Skocz do zawartości

Cień wielkiej trybuny


Ralf

Rekomendowane odpowiedzi

Jak widać na załączonym obrazku. Na razie dzieje się to samo, co w każdym sezonie w Osnabrücku, czyli świetna gra w pierwszych 2-3 miesiącach ligi, a potem TRACH i zapominamy, jak się gra w piłkę. Mam nadzieję, że to tylko skutek trochę zbyt szybkiego awansu do drugiej ligi i że po wakacyjnych wzmocnieniach uda się skutecznie zawalczyć o Bundesligę, a nie że to ciąg dalszy klątwy, która ciągnie się za mną od Avellino, poprzez Osnabrück, aż do Rayo.

 

Na tę chwilę z taką grą nie mamy co myśleć o awansie, bo skoro Marco do zdobycia jednego gola potrzebuje 2-3 okazji sam na sam (niestety o dwie za dużo), a obrona nie jest już tak zgranym monolitem, jak w Regionallidze, to lada chwila wypadniemy z pierwszej trójki, w której i tak długo jesteśmy. I może nawet lepiej, bo przy odrobinie szczęścia na przyszły rok uda mi się zbudować ekipę, z którą nie tylko wygramy drugą ligę, ale też będziemy w stanie utrzymać się w Bundeslidze.

Odnośnik do komentarza

W Chorzowie, o dziwo, stawił się komplet powołanych przeze mnie kadrowiczów, ale mimo faktu, że żaden z klubowych szkoleniowców nie wetknął łap w moje decyzje, ze składu w ostatniej chwili z powodu kontuzji wypadł Krzysiek Malinowski.

 

 

Austria była obecnie jedną z silniejszych drużyn Starego Kontynentu, co potwierdziła w 2020 roku na Euro i przed dwoma laty na mundialu, więc miałem mieć z tego meczu rzetelny materiał poglądowy, którym będę mógł wspomóc się na przełomie maja i czerwca. Zdecydowałem się na mały eksperyment z zestawieniem linii obrony, w której na flankach wystawiłem Kiszkę i Iwana, zawodników z mniejszym reprezentacyjnym doświadczeniem, a na środku u boku Kowalika zagrać miał Kowalczyk, bo chciałem sprawdzić, czy w razie konieczności będzie go jeszcze na cokolwiek stać.

 

W ten zimny, lutowy wieczór trzech zawodników świętowało jubileusze – Michał Górka rozgrywał w bramce swoje osiemdziesiąte spotkanie w narodowych barwach, Tomek Adamczyk setne, a Piotrek Szymański już sto dziesiąte. Ani ja, ani oni nie musieliśmy nikomu mówić, jaki prezent uszczęśliwiłby całą naszą czwórkę, a także drużynę i naród. Niedużo brakowało, a w mecz lepiej weszliby Austriacy, ale gdy w 3. minucie do wybitej przez Kiszkę piłki dopadł mój dobry znajomy Andreas Schneider, jego strzał z dystansu poszybował daleko od bramki. A w 9. minucie Brodecki zagrał ze skrzydła do Adamczyka, który obrócił się z piłką, przeszedł Carreño i pewnie umieścił ją w okienku bramki obok ramion Carretero, uświetniając jubileusz swoim 98. golem dla Biało-czerwonych. W 37. minucie wywalczyliśmy rzut rożny, Koźmiński posłał centrę, Carretero wypiąstkował piłkę przed pole karne, a tam czekał Szymański, który atomowym strzałem odesłał ją do bramki; gdyby ktokolwiek na linii uderzenia dostał w głowę, prawdopodobnie nie wróciłby już na boisko.

 

Zatem i Piotrek sprawił sobie jubileuszowy prezent, a to samo uczynił Michał Górka zachowując czyste konto, ponieważ w przerwie zdecydowałem, że teraz pora, by ograł się Michał Piotrowski. Wolałem uniknąć sytuacji z półfinału Mistrzostw Świata 2022.

 

A nasz drugi bramkarski Michał pokazał dziś, że bardziej podszlifował w klubie swoje umiejętności i kilkoma kapitalnymi interwencjami przy groźnych okazjach Austriaków udowodnił, że będę mógł na niego liczyć. Poza tym goście z kraju Alp tylko przekonali się, ile im jeszcze do nas brakuje. W 57. minucie Kowalik wybił na połowę rywali górną piłkę, Adamczyk wyskoczył ponad Schwaba i przedłużył ją głową, a Socha uciekł Rauscherowi i podwyższył na 3:0. Po dziesięciu minutach i kolejnej naszej kontrze Szymański raz jeszcze oddał swój firmowy strzał z dystansu, Carretero zdążył sięgnąć piłkę, ale wytrącić jej ze światła bramki już nie, i na tym skończyła się kanonada w Chorzowie. Michał się cieszył, Tomek się cieszył, Piotrek jeszcze bardziej się cieszył, ja się cieszyłem, kibice nie inaczej.

07.02.2024, Stadion Śląski, Chorzów, widzów: 33 283; TV

TOW Polska [4.] – Austria [9.] 4:0 (2:0)

 

9' T. Adamczyk 1:0

37' P. Szymański 2:0

57' Ł. Socha 3:0

68' P. Szymański 4:0

 

Polska: M.Górka 8 (46' M.Piotrowski 8) – M.Kiszka 8, A.Kowalczyk 8 (69' T.Konieczny 6), M.Kowalik 9, M.Iwan 6 (46' M.Machnikowski 7) – M.Brodecki 7 (62' T.Lemanowicz 7), M.Koźmiński 9 (75' G.Owczarek 6), P.Szymański 10, T.Woźniak 7 – T.Adamczyk 9, Ł.Socha 8 (75' M.Pawlak 6)

 

GM: Piotr Szymański (OP Ś, Polska) - 10

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

No to za nami już trzy latka "Cienia wielkiej trybuny" :)

 

----------------------------------------

 

Zimowa pora 2024 roku była bardzo niewdzięcznym okresem, o czym przekonał się Matthias Frank, którego dopadła grypa. Tym samym przeciwko słabiutkiemu Saarbrücken, które miało być w tym sezonie mocne, ale mocne nie było, na środku obrony obok Ebnera wybiec musiał będący nadal w niełasce Kern. Choć w ostatnich kilkunastu tygodniach nasza gra była daleka od zadowalającej, to jednak nie wyobrażałem sobie innego wyniku, niż nasze pewne zwycięstwo, szczególnie, że na początku sezonu pewnie ograliśmy gości 3:0, i to na wyjeździe.

 

Dziś, gdy na Georg-Melches-Stadion wyjątkowo zjawiło się ponad 10 tysięcy kibiców, okazało się, że nadal jesteśmy poza zasięgiem przyjezdnych i nie mieli zbyt wiele do powiedzenia w starciu z nami. Zanim jednak udokumentowaliśmy naszą przewagę, zaczęliśmy kusić nieco los, gdy najpierw w 10 minucie Marco jednym zwodem minął całą defensywę Saarbrücken łącznie z bramkarzem, po czym w swoim stylu nie trafił do pustej bramki, chwilę później jak zwykle zmarnował również drugą okazję uderzeniem ponad bramką, a w 19. minucie Gonzalo pięknie wymanewrował Gerbera w polu karnym, ale jego strzał po ziemi minął bramkę Orlandiego.

 

Prawa Murphy'ego nakazywały czekać teraz na przypadkowego gola dla gości, ale po niespełna półgodzinie kunsztem błysnął nasz kapitan Rose, któremu co prawda najpierw piłkę spod nóg wygarnął Ternes, ale Markus natychmiast ją odzyskał i bez ostrzeżenia uderzył zza szesnastki, pokonując nareszcie Orlandiego. Siedem minut później po wyrzucie z autu Andreasen dośrodkował w pole bramkowe, gdzie Bruns spóźnił się z kryciem Gonzalo, a Argentyńczyk wykorzystał złe ustawienie golkipera Saarbrücken i głową podwyższył na 2:0.

 

Po przerwie nadal byliśmy zespołem lepszym i nie daliśmy rywalom okazji do złapania drugiego oddechu, tak jak pozwoliliśmy na to Darmstadt w styczniu. W 52. minucie Murilo doskonale obsłużył uciekającego prawym skrzydłem Gonzalo, który następnie zgrał do środka na wbiegającego Guyta, uderzenie Ronalda obronił Orlandi, ale zamykający akcję Marco tym razem za swoją trzecią próbą umieścił już piłkę w bramce. Trzy do zera było bardzo dobrym wynikiem, ale w 68. minucie golkiper Saarbrücken podarował nam czwartego gola, kiedy Ebner wybił piłkę na połowę gości, a Orlandi koszmarnie się z nią minął, dzięki czemu Marco dorzucił swoją drugą bramkę klepką po ziemi zza pola karnego. Na tym skończyły się emocje w Essen.

 

A przynajmniej chciałbym, by tak było. W ostatniej akcji meczu, gdy było już niemal pewnym, że po raz pierwszy od 5 listopada zachowamy czyste konto, a od 25 października czyste konto w meczu wygranym, jak ostatni idiota zachował się Ebner, który miał strącić wracającą w nasze pole karne piłkę do Kosticia, ale na linii szesnastki zatrzymał się i przepuścił Baumanna, umożliwiając mu pokonanie nieprzygotowanego na tak skandaliczny błąd Gorana. Tak oto całą moją radość ze zwycięstwa diabli wzięli.

09.02.2024, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 10 271

2BL (20/34) Rot-Weiss Essen [3.] – 1.FC Saarbrücken [16.] 4:1 (2:0)

 

29' M. Rose 1:0

36' Gonzalo 2:0

52' Marco 3:0

68' Marco 4:0

90+2' D. Baumann 4:1

 

Rot-Weiss Essen: G.Kostić 8 – Murilo 8, T.Ebner 8, A.Kern 7, D.Weller 8 – H.Vink 8, M.Rose ŻK 7, R.Guyt 7 (64' Ch.Hoffmann 7), M.Andreasen 7 (73' S.Franz 6) – Gonzalo 8 (78' A.Vecchi 7), Marco 8

 

GM: Marco (N, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Po meczu paru chłopaków miało mi za złe, że w szatni byłem bardzo powściągliwy i dość chłodny. Nawet ich rozumiałem, w końcu wykonaliśmy dziś kawał dobrej roboty, ale w tym sezonie tak rzadko graliśmy na zero z tyłu, że nie potrafiłem robić dobrej miny do złej gry, gdy w ostatniej minucie szansę przekreślił jeden zawodnik.

 

– Chłopaki, znamy się już półtora roku, więc powinniście wiedzieć, co myślę o honorowych bramkach dla przeciwnika w spotkaniu, które można było wygrać do zera. Przepraszam was, ale możecie podziękować wyłącznie Ebnerowi. To on popsuł mi humor, wy nie jesteście niczemu winni – powiedziałem wieczorem przed stadionem do tych, którzy poczuli się urażeni.

Odnośnik do komentarza

Andrei Vecchiemu przez najbliższe dwa tygodnie nie dane miało być powalczyć o miejsce w wyjściowej jedenastce, ponieważ Włoch robił coś, co skończyło się nadwyrężeniem nadgarstka.

 

 

Dwudziestą pierwszą kolejkę 2.Bundesligi kończyły derby Nadrenii, w których zmierzyliśmy się na wyjeździe z naszym rywalem VfL Bochum. Jako rezerwowy napastnik pojechał Thomas Seitz, który w ostatnich dniach szlifował kondycję po przerwie spowodowanej problemami zdrowotnymi. Atmosfera w drużynie wróciła do normy, więc na Ruhrstadion wybiegła niezmieniona jedenastka, jaka wgniotła w murawę Saarbrücken.

 

Potyczka od początku układała się po naszej myśli. Najpierw w pierwszych minutach gospodarzy postraszył Rose strzałem z dystansu, a w 11. minucie rozegraliśmy fantastyczną akcję na jeden kontakt, Rose zagrał do Gonzalo, ten wycofał do Guyta, zaś Ronald w uliczkę do wbiegającego Marco, który zaszokował mnie, już w swojej pierwszej sytuacji pewnie pokonując Korniejewa! Znienawidzone w Essen Bochum nie zdążyło pozbierać się jeszcze po stracie gola, gdy dosłownie kilka chwil po wznowieniu gry Marco dostał podanie od Rosego, zauważył biegnącego Vinka, Hans wysunął do Gonzalo, a Argentyńczyk z zimną krwią podwyższył na 2:0 uderzeniem przy krótkim słupku.

 

Ale to nie był koniec, bynajmniej. W 19. minucie Ebner przegrał kluczowy pojedynek główkowy z Neumannem, a Kern jak fleja wyszedł do przodu robiąc miejsce Gonçalvesowi, i obowiązkową stratę bramki mieliśmy już zaliczoną; jak na razie Andreas nadal miał wisieć na liście transferowej. Jeżeli Bochum knuło plan doprowadzenia do remisu, w doliczonym czasie Franchini pomógł swojej drużynie faulem na Guyt'cie, po czym Ronald uderzeniem w okienko osobiście wymierzył sprawiedliwość.

 

W drugiej połowie mogliśmy kontrolować sytuację, lecz po dziesięciu minutach Weller zachował się bardzo rozsądnie szarpiąc Gonçalvesa za koszulkę w polu karnym, po czym Neumann z jedenastu metrów zdobył gola kontaktowego. Przed wznowieniem gry na lewej obronie meldował się już rekonwalescent Pugliese, a Wellera odesłałem do szatni z obietnicą, że jeśli nie wygramy, pożegna się z tygodniowym poborem. Bochum jednak nie potrafiło sobie z nami poradzić, Block nawet pechowo trafił w słupek, więc i Daniel uniknął większych konsekwencji swojej głupoty, i my wróciliśmy do Essen bogatsi o kolejne trzy punkty wraz z bezcennym skalpem Vfl Bochum, naszego regionalnego rywala.

19.02.2024, Ruhrstadion, Bochum, widzów: 31 490

2BL (21/34) VfL Bochum [8.] – Rot-Weiss Essen [3.] 2:3 (1:3)

 

11' Marco 0:1

13' Gonzalo 0:2

19' F. Gonçalves 1:2

45+2' R. Guyt 1:3

54' S. Neumann 2:3 rz.k.

 

Rot-Weiss Essen: G.Kostić 7 – Murilo 7, T.Ebner 7, A.Kern 7, D.Weller 5 (55' S.Pugliese 7) – H.Vink 7 (73' M.Block 7), M.Rose 8, R.Guyt 9, M.Andreasen 7 (80' S.Franz 6) – Gonzalo 8, Marco 8

 

Ronald Guyt (DP, Rot-Weiss Essen) - 9

Odnośnik do komentarza

Daj Boże, bo muszę w końcu przebudować tę pajacowatą defensywę :|

 

-----------------------------------------------

 

Nortbert Hönnscheidt, jeden z naszych scoutów, w trakcie objazdu po Portugalii natrafił na ciekawego lewego pomocnika posiadającego również papiery na grę na środku, który wciąż po podszkoleniu mógł rozwinąć się w dobrego zawodnika. Reprezentant portugalskiej młodzieżówki Andrade, dziewiętnastolatek z Barcelos, któremu w czerwcu kończył się kontrakt z Gil Vincente, uznał możliwość kontynuowania kariery w Rot-Weiss Essen za całkiem zacną perspektywę, więc w przeciągu kilku dni byliśmy dogadani.

 

 

 

W czołówce 2.Bundesligi zaczynały dziać się ciekawe rzeczy. Wyprzedzające nas w tabeli 1860 Monachium i Freiburg zaczęły gubić ostatnio punkty, zaliczając nawet po jednej porażce, więc w pierwszej trójce znacząco się ścieśniło. Mecz z Kickers Offenbach był okazją ku temu, by wyprzedzić (na chwilę) mających jedno zaległe spotkanie monachijczyków i zrównać się z punktami z liderującym Freiburgiem, który w piątek przegrał z Eintrachtem Frankfurt. Tym razem zdecydowałem się już na zmiany; miejsce na lewej obronie na rzecz Pugliese stracił Weller, poza tym na ławce usiedli powracający po chorobie Frank oraz po kontuzjach Delbaere i Thomas Franz.

 

Murawa zweryfikowała dość szybko, że jesteśmy lepiej zorganizowanym zespołem, dzięki czemu w 10. minucie o włos od szczęścia był Rose, a Offenbach musiał wspinać się na wyżyny, by wytrzymać nasz napór. Jednocześnie rywale odpowiadali groźnymi akcjami, po których Kern jak zwykle często dopuszczał napastników do strzałów głową, lecz na szczęście były to tylko pojedyncze i niecelne przypadki. W 31. minucie wyprowadziliśmy piłkę z naszej połowy, Murilo wymienił podania z Vinkiem i zacentrował kąśliwie, Göhlert nie zdołał przeciąć piłki i będący na miejscu Andreasen pewnie wpakował ją do bramki. Coraz liczniej zjawiający się czerwono-biali kibice mieli powody do radości.

 

Mało brakowało, a w 40. minucie zarżnęliby ją Kern z Ebnerem. Najpierw Andreas stracił piłkę przed polem karnym, po czym odzyskał ją i... stracił po raz drugi, a parę metrów dalej Thomas przewrócił Winthera w polu karnym. Omal nie eksplodowałem przy linii bocznej, ale czerwony kabelek na sekundę przed wybuchem przeciął mój znajomy z Rayo, Kresmir Jukić, który z rzutu karnego trafił w słupek.

 

Żeby móc myśleć o komplecie punktów, potrzebny był drugi gol. W drugiej połowie Offenbach wziął się do roboty, przez co okazji mieliśmy mniej, a nasze prowadzenie robiło coraz mniej pewne. Na szczęście w 71. minucie będący ostatnio na fali Guyt znowu dał o sobie znać, odwijając takiego rogala zza pola karnego, że Morini mógł tylko odprowadzić piłkę wzrokiem do bramki. Zwycięstwo mieliśmy praktycznie w kieszeni, więc do odhaczenia był już tylko honorowy gol dla gości. W 81. minucie po beznadziejnym wybiciu Murilo piłka powędrowała pod naszą szesnastkę, Ebner dał się nabrać na prosty zwód Antônio, który dograł do Haasa, a po efektownej robinsonadzie Kosticia Kern pozwolił Antônio na skuteczną dobitkę. Tradycja rzecz święta.

 

Wykorzystaliśmy naszą szansę na przedzielenie dwóch najgroźniejszych rywali i umocnienie się w pierwszej trójce, aż robiło mi się miło na konferencji, wielka szkoda tylko, że kosztem urazu uda Markusa Rosego. Jednocześnie próbowałem sobie przypomnieć, jak to było, gdy kończyliśmy mecze z czystym kontem... i jakoś nie bardzo potrafiłem.

24.02.2024, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 11 539

2BL (22/34) Rot-Weiss Essen [3.] – Kickers Offenbach [7.] 2:1 (1:0)

 

31' M. Andreasen 1:0

40' K. Jukić (KO) nw.rz.k.

71' R. Guyt 2:0

81' Antônio 2:1

 

Rot-Weiss Essen: G.Kostić 7 – Murilo 7, T.Ebner 7, A.Kern 7, S.Pugliese 7 – H.Vink 7, M.Rose 7, R.Guyt 8 (79' T.Franz 6), M.Andreasen 7 (82' S.Franz 7) – Gonzalo 7, Marco 6 (67' T.Seitz 7)

 

GM: Antônio (N, Kickers Offenbach) - 8

Odnośnik do komentarza

Pozyskałem dwóch kolejnych zdolnych juniorów na lato, którzy byli plonem nieustającej pracy naszych scoutów. Dziewiętnastoletni Brazylijczyk z portugalskim paszportem Jairo postanowił nie przedłużać kontraktu w młodzieżówce Evelsberg i przejść w lipcu do RWE, z kolei utalentowany środkowy pomocnik, szesnastolatek Christian Gerber kosztował mnie 20 000€ (50%), jakie zapłaciłem Wilhelmshaven, ale po styczniowym wietrzeniu składu było nas stać na taki wydatek.

 

Później zbyt wesoło już nie było. Jak tylko zaczęliśmy radzić sobie z kryzysem i z meczu na mecz nasza gra nabierała dawnej jakości, w Essen błyskawicznie zjawiła się plaga kontuzji. Najpierw mecz z Offenbach z kontuzją mięśnia uda kończył nasz kapitan Markus Rose, a potem urazu więzadeł krzyżowych nabawił się szykowany w jego miejsce Thomas Franz, który przy dobrych wiatrach wróci do gry w końcówce sezonu, co dodatkowo skomplikowało mi sprawy. Na dobitkę przyszła stłuczona goleń Thomasa Seitza, co oznaczało, że w spotkaniu z Duisburgiem będę musiał zapewne poszukać zmiennika dla napastników w rezerwach.

 

Luty 2024

 

Bilans (Rot-Weiss Essen): 3-1-0, 10:5

2.Bundesliga: 2. [-0 pkt do Freiburga, +2 pkt nad 1860 Monachium] / Monachium - jeden zaległy mecz
DFB-Pokal: –

Finanse: -3,85 mln euro (-542 tys. euro)

Gole: Gonzalo (17)

Asysty: Marco, Mikkel Andreasen i Hans Vink (po 7)

 

Bilans (Polska): 1-0-0, 4:0

Eliminacje MŚ 2026: Grupa trzecia, vs. Hiszpania, Irlandia, Łotwa, Malta i San Marino

Euro 2024: Grupa D, vs. Szwecja, Szwajcaria, Francja

Ranking FIFA: 4. [=]

 

 

Ligi:

 

Anglia: Manchester City [+2 pkt]

Austria: Rapid Wiedeń [+4 pkt]

Francja: Olympique Lyon [+2 pkt]

Hiszpania: Betis Sewilla [+8 pkt]

Niemcy: Werder Brema [+4 pkt]

Polska: Groclin Grodzisk Wlkp. [+0 pkt]

Rosja: –

Szwajcaria: FC Basel [+7 pkt]

Włochy: Udinese [+1 pkt]

 

Liga Mistrzów:

-

 

Puchar UEFA:

-

 

Reprezentacja Polski:

- 07.02.2024, Mecz towarzyski, Polska - Austria, 4:0

 

Ranking FIFA: 1. Brazylia [1398], 2. Włochy [1284], 3. Anglia [1263], 4. Polska [1251]

Odnośnik do komentarza

Dogodną okazją do zdobycia kolejnych cennych punktów był wyjazdowy mecz ze słabym Duisburgiem, z którym wiosną rozprawiliśmy się bez uronienia kropli potu, a teraz gospodarze stawali na rzęsach, by utrzymać się ponad strefą spadkową. Lukę w środku pola po Markusie Rosem załatalem Franzem, tyle że nie Thomasem, a Sebastianem. Tego dnia niestety okazało się, jak kluczową postacią w zespole jest nasz kapitan, bowiem jego wkład w grę drużyny można porównać do paska rozrządu w silniku, który trzyma w kupie wszystkie elementy, a po jego zerwaniu następuje efektowna awaria jednostki.

 

Dziś w Duisburgu równie dobrze mogłoby mnie nie być, bo nie miałem żadnego wpływu na grę zespołu, ale jeżeli moi podopieczni myśleli, że ujdzie im to na sucho, po meczu boleśnie się zdziwili. Początkowo graliśmy nieźle, ale zamiast starać się o gola, kolekcjonowaliśmy tylko żółte kartki. Po kwadransie profilaktycznie zdjąłem wykartkowanego Kerna, który ostatecznie pożegnał się dziś z wyjściową jedenastką, ale niestety pomyliłem bohaterów...

 

Trzy minuty później mający już na koncie żółtą kartkę Andreasen przypierzył Delgado z łokcia po zębach i wyleciał z boiska. Nawet nie będę wspominał, jakie bluzgi lały się przy naszej ławce, gdy dotarło do mnie, że zdjąłem proszącego się o drugie "żółtko" Kerna, a mimo tego i tak musimy grać w osłabieniu. Od tej pory broniący się dotąd Duisburg zwietrzył szansę, i w 30. minucie Pugliese zawalił krycie Markowa i przegrywaliśmy 0:1. Dwie minuty później Hans Vink zapracował na pomeczową nagrodę, gdy zebraniem drugiej pieprzonej kartki zmusił nas do gry w dziewięciu. W tym momencie nie wytrzymałem i zacząłem demolkę boksu gospodarzy. Było po meczu.

 

Oczywiście teraz Duisburg rządził niepomiernie na boisku, czego efektem był drugi gol Markowa z 44. minuty. Jakimś cudem chwilę później koszmarny błąd w przyjęciu piłki popełnił bramkarz gospodarzy Zattin, dzięki czemu Gonzalo strzałem do pustej bramki zdobył honorowego gola. Tak naprawdę jednak największa masakra dopiero nas czekała. Parę minut po przerwie hat-tricka po błędach Franka i Kosticia ustrzelił Markow, a po raz drugi minutę później Duisburg sprezentował nam gola, tym razem bez naszego udziału, bowiem Costantini odegrał piłkę do Zattiniego, a że ten się z nią minął i wtoczyła się do pustej bramki... Cóż, najsmutniejsze było to, że gdyby nie bezmózgowie rozsiane u Andreasena i Vinka, tak koszmarnie grający w obronie Duisburg zdmuchnęlibyśmy niczym świeczkę.

 

Jakby ktokolwiek marzył, że jakimś cudem uda nam się ugrać punkt, dziesięć minut później również samobójczym trafieniem odpowiedział Frank, i wszystko wróciło do normy. Później wszystko poszło już siłą rozpędu; bramka Strauba na 2:5 z 71. minuty, rzut karny sprezentowany przez Vecchiego i gol Costantiniego na 2:6, a w doliczonym czasie czwarte trafienie Markowa, ustalające wynik na kompromitujące 2:7. I to z jednym ze słabszych drużyn w lidze.

 

Po meczu byłem bezwzględny, nawet jeżeli miałoby się to nie spodobać prezesowi Hempelmannowi i skończyć wyrzuceniem mnie na bruk. Główni winowajcy klęski, czyli debile Andreasen i Vink zostali ukarani odebraniem dwóch tygodni pensji (ten pierwszy dodatkowo został zdegradowany ze swojego statusu w drużynie), a Murilo, Pugliese i Ebner wstrzymaniem tygodniowych poborów. O wszelkich ochrzanach, wrzaskach i epitetach nawet nie ma sensu wspominać.
 

Cytuj

03.03.2024, MSV-Arena, Duisburg, widzów: 24 799

2BL (23/34) MSV Duisburg [12.] – Rot-Weiss Essen [2.] 7:2 (2:1)

 

20' M. Andreasen (RWE) czrw.k.

30' J. Markow 1:0

32' H. Vink (RWE) czrw.k.

44' J. Markow 2:0

45+1' Gonzalo 2:1

51' J. Markow 3:1

52' S. Costantini 3:2 sam.

61' M. Frank 4:2 sam.

71' A. Straub 5:2

82' S. Costantini 6:2 rz.k.

90+1' J. Markow 7:2

 

Rot-Weiss Essen: G.Kostić 5 – Murilo 4, T.Ebner ŻK 4, A.Kern ŻK 6 (17' M.Frank 6), S.Pugliese 4 – H.Vink CzK 5, S.Franz ŻK 5, R.Guyt 5, M.Andreasen CzK 4 – Gonzalo 7 (63' A.Vecchi 5), Marco 6 (32' Ch.Hoffmann ŻK 6)

 

GM: Jordan Markow (N, MSV Duisburg) - 10

 

Odnośnik do komentarza

Jak na razie to do wymiany jest praktycznie cała kadra.

 

--------------------------------------------------

 

Po otrzymaniu w pełni zasłużonych sankcji za skazanie drużyny na klęskę w Duisburgu, Andreasen i Vink ostatecznie potwierdzili, że są zapatrzonymi w siebie kretynami, bowiem zrzekli się odpowiedzialności za to, co zrobili i zaczęli się rzucać o nałożoną na nich karę, która moim zdaniem i tak jest zbyt niska w porównaniu do szkody, jaką wyrządzili. W ten sposób obaj praktycznie przekreślili swoją karierę w Essen, a po powrocie do miasta obdzwoniłem scoutów i poinformowałem ich, że szukamy nowych skrzydłowych i ich zmienników.

 

 

Szansą na odbicie się od duisburskiego dna było spotkanie z wiszącym tuż nad strefą spadkową 1.FC Köln, z którym ostatnim razem na wyjeździe wygraliśmy 4:1. Ale po tym, co się stało ostatnio, nauczyłem się raz na zawsze, że nie ma to żadnego znaczenia, a dziś przekonałem się po raz drugi z rzędu. Oprócz oczywistej obsady skrzydeł, na których zagrać mieli Block i Sebastian Franz, postanowiłem w środku pola wystawić Hoffmanna, a po bokach obrony Wellera i Delbaere.

 

Przez pierwsze pół godziny wyglądało na to, że jesteśmy mocno wkurzeni "hokejówką" sprzed tygodnia, za którą odpowiadali zaledwie dwaj zawodnicy, bo już w pierwszych dwóch minutach dogodne okazje do otwarcia wyniku mieli Frank po rzucie rożnym oraz Guyt, który nie trafił z dwóch metrów przy dobitce. Po kwadransie jednak, ku uciesze zaskakująco licznej widowni, zaczęliśmy ostre strzelanie. Najpierw w 17. minucie Frank zagrał prostopadłą wrzutkę wprost na głowę Gonzalo, który przeskoczył Gerbera i otworzył wynik spotkania, a od razu po wznowieniu gry przez Kolonię Hoffmann wyłuskał Agbo piłkę i odegrał do Franza, Sebastian dośrodkował, a niekryty Gonzalo główką po przekątnej błyskawicznie podwyższył na 2:0. W 22. minucie zrobiło się jeszcze piękniej, kiedy po podaniu Hoffmanna Gonzalo zagrał w uliczkę do Marco, który wbił gościom trzeciego gola. Wyglądało na to, że mecz mamy pod kontrolą.

 

Ale była to ostatnia szczęśliwa chwila w tym spotkaniu. W 36. minucie w swoim stylu walnąłem wściekle bidonem o beton, gdy rzut karny sprokurował Franz, przez co ZNOWU rywale koniecznie musieli zdobyć gola, a na zachowanie czystego konta będziemy musieli poczekać chyba do przyszłego sezonu. Tak naprawdę nie zdawałem sobie jeszcze sprawy z tego, że będę miał znacznie większe powody do wściekłości. Kilka minut po przerwie z rzutu wolnego po faulu Guyta dośrodkował Bader, a Delbaere fantastyczną główką naszym drugim samobójczym golem w drugim meczu z rzędu zdobył gościom kontaktową bramkę. W ostatniej minucie podstawowego czasu Köln zauważyło, że gramy jak juniorzy, poszukało remisu i znalazło go, kiedy Frank jak siermięga zawalił krycie Martina i w ten oto żenujący sposób z 3:0 zjechaliśmy na 3:3.

 

Ten mecz pokazał ostatecznie, że nie zasługujemy na awans do Bundesligi, a ja zacząłem poważnie wątpić, czy kiedykolwiek odniosę sukces w piłce klubowej. W szatni pogratulowałem tylko zespołowi roztrwonienia trzybramkowej przewagi, na konferencji skrytykowałem bardzo słabo ostatnio grającego Ebnera, a później jeszcze raz przedzwoniłem do jeżdżących po kontynencie scoutów, by do listy priorytetów dodać im więcej bocznych i środkowych obrońców, którzy zastąpią obecnych. Liczba traconych przez nas bramek była w tym sezonie zatrważająca.
 

Cytuj

08.03.2024, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 13 831

2BL (24/34) Rot-Weiss Essen [3.] – 1.FC Köln [14.] 3:3 (3:1)

 

17' Gonzalo 1:0

18' Gonzalo 2:0

22' Marco 3:0

36' S. Gerber 3:1 rz.k.

52' M. Delbaere 3:2 sam.

90' H. Martin 3:3

 

Rot-Weiss Essen: G.Kostić 7 – M.Delbaere 6, T.Ebner 6, M.Frank 6, D.Weller 6 (70' S.Pugliese 6) – M.Block 6, Ch.Hoffmann 7, R.Guyt 6, S.Franz 6 (77' T.Seitz 6) – Gonzalo 8, Marco 7 (81' A.Vicchi 6)

 

GM: Gonzalo (N, Rot-Weiss Essen) - 8

 

Odnośnik do komentarza

Jakbyśmy byli za mało nękani przez los, na jednym z treningów wypadł mi jeszcze nasz najlepszy strzelec Gonzalo, który doznał stłuczenia goleni. Brakowało mi już słów, jak gówniany okres przechodziliśmy w ostatnich kilkunastu dniach. Dodatkowe dwa mecze kary dla Andreasena przyjąłem bez większych emocji, bo jedynie pogrążyło go to w moich oczach.

 

Przedłużyłem kontrakt z moim asystentem Olkiem Wasoskim, który wraz z Moriente był moim najbliższym współpracownikiem i przyjacielem. Później jak jeden mąż raporty zaczęli przysyłać scouci, dzięki którym raz dwa poznajdowałem na prawie Bosmana kilku ciekawych zawodników; drużynę rezerw w lipcu zasili utalentowany ponoć Holender Mark Hofstede, a o miejsca w pierwszym zespole walczyć będą napastnicy: Portugalczyk Nuno z Charleroi i Austriak Andreas Schachner z SV Ried, gdyż potrzebowałem większej rezerwy, problem dziurawej obrony miał pomóc rozwiązać reprezentant Danii Anders Albrechtsen z Kapfenberg, który pragnął sprawdzić się w większym klubie, a poza tym prowadziłem rozmowy jeszcze z dwoma ciekawymi zawodnikami.

 

 

 

Do wyjazdowego spotkania z prowadzonym przez Józefa Młynarczyka silnym Freiburgiem, które w naszej obecnej formie z góry spisywałem na straty, podchodziliśmy z kolejnymi zmianami w składzie. Przede wszystkim postanowiłem dać przybitemu Kosticiowi odpocząć i do bramki pierwszy raz w tym roku posłałem Kanté. Na bokach obrony wolałem widzieć Murilo, który może był słabszy technicznie, ale nie wyręczał rywali w zdobywaniu goli, i Pugliese, a w ataku z konieczności zagrał Vecchi.

 

Przekonaliśmy się dzisiaj, że jeśli tylko mamy szansę rozegrać normalny mecz, to gdybyśmy mieli solidną obronę, bylibyśmy w stanie zdziałać wiele. Chociaż w duchu spodziewałem się koncertu w wykonaniu Freiburga, to jednak byliśmy dla murowanych kandydatów do awansu równorzędnym rywalem. W 24. minucie Block ograł Barone na prawym skrzydle i dośrodkował na szósty metr, a tam niekryty Guyt po dwóch słabszych meczach pewnie pokonał Shepherda, i nieoczekiwanie objęliśmy prowadzenie. Mało tego, dowieźliśmy je dość spokojnie do przerwy, tak że możliwe wydawało się odniesienie sukcesu we Fryburgu.

 

Ale tak stało się tylko połowicznie, bowiem jak zwykle w tym roku dała o sobie znać słabsza o trzy klasy względem zeszłego sezonu obrona. Po przerwie skromne prowadzenie udało nam się utrzymać jeszcze tylko przez dziesięć minut, po których Grote zagrał w nasze pole karne, Frank nie pokrył Meyera i tradycyjnie marzenia o czystym koncie prysły niczym bańka mydlana. Ale jeśli podopieczni Józefa Młynarczyka myśleli, że teraz się rozsypiemy, musieli czuć się zawiedzeni, bo nadal walczyliśmy. W 77. minucie wpuszczony przeze mnie na boisko Hans Vink przejął beznadziejnie zagraną przez Roccę piłkę i nie dał się dogonić w sprincie w pole karne, gdzie oszukał Shepherda i odkupił część swoich win z Duisburga.

 

Tym większa szkoda, że jego wysiłek na niewiele nam się zdał, bo w 84. minucie dla odmiany krycie zawalił Ebner, który chciał chyba pokazać, że nie jest gorszy od Franka, a odpuszczony przez niego Baum, którego w Osnabrücku osobiście wyszkoliłem od juniora, ustalił wynik na 2:2. Utrata zwycięstwa w ostatnich minutach bolała, ale w końcu przed meczem spodziewałem się przegranej. Para nowych, lepszych stoperów była jednak bardzo potrzebna, a Vecchi w tym meczu pokazał, że jest kompletnie bezużyteczny i nie zagrzeje miejsca w Essen na długo – nie wychodził do podań, stał jak kołek, był wolny i doganiał go nawet drugi ex-Fiołek  w drużynie gospodarzy Jorge, który za moich czasów w Osnabrücku dawał urywać się wszystkim.
 

Cytuj

17.03.2024, Badenova-Stadion, Fryburg, widzów: 23 866

2BL (25/34) SC Freiburg [2.] – Rot-Weiss Essen [3.] 2:2 (0:1)

 

24' R. Guyt 0:1

55' S. Meyer 1:1

77' H. Vink 1:2

84' M. Baum 2:2

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 8 – Murilo 7, T.Ebner 7, M.Frank ŻK 7, S.Pugliese ŻK 7 – M.Block ŻK 6 (67' H.Vink 7), Ch.Hoffmann 7, R.Guyt 8, S.Franz ŻK 7 – A.Vecchi 7, Marco 6 (67' T.Seitz 7)

 

GM: Sebastian Meyer (N, SC Freiburg) - 9

Odnośnik do komentarza

@Makk,

Raczej schudło, bo "ex-Fiołkiem" (czyli byłym graczem Osnabrücku) nie jest Vecchi, tylko w drużynie Fryburga Marco Baum i Jorge. I to ten ostatni za mojej kadencji lubił gubić krycie, więc fakt, że teraz bez trudu doganiał Vecchiego, bardzo źle o Andrei świadczy :>

 

@Brachu,

Przypominam, że tegoroczne transfery opierały się głównie na dojrzałych (przynajmniej wiekowo) graczach, którzy mieli wzmocnić RWE :>

Odnośnik do komentarza

Beznadziejna passa nadal nie chciała wynieść się z Essen i po meczu z Freiburgiem stłuczenie żebra zgłosił mi Sebastian Franz, a potwierdzili fizjoterapeuci, co jeszcze bardziej skomplikowało mi życie. Dobrze więc, że cały czas zaklepywałem potencjalne wzmocnienia na przyszły sezon; za 22 000€ (40%) wykupiłem z Bayreuth 23-letniego Marcina Gruszkę, który mógł grać na całej lewej stronie, z szwajcarskiego Delémont na prawie Bosmana dołączy do nas napastnik reprezentacji Chorwacji Darko Barisić, a środek pola w identyczny sposób wzmocni Argentyńczyk Fernando Suaréz z Schaffhausen.

 

 

Następną szansą na przełamanie serii kiepskich wyników był mecz z walczącym o ligowy byt Fürth, ale tym razem nie obiecywałem sobie po tym spotkaniu nic wielkiego. Na lewą stronę przesunąłem Blocka, prawe skrzydło z ograniczonym zaufaniem powierzyłem Vinkowi, z kolei świetną wiadomością był powrót do drużyny naszego kapitana Markusa Rosego i pewnego punktu w ataku Gonzalo.

 

Come back jednych z naszych najlepszych zawodników nie był jednak zbytnio widoczny, co oznaczało, że po prostu w Essen na dobre rozwinął się kolejny kryzys, który nawrócił po kilku spotkaniach przerwy w lutym. Znowu błąd gonił błąd, a w 18. minucie Frank, do którego z meczu na mecz coraz bardziej traciłem zaufanie, wykosił Serge w polu karnym i przegrywaliśmy po bramce Esposito z jedenastu metrów. Naprawdę już nie pamiętałem nawet, jak wygląda tablica po końcowym gwizdku z naszego spotkania, na której po stronie rywali widnieje zero.

 

Najgorsze, że z przodu raziliśmy nieskutecznością, tak że obawiałem się słabej porażki 0:1. Ale tak się nie stało, bo w 29. minucie Gonzalo zabrał piłkę Zbyszkowi Pawłowskiemu i dośrodkował do niekrytego Marco, który pewnie wyrównał na 1:1. Po przerwie w 55. minucie wywalczyliśmy rzut wolny, z którego Block oddal rachityczny, niecelny strzał, ale piłka odbiła się od stojącego w murze Steinera, zmyliła Carlosa i wyszliśmy na prowadzenie. Dziesięć minut później po dośrodkowaniu Kaufmanna z rzutu rożnego moje bałwany z defensywy zostawiły niepilnowanego Serge, a beznadziejny Pugliese stojąc jak wryty na linii bramkowej uniemożliwił Kantému skuteczną interwencję. Jak dobrze, że w formie był dziś Marco, który w 79. minucie wystartował do świetnego wybicia Rosego, prześcignął Esposito i przywrócił nam prowadzenie.

 

Tradycyjnie bardzo nie spodobało się to naszej formacji obronnej, a najbardziej tragicznemu w tym sezonie Ebnerowi, który najpierw zgubił piłkę tuż przed naszym polem karnym, a następnie wyciął Serge na linii szesnastki, wylatując z boiska z czerwoną kartką; już naszą szóstą w tym sezonie, co dawało nam niechlubne pierwsze miejsce pod względem liczby wykluczeń. Dla porównania poważnie walczące o awans Freiburg i Hansa Rostock mają na swoim koncie czerwieni odpowiednio zero i dwie, co o czymś jednak świadczy.

 

Jakimś cudem naszym defensywnym patałachom nie udało się zniszczyć nam tego spotkania, dzięki czemu zainkasowaliśmy średnio zasłużone trzy punkty i na chwilę wróciliśmy do pierwszej trójki. Ale wiedziałem, że po sezonie pierwszy zespół będzie czekała czystka w formacji obronnej, a na razie beznadziejnego Pugliese oddałem na jakiś czas pod opiekę Wasoskiego do drużyny rezerw, zaś Thomas Ebner został przeze mnie zdegradowany z funkcji wice-kapitana.
 

Cytuj

22.03.2024, Georg-Melches-Stadion, Essen, widzów: 8875 (beznadzieja z tymi frekwencjami...)

2BL (26/34) Rot-Weiss Essen [4.] – SpVgg Greuther Fürth [12.] 3:2 (1:1)

 

18' G. Esposito 0:1 rz.k.

29' Marco 1:1

55' D. Stein 2:1 sam.

65' R. Serge 2:2

79' Marco 3:2

81' T. Ebner (RWE) czrw.k.

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 8 – Murilo 6, T.Ebner CzK 5, M.Frank 5 (46' A.Kern 6), S.Pugliese 4 (68' M.Delbaere 6) – H.Vink 6 (77' T.Seitz 7), M.Rose 7, R.Guyt 7, M.Block ŻK 7 – Gonzalo 7, Marco 9

 

GM: Marco (N, Rot-Weiss Essen) - 9

 

Odnośnik do komentarza

Kiedy szef naszych fizjoterapeutów opuścił już mój gabinet, a siedzący za swoim biurkiem Moriente spytał mnie, co on mówił, spojrzałem tylko na muchacho przekrwionymi oczami.

 

– Ten pan właśnie poinformował mnie, że Gonzalo skręcił nadgarstek na siłowni i czekają go następne dwa tygodnie leczenia – powiedziałem ze stoickim spokojem, po czym jednak walnąłem pięścią o blat stołu pod oknem. – K***a mać! Co za gówniany okres! Wiem, powtarzam się, ale po prostu mam już serdecznie dosyć!

 

Cóż, dzień jak co dzień.

 

 

W końcówce marca gościliśmy na Commerzbank-Arenie we Frankfurcie, gdzie zmierzyliśmy się z miejscowym Eintrachtem. Na lewej obronie pojawił się tym razem Weller, gdyż Pugliese i tak odsiadywał swoje w rezerwach, a do tego nierozsądnie obraził się na moją krytykę, czym załatwił sobie listę transferową. Do linii ataku przesunąłem Blocka, bo nie chciałem tam widzieć Vecchiego, na lewym skrzydle wystąpił rekonwalescent Sebastian Franz, a na prawym szansę otrzymał Vink.

 

Dzisiejsze spotkanie było tym, po którym po raz pierwszy zacząłem odczuwać lekką niechęć do dalszej pracy w Essen, była to bowiem kwintesencja tego, co w RWE w tym sezonie najgorsze. Szybko stało się jasne, że i teraz możemy zapomnieć o czystym koncie, gdy już w 3. minucie Frank pozwolił Jean Carlosowi na strzał z dystansu, który na dodatek Kanté w kiepskim stylu wpuścił między rękami. Ale nie obrona była dziś powodem mojego targania koszuli, bo do niej zaczynałem się już przyzwyczajać. Tym razem to, co pokazaliśmy w ataku, wołało o pomstę do nieba, gdyż namiętnie obijaliśmy cholernego bramkarza (oczywiście kreując go na gracza meczu), słupki i waliliśmy w trybuny, a w drugiej połowie nie potrafiliśmy wykorzystać nawet rzutu karnego, z którego Weller, kolejny do odstrzału po sezonie, strzelił prawie na aut.

 

W tej sytuacji na kwadrans przed końcem przy rzucie wolnym Marchiego z ostrego kąta ośmieszył się Kanté, a w końcówce na wszelki wypadek drugą z rzędu i siódmą w sezonie czerwoną kartkę za dwie żółte zarobił tym razem Murilo. Wypadliśmy już z walki o awans, bo z taką beznadzieją grą wręcz nie chciałem awansu; zawsze wolałem awansować pewnie i z gracją, aniżeli rzutem na taśmę. Po świetnym poprzednim sezonie, w którym miałem w drużynie bardzo dobrych piłkarzy, teraz znowu pracowałem w cyrku, w którym coraz bardziej się męczyłem. Jak w każdym poprzednim klubie. Chyba niedługo będzie pora zwinąć zabawki i dać sobie spokój z piłką klubową.
 

Cytuj

31.03.2024, Commerzbank-Arena, Frankfurt nad Menem, widzów: 29 381

2BL (27/34) Eintracht Frankfurt [13.] – Rot-Weiss Essen [3.] 2:0 (1:0)

 

3' Jean Carlos 1:0

65' D. Weller (RWE) nw.rz.k.

75' M. Marchi 2:0

89' Murilo (RWE) czrw.k.

 

Rot-Weiss Essen: B.Kanté 8 – Murilo CzK 5, A.Kern 7, M.Frank 7, D.Weller – T.Seitz 6 (76' H.Vink 7), M.Rose 7, R.Guyt 7, S.Franz ŻK 6 (46' M.Andreasen 7) – M.Block 6 (46' A.Vecchi 6), Marco 7

 

GM: Vincenzo Mazza (BR, Eintracht Frankfurt) - 9

 

Odnośnik do komentarza
  • Makk przypiął ten temat
  • Pulek zablokował ten temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...