Skocz do zawartości

Co rano to samo


Spajk

Rekomendowane odpowiedzi

Nie prościej pisać Inter? :>

Inter znany najbardziej jest jeden, drugi to Turku, ale mało kto kojarzy.

 

Tak już przywykłem po wgraniu tego fake name fixa. Jeżeli komuś jeszcze to przeszkadza, to dajcie znać, poprawię na skrócone nazwy :P

Odnośnik do komentarza

Internazionale bardzo fajnie wygląda ;) lepiej niż inter według mnie, noi gratuluje ogrania Olympiakosu, przecież mieli fenomenalny sezon w lidze i na pewno nie umknęło to uwadze ludziom od baz danych w fm-ie :> czekam na zdetronizowanie juventusu, liga włoska wreszcie na forum zaczyna dominować, inter avellino cesena noi squadra azzurra dobrze w Euro sobie poczyna, czyżby Włosi wracali na właściwe tory?

Odnośnik do komentarza

 

noi gratuluje ogrania Olympiakosu, przecież mieli fenomenalny sezon w lidze i na pewno nie umknęło to uwadze ludziom od baz danych w fm-ie

Pokonanie takich ogórków to obowiązek. :)

 

 

Szczerze spodziewałem się cięższej przeprawy po ich dobrej postawie w lidze, a w meczu z nami zostali po prostu stłamszeni. Zarówno na wyjeździe, jak i u siebie.

Odnośnik do komentarza

Trzynastodniowa przerwa bardzo dobrze wpłynęła na zespół. Dzięki niej piłkarze mieli czas na odpoczynek i regenerację sił. Końcówkę tegoż okresu wykorzystaliśmy przede wszystkim na opracowywanie i wcielanie w życie nowych schematów taktycznych. Nasza gra opierała się głównie na nieszablonowości, ale zawsze dzięki schematom byliśmy przygotowani na każdą ewentualność. O słuszności takiego działania z naszej strony miała przekonać się Genoa, którą podejmowaliśmy na własnym obiekcie 14 września. Początek obecnej kampanii w ich wykonaniu nie należał do szczególnie udanych, ale ciężko wymagać dobrych wyników, gdy w nowym sezonie wita cię Roma, a niespełna tydzień później przyjeżdża do ciebie największy turyński klub. Współczuję im z całego serca, ale w piłce nożnej nie ma miejsca na sentymenty. Trzeba zawsze grać na własny rachunek w tej bezlitosnej branży. Szansę na grę od pierwszej minuty ku zaskoczeniu ekspertów otrzymał pomijany przeze mnie, zepchnięty na trzeci plan Radu. Osobiście nie pokładam wielkich nadziei w Rumunie, a jedynie postrzegam go jako solidnego zmiennika. Na prawej flance defensywy nie powinna już nikogo dziwić obecność Djurovicia. Młody Serb coraz bardziej, acz wciąż powoli oswaja się z obecną rolą, jaką odgrywa. Mimo młodego wieku jest pewnym punktem obrony, świetnie podłącza się do akcji ofensywnych i nie przejawia jakichkolwiek wahań formy. Myślę, iż jest to idealny materiał na zmiennika, a w przyszłości gracz, który na stałe zadomowi się w wyjściowej jedenastce. Nagatomo i D'Ambrosio młodsi już na pewno nie będą, a więc przed Stefanem pojawia się naprawdę ogromna szansa.

 

W mecz weszliśmy zdecydowanie lepiej. Jak przystało na gospodarzy, szanowaliśmy piłkę, nie pozbywaliśmy się jej na siłę oraz co najważniejsze nie uginaliśmy się pod wysokim pressingiem ze strony rywali. Ci z kolei przejawiali ogromną ambicję i chęć odniesienia upragnionego zwycięstwa. Ze względu na taki, a nie inny sposób gry byli oni bardzo łatwi do skontrowania. O ile ten mecz zaczął się lepiej właśnie dla nich, o tyle to my zdobyliśmy pierwszą bramkę. W 9. minucie prostopadłe podanie od Goriego w uliczkę trafiło pod nogi Sowa, który w sytuacji sam na sam przegrał pojedynek z Radu. Senegalczyk zachował się fantastycznie, wyczekując bramkarza, a następnie uderzając mocno po ziemi w kierunku dalszego słupka. Na szczęście mimo nikłego doświadczenia Rumun zostawił za sobą wyprostowaną nogę, dzięki czemu udało mu się sparować strzał do boku. Ze swojej pierwszej poważnej szansy skorzystaliśmy w 17. minucie. Wszystko zapoczątkował całkowicie zasłużony rzut wolny podyktowany za faul na rozpędzonym Poulsenie. Duńczyk wykorzystywał słabość kryjącego go obrońcy. Gdy jego mankamenty wyszły już na jaw, skupialiśmy się głównie na atakowaniu właśnie tą konkretna flanką. Stały fragment gry z okolic prawego narożnika boiska egzekwował Elias. Brazylijczyk początkowo wrzucił futbolówkę w pole karne, a gdy ta wybita przez jednego z defensorów wróciła pod jego nogi, postanowił zgrać ją do znajdującego się na szesnastym metrze Palazziego. Krótkie zagranie do stojącego tyłem względem bramki Poulsena, zastawienie się przed napierającym obrońcom i odegranie do boku do niepilnowanego Camary. Gwinejczyk poprawił sobie jedynie piłkę, uciekł minimalnie do boku i mocnym strzałem wpakował piłkę do pustej bramki. Gdzie był bramkarz tak naprawdę trudno określić. W polu karnym panował istny chaos, byłem pod wrażeniem, iż w takim tłumie udało nam się rozegrać tak koronkową akcję. Oczywiście nie poprzestaliśmy tylko i wyłącznie na jednej bramce. W 24. minucie rzut rożny z prawego narożnika egzekwował nie kto inny jak Elias. Można rzec, iż 34-latek wiedzie monopol na bicie stałych fragmentów gry i jest to jak najbardziej prawda. Z tak doskonale ułożoną prawą nogą nie mógłbym wyznaczyć kogokolwiek innego. Świetna centra na krótszy słupek została przecięta przez nabiegającego Takacsa, który mocnym strzałem głową pokonał bezradnego bramkarza, jednocześnie zaskakując obrońcę ustawionego na bliższym słupku. Tak właśnie wyglądało to na treningach i tak właśnie wygląda to w trakcie meczu. Na przerwę schodziliśmy w fantastycznych nastrojach żegnani chwilowo przez kibiców gromkimi brawami. Do końca spotkania byliśmy stroną zauważalnie lepszą, ale zbyt późno podjąłem decyzję o cofnięciu się, czego konsekwencją była stracona bramka. W 92. minucie świetną kontrę na gola zamienił Matarese. Mimo wszystko słowa pochwały należy kierować w kierunku Nianga, który zrobił z naszą obroną, co tylko chciał i wystawił piłkę wspomnianemu napastnikowi na tacy. Obecnie ciężko w to uwierzyć, ale nasz obrońca/defensywny pomocnik Takacs ma więcej bramek aniżeli Icardi. Jeżeli dalej tak pójdzie Argentyńczyk, będzie zmuszony znaleźć sobie nowego pracodawcę.

 

14.09.2019, Serie A TIM [3/38] - 45.358 widzów

(3.) F.C. Internazionale 2:1 Genoa CFC (17.)

'17 Camara (1:0)

'24 Takacs (2:0)

'90+2 Matarese (2:1)

 

Skład: Radu - Djurović, Miranda, Takacs, Alfonso - Poulsen, Palazzi (67' Cataldi), Guarin, Camara (82' Deulofeu) - Elias, Icardi (45' Torin)

MVP: Yussuf Poulsen (Inter) - 8.9 ocena (1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Mój debiut w Lidze Mistrzów przypadał na siedemnasty dzień września. Owszem miałem wcześniej styczność z barażami o najwyższe miejsce, ale wierzcie mi, iż one nie równają się jakkolwiek fazie grupowej. Inna stawka, inne emocje, sześć kolejek nieustannej walki. Dotarcie w to miejsce kosztowało mnie cztery lata i jedną zmianę drużyny. Teraz dumny przystępuję do potyczki z angielską Chelsea. The Blues powoli odbudowują swoją formę po porażce z Arsenalem w spotkaniu o Tarczę Wspólnoty. My z kolei obecną kampanię rozpoczęliśmy wzorowo od pewnych zwycięstw w meczach z łatwiejszymi rywalami. Teoretycznie to gospodarze mieli zdecydowanie większe szansę na triumf i dobre wejście w rozgrywki, ale po cichu liczyłem na to, iż sprawimy nie lada sensację na Stamford Bridge. Do składu z miejsca wskoczyli wszyscy podstawowi zawodnicy wraz z zawodzącym Icardim na czele. Uznałem, że tak ważny, prestiżowy mecz będzie dla niego najlepszą okazją na przełamanie niemocy strzeleckiej. W końcu Argentyńczyk miał mierzyć się z zespołem, który jeszcze miesiąc, może półtora temu zabiegał o niego ze wszystkich sił.

 

Pierwsze minuty nie należały do szczególnie interesujących. Tempo było wolne, a gospodarze skupiali się na utrzymywaniu piłki. My z kolei cofnęliśmy się nieco głębiej, oczekując na sposobność do przeprowadzenia kontrataku. Szybka wymiana ciosów również nie zaowocowała jakąkolwiek bramką. Dopiero w 13. minucie spotkanie rozpoczęło się na dobre. Wówczas kapitalnym przerzutem na prawe skrzydło do podłączającego się Nelsona Semedo błysnął Diego Costa. Portugalski obrońca bez trudu urwał się spod krycia w pojedynku biegowym z Alonso i po centrze na bliski słupek omal nie obsłużył doskonale napastnika Chelsea. Na szczęście kapitalną interwencją popisał się Juan Jesus, który zablokował dośrodkowanie. Wydawało się, iż niebezpieczeństwo zostało zażegnane, ale było to jak najbardziej mylne twierdzenie. Po kilku sekundach futbolówka wróciła w obręb szesnastki i trafiła pod nogi Costy. Hiszpan pierwszym strzałem nie zaskoczył dobrze dysponowanego Handanovicia, ale bezlitosną dobitką pod poprzeczkę nie pozostawił naszemu bramkarzowi żadnych szans. Byłem sfrustrowany tym, jak łatwo do strzału doszedł snajper gospodarzy. Absolutnie niezrozumiałe było dla mnie oddanie dwóch strzałów mimo ścisłego krycia dwójki obrońców. Oprócz popisu gry w obronie zaprezentowaliśmy się w ataku. 28. minuta na zegarze. Wrzut z autu na wysokości pola karnego egzekwuje D'Ambrosio. Jest to wręcz wymarzona okazja do wykreowania sobie sytuacji podbramkowej. Wyrzut do najbliżej stojącego Icardiego wymiana podań i uprzejmości, a następnie świetny przerzut do niepilnowanego Praeta. Belg opanował piłkę w okolicach osiemnastego metra, przełożył ją sobie na prawą wiodącą nogę i potężnym finezyjnym strzałem z dystansu wpakował piłkę prosto w okienko bramki strzeżonej przez Courtoisa. Ależ bramka! Żaden golkiper na świecie nie byłby w stanie zablokować tak doskonałego strzału. Dalej nie działo się właściwie nic. Chelsea zaczęła grać bardziej zachowawczo, a my skupiliśmy się na przetrzymywaniu piłki, co minimalizowało liczbę ataków gospodarzy. Do przerwy wytrwaliśmy z niezmienionym rezultatem bramkowym, a po powrocie na murawę emocji nie brakowało. W 61. minucie rzut wolny z odległości około siedemnastu metrów egzekwował Barkley, który mocnym strzałem ponad murem w lewy róg bramki pokonał wyciągniętego jak struna Handanovicia. Nie pozostaliśmy jednak dłużni angielskiej drużynie i w 69. minucie ponownie doprowadziliśmy do wyrównania. D'Ambrosio popisał się fantastycznym prostopadłym zagraniem wzdłuż linii końcowej, którym uruchomił Campbella. Kostarykanin dopadł do piłki przed obrońcami i w pełnym biegu wrzucił ją do ustawionego na jedenastym metrze Icardiego. Niezwykle precyzyjna centra trafiła pod nogi Argentyńczyka, a ten potężnym wolejem w kierunku dalszego słupka pokonał Belga. Nieprawdopodobny zwrot akcji! Jako drużyna, która teoretycznie miała zostać zdeklasowana pod wszystkimi względami, pokazaliśmy charakter, stawiliśmy opór i ugraliśmy jeden, cenny punkcik.

 

Benfica 4:0 Ludogorec 1945 Razgrad

 

17.09.2019, UEFA Champions League Grupa B [1/6] - 40.317 widzów

(/) Chelsea 2:2 F.C. Internazionale (/)

'13 Costa (1:0)

'28 Praet (1:1)

'61 Barkley (2:1)

'69 Icardi (2:2)

 

Skład: Handanović - D'Ambrosio, Veljković, Jesus, Alonso - Takacs, Gnoukouri (73' Medel), Praet - Origi (52' Campbell), Deulofeu (73' Perisić), Icardi

MVP: Ross Barkley (Chelsea) - 8.9 ocena (1 bramka)

Odnośnik do komentarza

@MaKK: Nie odważyłbym się z góry skreślić Benfici. Natomiast remis z Chelsea na wyjeździe uważam za dobry prognostyk.

@yaneck1: Myślę, że my nie mamy się co martwić frekwencją ;) Obecnie pod tym względem w lidze ustępujemy jedynie Romie.

 

 

Po osiągnięciu dobrego wyniku w Anglii udaliśmy się możliwie jak najkrótszą drogą na lotnisko. Przy obecnej nikłej rozpiętości terminarza nie mogliśmy pozwolić sobie na podziwianie angielskiego krajobrazu przepełnionego wszechobecną szarością i smutkiem. Dzięki Bogu ktoś kiedyś wpadł na pomysł, ażeby ludzie przemieszczali się nie tylko drogą lądową czy morską, ale również i powietrzną. Dzięki temu zyskaliśmy sporo czasu, oszczędziliśmy siły, a jednocześnie trenowaliśmy jak nigdy. Takiego podejścia wymagała od nas zaistniała sytuacja. Ciężko bowiem nie starać się bardziej aniżeli kiedykolwiek, gdy na horyzoncie zarysowują się spotkania z takimi markami jak Roma czy Juventus. Rzymianie mimo kryzysu formy i bardzo słabego wejścia w obecną kampanię wciąż byli dla nas równorzędnymi rywalami. Siedemnasta lokata nie miała znaczenia. Prędzej czy później musieli odpalić, a naszym zadaniem było dopilnowanie tego, żeby przełamanie nie nastąpiło właśnie w bezpośredniej konfrontacji z nami. Do gry nie wystawiałem najsilniejszej jedenastki, którą analogicznie oszczędzałem na zdecydowanie ważniejszy pojedynek ze Starą Damą. Stąd też obecność w wyjściowej jedenastce takich piłkarzy jak Rizzotto, Scuglia czy Wilson nie powinna nikogo dziwić.

 

W mecz weszliśmy zdecydowanie lepiej aniżeli gospodarze. Już we wczesnych minutach przyłożyliśmy rywalom nóż do gardła. Graliśmy bardzo szybko, wysokim pressingiem, a wszelkie próby ataku z ich strony były zażegnywane tuż za linią środkową. Można rzec, iż zdusiliśmy ich w zarodku. Zdeterminowani, a jednocześnie sfrustrowani Rzymianie przez nadszarpnięte nerwy porywali się bardzo często z motyką na słońce. Nie kalkulowali, nie liczyli się z tym, czy stanie się komuś krzywda, czy też nie, po prostu nagminnie faulowali. Skrupulatny sędzia odgwizdywał niemalże każde przewinienie, jednakże kartoniki przyznawał tylko nam. Pierwszą akcję przeprowadziliśmy w 12. minucie. Podłączający się Djurovic został sfaulowany w okolicach dwudziestego metra. Do rzutu rożnego podszedł El Sayed. Egipcjanin nie kalkulował, a rozegrał to tak, jak ćwiczyliśmy to na treningu. Krótka wrzutka na bliższy słupek do krytego przez niższego rywala Wilsona. Amerykanin dzięki swoim fantastycznym warunkom fizycznym bez problemu przeskoczył rywala i mocnym uderzeniem głową w kierunku dalszego słupka dał nam całkowicie zasłużone prowadzenie. Wobec tak dobrej gry z naszej strony rywale byli niemalże bezsilni. Kolejny popis świetnej gry zespołowej zademonstrowaliśmy kilka minut później. Kapitalną kontrę w jednym momencie wykreował odbiór Djurovicia na połowie Rzymian. Serb ani myślał zastanawiać się co począć z piłką i mocnym prostopadłym podaniem wzdłuż linii końcowej uruchomił Diaza. Paragwajczyk w pojedynku sam na sam z obrońcą nie miał jakichkolwiek problemów z minięciem go, a gdy już zbliżył się na wystarczającą odległość do linii końcowej, wrzucił futbolówkę na piąty metr. Tam zgodnie z moimi przewidywaniami najlepiej zachował się Wilson, który uciekł spod krycia i mocnym strzałem po ziemi pokonał bezradnego Begovicia. Bośniak był wyraźnie zażenowany postawą swojego bloku defensywnego i w kilku niecenzuralnych słowach podsumował ich dotychczasową pracę. Wszystko wyglądało doskonale, a po chwili zaczęło się, runęło jak domek z kart. W 27. minucie kosztowny błąd, którego konsekwencją była bramka samobójcza popełnił Scuglia. Młody obrońca usilnie starał się przeciąć tor lotu piłki, a gdy tego dokonał, niefortunnie wpakował ją do własnej bramki. Wtedy do naszej gry wkradła się nerwowość. Na szczęście dzięki kolejnej kontrze w 45. minucie piłkarze mogli być spokojniejsi. Świetne przejęcie Eliasa w środkowej strefie boiska. Brazylijczyk ruszył z piłką środkiem, a następnie przerzucił ją do Wilsona. Rosły napastnik zaskoczył mnie kapitalnym technicznym zagraniem. Zamiast przyjmować opadającą futbolówkę i zabrać się z nią w kierunku bramki, strącił ją piętką do wybiegającego zza pleców El Sayeda. Egipcjanin w sytuacji sam na sam z bramkarzem nie mógł się pomylić i strzałem tuż przy słupku pokonał bezradnego Bośniaka. W przerwie pochwaliłem chłopaków. Niestety ci rozluźnienie słowami pochwały zagrali drugie, tragiczne czterdzieści pięć minut. W 53. minucie straciliśmy bramkę po bramce Marchizzy. W 64. minucie po absolutnie kuriozalnej sytuacji rzekomego przytrzymywania w polu karnym drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę otrzymał Diaz. Prezent od arbitra w postaci jedenastki wykorzystał Dżeko, który dwie minuty później ponownie wpisał się na listę strzelców. Przykro mi z jednego powodu. Sędzia wypatrzył wynik spotkania swoją błędną decyzją. Zresztą poziom trzymania tego meczu w ryzach stał na dalekim od doskonałości pułapie. Świadczy o tym najlepiej statystyka - przyznane 13 żółtych kartek, 2 czerwone (w 94. minucie Castan otrzymał drugą żółtą kartkę), 1 rzut karny z kapelusza.

 

22.09.2019, Serie A [4/38] - 52.787 widzów

(17.) AS Roma 4:3 F.C. Internazionale (3.)

'12 Wilson (0:1)

'20 Wilson (0:2)

'27 (sam.) Scuglia (1:2)

'45 El Sayed (1:3)

'53 Marchizza (2:3)

'65 (kar.) Dżeko (3:3)

'67 Dżeko (4:3)

 

Skład: Rizzotto - Djurović, Miranda (44' Medel), Scuglia (64' Jesus), Alonso - Samper, Elias (55' Cataldi), Guarin - Diaz (64' CzK.), El Sayed, Wilson

MVP: Bill Wilson (Inter) - 8.7 ocena (2 bramki, 1 asysta)

Odnośnik do komentarza

Szkoda porażki, ale jako, że sędzia wypaczył nieco mecz to mam nadzieję, że już nie będzie sędziować w meczach z twoim udziałem. Liczę, że twój zespół weźmie z tego naukę i poprawi grę, kiedy sędzia będzie próbować zmienić losy spotkania.

 

Sami daliśmy ciała, że roztrwoniliśmy dwubramkową przewagę, ale ten rzut karny... Szkoda gadać.

Odnośnik do komentarza

//Nastąpi tutaj chwilowa przerwa. Po pierwsze opisywanie nie idzie mi teraz kompletnie. Muszę nabrać z powrotem siły do pisania. Nie ułatwia mi tego również FM, który crashuje się niemalże co zminimalizowanie gry.//

 

Tym razem na naszym rozkładzie widnieje największa marka we Włoszech. Z Juventusem miałem przyjemność ścierać się jeden raz za mojej kadencji w Interze. Ówczesne spotkanie zakończyło się wynikiem 2:0, a trzy punkty zapewniliśmy sobie już w pierwszej połowie po bramkach Poulsena oraz Perisicia. Tym razem byliśmy jeszcze silniejsi, bardziej zdeterminowani i żądni zwycięstwa. Nie do końca sprawiedliwa porażka w meczu z Romą odbiła swoje piętno na ambicji piłkarzy, niesamowicie ich przy tym motywując. Nie było tutaj mowy o jakiejkolwiek rotacji składu. Do jedenastki z marszu wskoczyli ci, którzy swoją grą najbardziej na to zasłużyli. Być może jedynym wyjątkiem od całej reguły był Icardi, ale mimo słabej dyspozycji ten chłopak nigdy nie zawodził w meczach o dużą stawkę.

 

W spotkanie zdecydowanie lepiej weszli przyjezdni, którzy w przeciągu kilku pierwszych minut zademonstrowali nam pokaz swojej siły. Na szczęście nasza pewna defensywa dwukrotnie uratowała nas przed startą bramki. Po wrzutce Mandiego fantastyczną okazję na zdobycie bramki miał Paulo Dybala. Na szczęście w ostatnim momencie Juan Jesus rzucił się pod nogi uderzającego Argentyńczyka i zablokował jego strzał. Przy drugiej próbie dośrodkowania na wysokości zadania stanął Handanović. Jego decyzja o wyjściu z bramki i przecięciu dośrodkowania okazała się najlepszą z możliwych. Nie pozostaliśmy dłużni Starej Damie, gdy w 36. minucie wyprowadziliśmy bardzo składną akcję. Wszystko rozpoczęło się od Takacsa, który nie był w stanie przedrzeć się na szesnastym metrze. Czech podjął śmiałą decyzję i świetnym przerzutem na prawe skrzydło uruchomił podłączającego się D'Ambrosio, który zajął miejsce Campbella. Kostarykanin wraz ze ścięciem do środka zabrał za sobą jednego defensora, w związku z czym Włoch pozostał bez krycia. Po przyjęciu i opanowaniu piłki przebiegł jeszcze kilka metrów i zacentrował na piątkę, gdzie największą przytomnością umysłu błysnął nie kto inny jak Icardi. Argentyńczyk niczym cień wyłonił się zza postury Bonucciego i mocnym strzałem po ziemi pokonał Cillessena. Holender był wyraźnie sfrustrowany, ale jego ustawienie w tymże przypadku było wielce dalekie od poprawnego. Byłem wręcz zachwycony postawą naszej linii obrony, która rozgrywała świetne zawody. Wzajemna asekuracja również stała na naprawdę wysokim poziomie. W 63. minucie rozpoczęliśmy kolejną sytuację, którą zwieńczyliśmy celnym strzałem na bramkę gości. Akcję na skrzydle rozpoczął Origi. Belg nie był w stanie ominąć Wendella w związku z czym postanowił sięgnąć po nieco bardziej niekonwencjonalne zagranie. Ściął z futbolówką do środka, a następnie kapitalnym prostopadłym podaniem w uliczkę uruchomił Icardiego. Ten w sytuacji sam na sam zamarkował strzał, położył bramkarza i mocnym strzałem tuż obok jego nogi przypieczętował nasze zwycięstwo. Dzięki zdobytym trzem punktom meldujemy się na samym szczycie tabeli.

 

25.09.2019, Serie A [5/38] - 64.013 widzów

(3.) F.C. Internazionale 2:0 Juventus (1.)

'37 Icardi (1:0)

'64 Icardi (2:0)

 

Skład: Handanović - D'Ambrosio, Veljković, Jesus, Alonso (70' Nagatomo) - Takacs, Praet, Gnoukouri - Campbell (57' Origi), Deulofeu, Icardi

MVP: Mauro Icardi (Inter) - 8.8 ocena (2 bramki)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...