Zdecydowanie powiem, że Wikingowie to słaby serial, dlatego go odpuściłem parę sezonów temu. Jest nudny, jest sztampowy i przewidywalny.
Film nie musi być dobry by być dobrą rozrywką, pomijam filmy z cyklu guilty pleasure, ale wiele filmów komiksowych spełnia te definicję. Są oklepane, powierzchowne, ale na tyle dobrze zrealizowane, że dobrze się na nich bawisz. Jest to oczywiście kwestia wymagań, ale dla mnie to straszne pójście na łatwiznę zrobienie filmu w stylu Bohemian. Nikt nie każe się skupiać na każdym aspekcie z życia zespołu, ale można było zrobić coś ciekawego. A tak zobaczyliśmy coś co zobaczysz włączając jakikolwiek blurej z koncertów Queen i doczytując parę rzeczy na wikipedii. Sukces tego filmu (kasowy, bo krytycy chórem mówią o średnim filmie) opiera się głównie na samej realizacji, wykorzystaniu świetnego zespołu, którego mało kto nie przesłuchał i faktu, że do tej pory nie mieliśmy filmu o Queen czy Freddym i ludzie byli wygłodniali.
Nic z powyższych nie sprawia, że ten obraz to dobry FILM. Ale to dobre widowisko.