Widziałem wczoraj "Wstyd" McQueena. Mam ambiwalentne odczucia - z jednej strony do pewnego momentu to na pewno bardzo dobry, mocny film. Kilka scen pierwsza klasa - chociażby doskonała pierwsza scena w metrze (napięcie między Brandonem i nieznajomą dziewczyną) albo scena w restauracji (randka Brandona z Marianne). Fassbender gra świetnie, chyba awansował do roli mojego ulubionego aktora tego pokolenia. Ale z drugiej strony - końcówka zdecydowanie zepusta, zbyt melodramatyczna, zbyt nieautentyczna, "reżyserskie" środki wyrazu też źle dobrane IMO. Ogółem - powiedziałbym, że 8/10, może nawet 9/10 bez końcowki, ale z nią jednak bliżej siódemki. A fakt, że Fassbender nie dostał nominacji do Oscara to po prostu wstyd!
P.S.
Wrażliwców ostrzegam, że w filmie sporo golizny płci obu, tym bardziej, że członek Fassbendera jest naprawdę duży!