziesz śledził go dalej ;) a co do Arki, to błądzi gdzieś w okolicach baraży o Ekstraklasę, ale wciąż nie udaje się Gdynianom do niej powrócić. *** Czas skorzystać z udanych zimowych przygotowań i wygrać na inaugurację wiosny w polskiej Ekstraklasie. Rywal ku temu idealny – pogodzony już chyba z rolą ligowej czerwonej latarni Śląsk Wrocław. Podopieczni Elvisa Scorii kiszą się obecnie na przedostatniej pozycji w tabeli, nie mając jakichkolwiek perspektyw na lepszą przyszłość. Na dodatek notują już któreś z rzędu okienko transferowe bez żadnego faktycznego wzmocnienia, stopniowo rozprzedając resztę drużyny. Celem na 28 lutego było pokazanie światu, że polityka podobna do tej, jaką stosuje wąsaty prezes Śląska nie nadaje się nawet do polskiej Ekstraklasy. Zarząd Wrocławian już w 10. minucie skarcił Damian Tymiński. Polak bez przyjęcia uderzył po świetnie rozegranym przez Tomczyka rzucie wolnym i pokonał zasłoniętego obszernym plecami Fojuta – Kelemena. Nie minął kwadrans, a na listę strzelców ponownie wpisał się prawoskrzydłowy ŁKS. Świetną kontrę wyprowadził Kasprzak, jednak jego podanie do Tomczyka zatrzymał wyjątkowo zorientowany Daniel Ciach. Były piłkarz warszawskiej Polonii zrobił to jednak na tyle nieudolnie, że piłka trafiła pod nogi Łukasza Tymińskiego. Pomocnik ŁKS bez zastanowienia posłał więc doskonałe zagranie do innego z panów Tyminskich i jasnym stało się, że w tym spotkaniu Śląsk nie będzie miał wiele do powiedzenia. Jedyną szansę goście upatrywali w błędach obrońców ŁKS. Szczęśliwie trafili na słabszy dzień Mateusza Wilka, który w doliczonym czasie pierwszej połowy zamiast wybić piłkę – skierował ją do własnej bramki. Humory dopisywały jednak gospodarzom w trakcie 15-minutowej przerwy. Tuż po jej zakończeniu, bramkę po bardzo efektownej indywidualnej akcji dołożył Krzysztof Tomczyk. Tak często wymieniany dziś prawoskrzydłowy reprezentacji Polski wziął na plecy ciężkawą trójkę obrońców gości, strząsnął ich z siebie tuż przed Kelemenem i pewnie wykończył akcję. Niedługo później, wykorzystując kolejny błąd Oborny gospodarzy odpowiedział mu Adam Franczak. Ostatnie słowo należało jednak do moich podopiecznych. Jego autorem był ponownie ten, który zaczął dzisiejsze strzelanie przy al. Unii. Damian Tymiński w 88. minucie pewnie wykończył dobre podanie Kasprzaka i skompletował pierwszego w swoim 22-letnim życiu hat-tricka. A pomyśleć, że gdyby nie kontuzja Tomczyka, Damian wciąż kisiłby się w Młodej Ekstraklasie.
  5. Mimo wszystko rosnąca renoma ŁKS-u na arenie europejskiej i coraz zasobniejszy w finanse klubowy skarbiec popchnęły mnie do małego wynagrodzenia kibicom niepowodzeń w tegorocznej LE. Tak oto, spod klawiatury autora wyszedł mało zyskowny, ale jakże prestiżowy pomysł zorganizowania domowego turnieju o randze niemal międzynarodowej. Oczekujących na wizytę Realu Madryt i londyńskiej Chelsea muszę rozczarować, na zaproszenie prezesa Gortata przystał ‘jedynie’ Rosenborg, Standard Liege oraz turecki Trabzonspor. Nikt nie odważył się jednak stwierdzić, że wspomniana ‘trójca’ nie zapewni właściwego zimowym przygotowaniom poziomu sportowego. Całą ‘zabawę’ rozpoczęliśmy teoretycznie najłatwiejszym spotkaniem, z będącym w bardzo wczesnej fazie treningów przed nowym sezonem, Rosenborgiem. Grający w bardzo okrojonym składzie goście z Norwegii sprawili polskim kibicom nieprzyjemną niespodziankę, prowadząc do przerwy 1:0 (Boti Goa). Wprawdzie w drugich 45 minutach wyrównał niezawodny ostatnimi czasy Damian Tymiński, jednak nikt nie bał się głośno powiedzieć, że oczekiwaliśmy od starcia z Rosenborgiem znacznie więcej. Tym bardziej, że ten sam Rosenborg został w następnej kolejce (gramy systemem ligowym) rozbity przez Trabzonspor w stosunku 1:11. Należało więc odpowiedzieć Turkom na ich dwa zwycięstwa w dotychczasowych meczach. Jak się okazało, nasz kolejny rywal – Standard Liege okazał się być idealnym kandydatem do osiągnięcia wspomnianego celu. Goście ze wschodniej Belgii przyjechali do Łodzi wyłącznie na wątpliwej jakości kulturalnej wycieczkę i bez zbędnej boiskowej walki dali sobie wbić 3 gole. Najpierw cudownym uderzeniem z dystansu popisał się Kasprzak, chwilę potem ten sam zawodnik dołożył asystę przy golu Tomczyka. W drugiej połowie goście odpowiedzieli golem Cedrica Lamberta. Było to ich jedyne uderzenie w światło bramki. Tym bardziej szkoda, że mówimy o golu samobójczym. Ostatnią przeszkodą w drodze po niespecjalnie zaszczytny czempionat w ‘Turnieju Czterech Narodów’ był turecki Trabzonspor. Podopieczni Michaela Laudrupa przed ostatnią serią spotkań zajmowali 1. lokatę w tabeli, mając za sobą zwycięstwa zarówno nad Standardem Liege, jak i Rosenborgiem. Ewentualny remis w pełni by im wystarczył, Turcy obiecywali jednak upokorzenie ŁKS-u na ich własnym boisku. Plany planami, obietnice obietnicami, a ŁKS ograł faworyzowanych rywali 4:2. Najpierw trafił Łukasz Tymiński, chwilę potem odpowiedział mu Alanzinho, ale to Tomczyk ustalił wynik do przerwy na 2:1 dla gospodarzy. W drugich 45 minutach po golu dołożyli Korfamata oraz Szeliga, pojedyncze trafienie niejakiego Yunusa Yildrima to za mało, by zdetronizować łódzką jedenastkę. I tym pozytywnym akcentem zakończyliśmy zimowe przygotowania. Biorąc pod uwagę klasę rywali w nich uczestniczących i naszą dyspozycję – już ostrzymy sobie korki na pomyślną walkę o mistrzostwo Polski.
  6. Otóż to, w tym roku rozgrywki europejskie mocno nam zaszkodziły. Ale naturalnie nie zrażamy się tym i w przyszłym sezonie musimy ponownie zawojować kontynent ;) *** Nie ma sensu na siłę podsumowywać pierwszej połówki sezonu 2014/2015. Fakt faktem, że osiągnięć z rundy jesiennej sprzed roku powtórzyć się w żadnym stopniu nie udało, jednak wciąż zrzucam to na karby gruntownej przebudowy zespołu. Wszak, jak tutaj rywalizować z mającymi po kilkadziesiąt występów na arenie międzynarodowej piłkarzami Man City, kiedy średnia wieku podstawowej jedenastki ŁKS oscyluje około 22 lat? O porównywaniu umiejętności zawodników nie wspominając. Jednak wbrew logice, dwa kolejne transfery Łódzkiego Klubu Sportowego znów wpisały się w filozofię gry młodą, polską młodzieżą. Z Wisły Kraków, 1 lipca 2015 roku przybędzie bowiem do nas niewielki pakiet, w skład którego wchodzą: Alan Uryga (wolny transfer, po sezonie) – środkowy obrońca z ambicjami gry jako wysunięty napastnik. Aby wyłamać się spod stereotypów ustawimy Alana jednak gdzieś w okolicy pozycji defensywnego pomocnika. Silne, postawne bydle spod Wawela powinno zapewnić mi spokojną głowę w razie urazów Pazdana lub Bayera. Paweł Oleksy (wolny transfer, po sezonie) – jeszcze rok temu był wart ponad milion funtów, dziś Krakowianie oddają go za darmo. Biorąc pod uwagę naprawdę solidne, jak na warunki Ekstraklasy umiejętności Pawła i niespecjalne bogactwo Wisły na pozycji lewego obrońcy – jest to wyjątkowo idiotyczne posunięcie. Dzięki temu jednak, mamy wreszcie realną konkurencję dla Strzeleckiego. Czy oznacza to odejście Petera Lukaca? Najbliższe miesiące powinny rozwiać wszelkie wątpliwości. Tak więc bez szczególnych zmian personalnych przystąpiliśmy do zimowych przygotowań. Jak się okazuje – jako jedyny zespół polskiej Ekstraklasy, reszta drużyn postanowiła zapomnieć o piłkarskich meczach na najbliższe dwa miesiące. My natomiast postanowiliśmy postrzelać nieco do bramki renomowanych rywali. Dwa wyjazdowe zwycięstwa, nad BATE Borysów (4:0, Janicki, Ł. Tymiński, Gliński, Leszczyński) i trzecim w tabeli ukraińskiej Ekstraklasy Arsenałem Kijów (2:1, Korfamata, Gliński) oraz domowe 4:0 z Olympiakosem (Szeliga, D. Tymiński, Korfamata, Chetverikov) wskazują na to, że dawna, legendarna wręcz forma ŁKS-u jest już blisko tryumfalnego powrotu. Czy tak faktycznie się stanie? Następny odcinek postara się o tym ładnie opowiedzieć. OBIECANA TABELA EKSTRAKLASY PO RUNDZIE JESIENNEJ SEZONU 2014/2015
  7. Tegoroczne rozgrywki Ekstraklasy miały być jednym, wielkim rewanżem na Lechu Poznań za utracone w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu mistrzostwo Polski. Rzeczywistość postanowiła jednak szybko zweryfikować powyższe plany. I choć faktycznie, pierwsza część odwetu na Lechu zakończyła się powodzeniem (4:2 na własnym boisku), to jednak wyjątkowo kłujące w serca kibiców ŁKS-u porażki z Legią oraz w derbowym meczu, z Widzewem wymagają natychmiastowej riposty. Dzięki przychylności ligowego terminarza, szansę do zrewanżowania się warszawskiej Legii dostaliśmy jeszcze przed końcem 2014 roku. 31 grudnia, w sylwestra mieliśmy doskonałą okazję, by ten dość feralny rok zakończyć niezwykle przyjemnym dla kibiców wydarzeniem. Motywacja do wejścia w nowe 12 miesięcy z niemal czystym sumieniem była na tyle silna, że już w 2. minucie swoją pierwszą bramkę od ośmiu spotkań zdobył Bello Korfamata. Doskonałą piłkę zagrał występujący dziś na lewym skrzydle Antolic, a Nigeryjczyk nie śmiał w tak łatwej sytuacji i tak ważnym meczu spudłować. Próby odpowiedzi Legii były tłumione daleko przed polem karnym ŁKS-u, natomiast każdy kolejny atak gospodarzy powodował, że zapach kolejnego gola był coraz intensywniejszy. I tak oto, w 11. minucie na 2:0 podwyższył... Jakub Rzeźniczak. Obrońca Legii zamiast wybić piłkę po dośrodkowaniu Antolica, popisał się idealną główką w okienko własnej bramki. Kiedy 180 sekund później na 3:0, po fantastycznym rajdzie przez pół boiska podwyższył znów ‘boski’ Bello Korfamata – jasnym stało się, że nie damy sobie już wydrzeć końcowego tryumfu. Wprawdzie przed końcem pierwszej połowy ponoć kontaktową bramkę zdobył Wolski, jednak w żaden sposób nie zburzyła ona naszej pewności siebie. I mimo, że drugie 45 minut rozpoczęło się od huraganowych ataków legionistów, gości szybko skarcił Korfamata. Szybka kontra, kolejne doskonałe zagranie Antolica i doskonałe wykończenie Nigeryjczyka – gościom nie chciało się już nawet człapać po łódzkim boisku. A i nam nie w smak było nadmierne zmęczenie przed sylwestrową nocą. 4:1 po jednostronnym widowisku, rewanż absolutnie pomyślny. Zanim oddaliśmy się w pełni noworocznej labie, czekała na nas jeszcze potyczka w Sandecją Nowy Sącz. I znów pozory łatwej przeprawy mogą zmylić, bo nie dość, że gramy mecz wyjazdowy, to jeszcze z 3. drużyną ligowej tabeli. Mimo wątpliwej marki rywala, nikt nie spodziewał się, że gospodarze oddadzą nam choćby punkt bez jakiejkolwiek walki. I faktycznie, mecz z podopiecznymi Jarosława Jakolcewicza okazał się być ‘oczekiwanym’ niewypałem, po 90. minutach przeraźliwie nudnego widowiska wywieźliśmy z Nowego Sącza zaledwie remis. Szkoda, bo konsekwencją tego jest spadek na 3. pozycję w tabeli na koniec ‘rundy jesiennej’ polskiej Ekstraklasy. A w następnym odcinku – obiecana tabela :>
  8. @bacao: Gliński doznał kolejnego urazu i do końca rundy już nie pogra. Szkoda, bo nie dość że brakuje mu ogrania i meczowego doświadczenia, to do tego dochodzą te przeklęte kontuzje :< *** Europejskie rozgrywki idą w kąt, oby tylko do lipca przyszłego roku. Aby jednak w kolejnym sezonie walczyć o start w kontynentalnych pucharach, należało dołożyć większych starań w rodzimej Ekstraklasie. Ekstraklasie, w ramach której nie wygraliśmy już od 4 spotkań. Za kandydata do przełamania się w lidze posłużyła nam Cracovia. Tak, tak sama, która całkiem niedawno o mały włos nie ograła nas przy al Unii. Zmęczenie, mocno przeciętna forma zespołu i okrutny, psychiczny uraz po pierwszym starciu z podopiecznymi Wojciecha Stawowego popchnęły mnie do nieco zaskakujących zmian w podstawowej jedenastce ŁKS-u. Tak oto, wobec absencji Krzysztofa Tomczyka, by zapełnić lukę na prawym skrzydle wydobyłem z rezerw niejakiego Damiana Tymińskiego. Miał być realną konkurencją dla byłego piłkarza Zagłębia, swoimi postępami na treningach zasłużył jednak wyłącznie na występy w Młodej Ekstraklasie. Teraz planuje tryumfalny powrót i co wręcz nieprawdopodobne – zabranie (właśnie Tomczykowi) miejsca w składzie. Swoją szansę na bokach obrony dostaną wreszcie Lukac i Słodowy. Na deser, przez nieobecność żadnego z lewoskrzydłowych, na tej pozycji ujrzymy Mateusza Kwiatkowskiego. Choć biorąc pod uwagę jego poprzednie poczynania w barwach ŁKS, nie jestem pewien, czy grając w 10 nie uzyskalibyśmy bardziej pozytywnych rezultatów. Przepisy są jednak jasne, i 11 piłkarzy musiało pojawić się w składzie gości. Mimo nerwowej sytuacji zarówno po jednej (Cracovia walczy o opuszczenie strefy spadkowej), jak i po drugiej stronie (walka o mistrzostwo, póki co – jesieni), ze stadionu przy Józefa Kałuży wiało okropną nudą. Nawet gol Rafała Leszczyńskiego z 39. minuty nie był w stanie obudzić 11000 chrapiących widzów. Zamiast okrzyków – głośne sapanie, transparenty służyły jako pościel, wobec braku wyzwisk nawet sędzia poczuł się nieswojo. Mimo 15-minutowej przerwy i szansy by wejść w mecz ‘raz jeszcze’, druga połowa nie przyniosła odmiany obrazu gry. Na uwagę zasługuje jedynie sytuacja z 57. minuty. Akcja dwóch panów Tymińskich zakończyła się efektownym uderzeniem z woleja. Czyim? Ku zaskoczeniu wszystkich, włącznie ze śpiącymi kibicami, debiutancką bramkę zdobył Damian. I ustalił tym samym wynik meczu na 2:0 dla gości, fatalna passa przełamana. Szkoda jednak, że nie udało się odpędzić nasyconych jakąś nieznośną klątwą chmur znad stadionu przy al. Unii. Już po raz trzeci z rzędu nie udało nam się wywalczyć na własnym boisku więcej niż jednego punktu. Tym razem uszczęśliwiony prezentem od nieskutecznych napastników ŁKS był Ruch Chorzów. Po golach Antolica oraz Macieja Jankowskiego, spotkanie zakończyło się wynikiem 1:1. A na horyzoncie już wyłania się klasyk, starcie z Legią Warszawa.
  9. @SzKoDi: kadrę prowadzi Piotr Nowak, na razie dołujemy nieco w eliminacjach do ME, porażki ze Szkocją i Anglią, zwycięstwo z Gruzją. Natomiast w sparingach Polacy zdołali ograć Portugalię i Włochów na ich boiskach. Jeśli przełożą tę formę na oficjalne mecze - wciąż jest szansa na awans *** Wydaje się, że tryumf Manchesteru City w grupie E Ligi Europejskiej to wynik, który przewidziałaby choćby zaszyta w domowej kuchni kobieta. Wszak wciąż pompowany arabskimi dolarami klub ze środkowej Anglii stał się już wręcz popkulturowym zjawiskiem, przyzwyczajając przy okazji swoich mniej lub bardziej oddanych kibiców do walki o największe laury. Tym większe było więc rozczarowanie The Citizens z powodu gry w rozgrywkach o szczebel niżej od elitarnej Ligi Mistrzów, o płaczu po domowej porażce z FC Sion nie wspominając. Mało kto wierzył jednak, że smutna historia się powtórzy i niespecjalnie utytułowany zespół z drugiej części Europy, ogra Manchester City na angielskim boisku. O jakiej drużynie tym razem mowa? Naturalnie o Łódzkim Klubie Sportowym. Tegoroczne występy ŁKS-u na arenie międzynarodowej również są dalekie od oczekiwanych. Po rewelacyjnej postawie w LM sezonu 2013/2014 kibice wybiegali myślami zapewne nieco dalej niż na czwarte miejsce w grupie Ligi Europejskiej. Niestety, beznadziejna postawa w ‘dwumeczu’ ze Sionem i brak kluczowych zawodników w decydujących starciach z Lazio Rzym, zupełnie pogrążyły łódzką jedenastkę. Tym samym jednak, ŁKS niczego do stracenia już nie miał. Czyż nie dałoby się więc, choćby w końcówce rozgrywek pokazać swój zeszłoroczny pazur? Niestety, gospodarze w pierwszym kwadransie meczu dosłownie zmiażdżyli przestraszoną polską trzódkę. Trzy świetne, ale zmarnowane okazje Yaya Toure, skutecznym strzałem pomścił David Silva i już w 15. minucie Manchester City objął spodziewane prowadzenie. Chwilę później kolejną świetną szansę miał wspomniany Toure, jego strzał obronił jednak Kychak, za kilka minut następny atak City – znów w roli głównej Ukrainiec broniący ‘setkę’ Dzeko. W naszych głowach kłębiły się jednak marzenia uniknięcia ‘dwucyfrówki’ na Eithad Stadium. Goście obudzili się dopiero w 38. minucie spotkania, po podaniu Janickiego strzał z dystansu oddał zastępujący Tymińskiego, Tomasz Hołota, jednak piłka poszybowała wysoko ponad bramką. Paradoksalnie ta niezwykle nieudana próba popchnęła ŁKS do kreowania swoich okazji. 120 sekund później do interwencji zmuszony został nawet stojący w bramce Fraser Foster, lecz uderzenie Korfamaty okazało się być zbyt sygnalizowanym, by zaskoczyć doświadczonego Anglika. Przed końcem pierwszej połowy szansę miał również Leszczyński, jednak będąc osamotnionym w polu karnym gospodarzy, posłał piłkę obok słupka. Dobry okres gry ŁKS-u zwiastował jednak równie pozytywną drugą odsłonę meczu. I faktycznie, goście nie ustępowali wiele podopiecznym Davida Moyesa, idąc z nimi na prawdziwą wymianę ciosów. Uderzenie Dzeko, odpowiedź Korfamaty, okazja Silvy, natychmiastowe podanie na wolne pole, do szalejącego tego dnia Pawła Czoski. Do końca spotkania, wynik jednak nie uległ zmianie. Tym samym kończymy europejskie rozgrywki zdecydowanie najlepszym dotychczas występem. Marne to pocieszenie, skoro w sześciu meczach zdołaliśmy zdobyć zaledwie symboliczny punkt, przegrywając tym samym wszystkie domowe spotkania. Tę nieudaną przygodę zrzucam jednak na karby niedoświadczenia i niezgrania obecnej jedenastki ŁKS-u. Wszystkie znaki na niebie i ziemi (docieranie się zespołu, dobre tempo rozwoju piłkarzy) wskazują, że za rok będzie dużo, dużo lepiej. I tego sobie i każdemu z czytelników życzę. Bo czymże jest opek z polską ligą w tle, bez wojaży po europejskich arenach?
  10. Flame

    Bundesliga

    Reus może grać na obu skrzydłach, na środku właściwie też. Kuba był delikatnie niedoceniany po meczu z Bayernem, bo media piały nad cudowną piętką Lewego i niesamowitej grze Piszczka w destrukcji. Nie umniejszam ich roli w zwycięstwie, ale Robert trafił chyba tylko dlatego, że myślał, że jest na spalonym, a Łukasz najlepszego meczu absolutnie nie zagrał. Natomiast Błaszczykowski - klasa sama dla siebie, nie przepadałem za nim specjalnie, ale tym występem udowodnił, że o podstawową 11 w przyszłym sezonie ma szansę powalczyć. Coś mi się wydaje, że oprócz Lautern, poleci również Koln, żal byłoby Augsburga, bo faktycznie podopieczni Luhukaya walczą heroicznie. Na puchary szansę może mieć też Stuttgart, bo też prezentuje w tej rundzie wręcz zaskakująco dobrą dyspozycję. Poza pozycjami 1, 2 i 18 wszystko wydaje się być jeszcze nierozstrzygnięte, szykuje się ciekawy koniec sezonu :>
  11. @SzKoDi: wielkie dzięki, takie opinie cieszą dużo bardziej od pochlebstw dot. gry zespołu ;) A co do tabeli, nie jestem w stanie jej odtworzyć, obiecuję wrzucenie jej na półmetku sezonu :] *** Marną szansą na cudowną odmianę formy będzie wyjazdowe spotkanie z Legią, jednak terminarz nie dał się w żaden sposób przekonać. W ten sposób po dwóch ligowych remisach z zespołami, które ogrywać powinna choćby drużyna Młodej Ekstraklasy, zagramy właśnie z najpoważniejszym (obok Lecha) rywalem w walce o krajowy czempionat. Aby nieco wzniecić ducha walki w piłkarzach ŁKS-u, Legioniści solidarnie stracili punkty w ostatniej ligowej kolejce (1:3 z Jagiellonią), na dodatek w ostatnich czterech spotkaniach między tymi dwoma zespołami, łódzka jedenastka wygrywała trzykrotnie, notując jeden remis. Światło w zaciemnionym beznadziejną dyspozycją tunelu? Mimo dość wyrównanego i solidnego w naszym wykonaniu początku spotkania, wspomniany płomyk nadziei zgasił szybko Michał Kucharczyk. Prawdopodobnie najlepszy obecnie napastnik polskiej Ekstraklasy w 33. minucie meczu wykorzystał okrutne gapiostwo Rafała Leszczyńskiego i odbijając piłkę od goleni środkowego obrońcy ŁKS, otworzył wynik widowiska. Jak się później okazało – przy okazji go ustalając. To było kolejne bardzo przeciętne wyjazdowe spotkanie w wykonaniu moich podopiecznych, taka postawa nie wystarczyła na będącą w niewiele lepszej dyspozycji od nas – Legię. Jedynym pozytywem jest znaczna poprawa formy w porównaniu z innym starciem poza własnym grajdołkiem, z Widzewem. Tym razem udało nam się stworzyć NAWET dwie stuprocentowe sytuacje. Naturalnie obydwie zmarnowane przez niezwykle konsekwentnych w swojej beznadziejnej grze – Korfamatę i Czoskę. Prawo progresu dyspozycji wskazywałoby jednak w kolejnym meczu na tak wyczekiwane od dawna zwycięstwo. Nic bardziej mylnego. Następnym rywalem ŁKS-u będzie Manchester City. I to na dodatek we wręcz niemożliwym do zdobycia, angielskim forcie. Najwyższy czas opracować misterny plan obrony przed dwucyfrowym wynikiem na Etihad Stadium.
  12. Flame

    Bundesliga

    a mnie się właśnie wydawało zawsze, że jedynymi zespołami, na których Schalke umie zdobywać punkty to ligowe ogórki. Kiedy już jadą na Signal Iduna Park, do Monachium czy Gladbach - wtedy dostają niemiłosierne baty.
  13. Borussia: Weidenfeller (2) - Piszczek (2,5), Subotic (2,5), Hummels (2), Schmelzer (3) - Gündogan (3), Kehl (2,5) - Błaszczykowski (3,5), Kagawa (3), Großkreutz (3,5) - Lewandowski (2) Bayern: Neuer (2,5) - Lahm (3), Boateng (3), Badstuber (2,5), Alaba (2,5) - Luiz Gustavo (3,5), Kroos (3) - Robben (6), T. Müller (4,5), Ribery (4,5) - Gomez (4,5) Nota meczu: (2) Nota sędziego: Knut Kircher (2) Piłkarz meczu: Robert Lewandowski (2) Wielki mecz CAŁEJ Borussi Dortmund, zwieńczony golem Lewandowskiego. Wypada jedynie dziękować Robbenowi, że nie zepsuł święta kibicom BVB, 6 pkt. przewagi nad Bayernem na cztery kolejki przed końcem to przewaga, której raczej nie roztrwonimy ;)
  14. @peżet: te literówki zaczynają już mnie prześladować :< musimy dać radę, ale lekko nie będzie. @Hidalgo: o dziwo to jeszcze stary patch, nowy był zainstalowany dopiero w końcówce obecnego sezonu, jeszcze do niej daleko ;) *** Szansą na lepszą piłkarską rzeczywistość i dogonienie przodującej w tabeli Polonii Warszawa (notabene też bez formy) dawało nam kolejne domowe starcie, z Górnikiem Zabrze. Personalnie – zespołem znacznie lepszym od chociażby feralnej Cracovii, jednak warto wspomnieć, że 90% utalentowanej młodzieży (Wilk, Milik, Król, Pazdan) wyfrunęło z południa Polski wieki temu. Dziś łaty po ubytkach w składzie zapełniają m. in. Djousse, Roger Guerreiro i Bartosz Sopel. Wystarcza to jednak na zaledwie 11. miejsce w ligowej tabeli. I faktycznie, różnicę klas obu zespołów widać było od pierwszych minut. Po zupełnym ofensywnym marazmie ze starcia z Cracovią, atak ŁKS-u wreszcie zaczął poprawnie funkcjonować, co od razu zaowocowało bramką. We własnej szesnastce szarżującego Kasprzaka sfaulował Xavian Virgo, a podyktowany rzut karny pewnie wykorzystał Rafał Janicki. Rehabilitacja za przestrzeloną jedenastkę z pierwszego meczu z FC Sion – udana. Kolejne ataki gospodarzy zaczynały przybierać na intensywności. Cóż jednak z tego, skoro jedna kontra Zabrzan wystarczyła, by Donald Djousse zdobył swoją siódmą bramkę w sezonie. Co prawda chwilę potem na prowadzenie wyprowadził nas ponownie Janicki (tym razem po rzucie rożnym, asysta – Czoska), jednak mimo kolejnych prób ŁKS-u na podwyższenie wyniku, bramkę zdobył... Górnik. W 59. minucie piłkę z rzutu wolnego wrzucał Piotr Brożek, łaciata spadła na głowę Tomasza Zahorskiego, który sfinalizował akcję dwóch byłych reprezentantów Polski i zapewnił gościom jakże cenny remis. Mimo absolutnej hegemonii na boisku, znów tracimy punkty w spotkaniu, które powinniśmy wygrać choćby rezerwami. W tabeli doskoczył do nas Lech, zbliża się też Legia. Mimo czterech spotkań rozegranych mniej, nasza strata do warszawskiej Polonii wynosi już 15 pkt. Na dodatek na kolejne ligowe spotkanie przeniesiemy się na Łazienkowską. Zapowiadają się trudne i sądne tygodnie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...