„1995”
21 kwietnia 1995 roku. Dzień ten choć byłem wtedy ledwie 11-letnim dzieciakiem zapamiętam do końca życia. Było ciepło, wręcz upalnie jak na tą porę roku. Duchota dokuczała w normalnym funkcjonowaniu, ale w tamtych czasach nic nas nie zatrzymywało. Podejrzewam, że większość dzieciaków tylko przebierała nogami żeby czym prędzej pognać byle z dala od domu. Nie inaczej tego dnia było ze mną. Zaraz po powrocie ze szkoły wziąłem piłkę pod pachę i w głowie już rozgrywałem jakieś meczycho. Kogo zgarnąć ze sobą? Wiedziałem, że zawsze ale to zawsze chętny będzie Piotrek. Szybki bieg, dzwonek do drzwi, standardowe przywitanie. Pierwsze zdziwienie. Uległ namowom choć źle się czuł i nie miał większej ochoty do gry. Po paru chwilach już stał w drewnianej chybocącej się bramce, ale to nie było to. Zawsze cholernie ciężki do pokonania tym razem był wręcz ślamazarny. Gdy przysiadł zauważyłem, że z jego twarzą dzieje się coś dziwnego. Zrobiła się wręcz bordowa, więc gdy zaczął coraz ciężej oddychać widzieliśmy, że trzeba wracać. Choć boisko od domu Piotrka dzieliło ledwie kilkanaście metrów, nie był w stanie ich pokonać. Położył się nieopodal furtki, a ja bez zastanowienia pobiegłem po jego ojca. Był w domu.
W piątki po 16:30 lubiłem przy obiedzie zerknąć na ligę czeską. Szczerze powiedziawszy oglądałem wszystkie mecze na jakie tylko natknąłem się przed telewizorem. Siedziałem otumaniony i choć w tle nasi południowi sąsiedzi grali o ligowe punkty to moje myśli uciekały w inne miejsce. Bałem się zerknąć przez okno bo wychodziło wprost na ulicę przy której mieszkał Piotrek. Kątem oka widziałem tylko karetkę i kotłujących się ludzi. Kiedy weszła mama i powiedziała najdelikatniej jak tylko potrafiła, że mój najbliższy przyjaciel odszedł przyjąłem to w sumie ze spokojem. Z perspektywy czasu i tych wszystkich lat wiem, że w tamtej chwili to co się stało pozostało jakby obok mnie. Nie rozumiałem tego.
Skłamałbym mówiąc, że tamto wydarzenie odmieniło nasze dzieciństwo. Przez kilkanaście dni wydarzenie to było dla małego osiedla tematem tabu, ale życie szybko wróciło na swoje właściwe tory. Każdy z nas poszedł do przodu, wszak byliśmy tylko zwykłymi dzieciakami. W moim serduchu jednak na zawsze pozostała zadra. Straciłem przyjaciela i choć minęło już ponad 20 lat to o tym kwietniowym popołudniu nie zapomniałem. Nie mógłbym.