Skocz do zawartości

Rote Teufel - Einmal ist keinmal...


JACK

Rekomendowane odpowiedzi

Stworzenie taktyki, która „jakoś tam” będzie działać, trudne nie jest, prawdziwym wyzwaniem jest wykreowanie takiej, która umożliwi wykorzystanie całego potencjału posiadanego zespołu. Sekret obecnej nie kryje się wcale w genialnych ustawieniach taktycznych, ale w dobrym zestawieniu poszczególnych składników.

Pięknie to ująłeś. Podziwiam tych, którzy stawiają na długoletnie szkolenie młodzieży i budują zespół w sposób, który przedstawiłeś. Satysfakcja z sukcesu jest wtedy ogromna. Inaczej smakuje wygranie Ligi Mistrzów po wielu latach konsekwentnie realizowanej strategii, a inaczej po zakupie jedenastu super herosów. Sęk w tym, że do tego trzeba być cholernie cierpliwym. Ja takiej cierpliwości nie mam. Gonię za jednym awansem, potem drugim i trzecim, a kiedy ginę w ligowej szarości przez trzy sezony, tracę motywację i kończę grę. To samo z taktyką, dwa mecze przegrane i próbuję coś zmieniać, myśląc, że taksa już nie działa. Twój tekst zmotywował mnie na nowo i pokazał, gdzie mam szukać prawdziwej satysfakcji z tej gry :)

Odnośnik do komentarza

Odpiszę Wam obu :)

 

Ja do taktyk w ogóle nie zaglądam. Nie mam pojęcia co „powinno” obecnie działać, więc mam świeże podejście i bazując na pewnych podstawach (wiadomo, że nie zagram formacją z 4-ma napastnikami) eksperymentuję, szukając skutecznego podejścia. Praktycznie w każdej wersji udawało mi się dzięki temu podejściu wypracować bardzo efektywną taktykę, przy czym jestem zwolennikiem dopasowania takowej do składu, więc nie są to taktyki uniwersalne (obecna jest dobra z uwagi na naszą dużą siłę rażenia, bez konieczności posiadania wybitnych zawodników defensywnych).

 

Lubię długie kariery, wiec stawiam sobie zawsze długofalowe zadania. Szkolenie młodzieży jest jednym z nich i, owszem, daje ogromna satysfakcję i na długo przywiązuje do danej ekipy. Co istotne, wychowankowie są zwykle bardzo lojalni, co oszczędza sporo frustracji związanych z próbą zatrzymania w klubie zawodnika o dużych aspiracjach. „Wadą” jest to, że strategię gry tego typu można z powodzeniem realizować jedynie w klubach, w których jest szansa stworzenia bezpiecznego zaplecza finansowego i wypracowania reputacji, która umożliwi zachowanie wychowanków. W Kaiserslautern zabezpieczyłem finanse dzięki, m.in., sprzedaniu oszlifowanej kolumbijskiej perełki, w postaci niesamowicie bramkostrzelnego kolumbijskiego napastnika za 40mln Euro. Na jego miejsce kupiłem za 18mln Diogo, który jest obecnie (w wielu 29 lat) najlepszym snajperem w historii klubu. W mniejszych klubach rwałem sobie włosy z głowy, gdy wpadała oferta zakupu mojego „wychuchanego” przez lata ulubieńca, ja ją odrzucałem, a zarząd wbrew mnie ją zatwierdzał i cała praca szła na marne. Nie gram wiec w malutkich klubach najniższych klas rozgrywkowych nie z uwagi na większą skale trudności takiej gry (wcale tak nie jest, bo oczekiwania są zwykle adekwatnie niewielkie), a z uwagi na to, że kluczem jest dla mnie szkolenie zawodników i na takowych bazowanie, a tego w „maluchach” zrobić się nie da. Jako ciekawostkę dodam, że zarząd oczekuje ode mnie obecnie zwycięstwa w lidze, zdobycia obu niemieckich pucharów oraz superpucharu i przynajmniej dotarcia do fazy ćwierćfinałowej Ligi Mistrzów. Historia wielokrotnie wykazała, że skutecznie walczyć na wielu frontach się nie da, wiec ciekaw jestem swojej konfrontacji z tak nierealnymi wymaganiami.

 

Odnośnie ligowej szarości, to, o ile w tym okresie pracujesz nad zespołem, czyli tniesz koszty, rozbudowujesz infrastrukturę, zatrudniasz lepszych fachowców do sztabu szkoleniowego i przekształcasz strukturę składu na taki, jaki idealnie spełnia Twoje wymagania, to wcale nie stoisz w miejscu. Po prostu zbroisz się przed decydująca batalią, rozwijasz się. Nie ma też nic gorszego, niż pozyskanie samych supergwiazdorów i wygranie wszystkiego tego, co jest do wygrania... bo automatycznie gra traci dalszy sens. Z tego tez powodu cieszy mnie, że moi skrzydłowi ciągle jeszcze się rozwijają, w ataku rozwija mi się para młodych snajperów z Hiszpanii, izraelski DMC dopiero kończy się wpasowywać w skład, AMC Diego będzie próbował wygryźć ze składu Chauranta, rezerwowy bramkarz ma szansę od tego sezonu stać się wreszcie pełnowartościowym zmiennikiem, prawy obrońca jest diamentem, który ciągle wymaga okrzesania, a jednocześnie coraz lepiej wyglądają inni młodzicy, z których niektórzy już w nadchodzącym sezonie dostaną szansę grania końcówek. Co więcej, sprzedając paru niepotrzebnych zawodników przytnę budżet płacowy o ok. 20%, budując lepszy skład. To jest coś, co cieszy i motywuje do dalszych usprawnień na drodze do perfekcji i tym sposobem gra się nie nudzi nawet po wygraniu Ligii Mistrzów i wielokrotnych mistrzostwach kraju.

Odnośnik do komentarza

Kwintesencja eFMowej menadżerki! Takie podejście absolutnie daje satysfakcję i też chciałbym tak grać. Zauważyłem jednak, że równoczesne prowadzenie opka w stylu "opis każdego meczu" ogranicza wolny czas, który można by przeznaczyć na dalszą grę. Bo przecież opisanie przebiegu spotkania, wrzucenie go na forum z odpowiednim sformatowaniem, itd. zajmuje więcej czasu niż rozegranie tygodnia w FMie. Przez to czas poświęcany faktycznej grze kurczy się dramatycznie.

 

Co więcej, pisząc opka na forum siłą rzeczy czuje się lekką presję tłumu i często idzie się na skróty w celu szybkiego osiągnięcia sukcesu. Mam tu na myśli kupowanie wielu piłkarzy każdego lata i przywiązywanie dużo mniejszej uwagi juniorom, których wykształcenie wymaga lat.

Odnośnik do komentarza

Nie gram wiec w malutkich klubach najniższych klas rozgrywkowych nie z uwagi na większą skale trudności takiej gry (wcale tak nie jest, bo oczekiwania są zwykle adekwatnie niewielkie), a z uwagi na to, że kluczem jest dla mnie szkolenie zawodników i na takowych bazowanie, a tego w „maluchach” zrobić się nie da. Jako ciekawostkę dodam, że zarząd oczekuje ode mnie obecnie zwycięstwa w lidze, zdobycia obu niemieckich pucharów oraz superpucharu i przynajmniej dotarcia do fazy ćwierćfinałowej Ligi Mistrzów. Historia wielokrotnie wykazała,  że skutecznie walczyć na wielu frontach się nie da, wiec ciekaw jestem swojej konfrontacji z tak nierealnymi wymaganiami. 

Ogromnie mnie zmotywowałeś do takiej gry! Spróbuję nawet w malutkim klubie i najnowszej wersji, a nuż się uda :). Zawsze jest szansa. Czekam również z niecierpliwością na przygodę w FM 2010, zapewne jeszcze szybciej osiągnąłbyś wielkie sukcesy :). Przy okazji, gratuluję zdobycia LM :respekt:.

Odnośnik do komentarza

Kwintesencja eFMowej menadżerki! Takie podejście absolutnie daje satysfakcję i też chciałbym tak grać. Zauważyłem jednak, że równoczesne prowadzenie opka w stylu "opis każdego meczu" ogranicza wolny czas, który można by przeznaczyć na dalszą grę. Bo przecież opisanie przebiegu spotkania, wrzucenie go na forum z odpowiednim sformatowaniem, itd. zajmuje więcej czasu niż rozegranie tygodnia w FMie. Przez to czas poświęcany faktycznej grze kurczy się dramatycznie.

Co więcej, pisząc opka na forum siłą rzeczy czuje się lekką presję tłumu i często idzie się na skróty w celu szybkiego osiągnięcia sukcesu. Mam tu na myśli kupowanie wielu piłkarzy każdego lata i przywiązywanie dużo mniejszej uwagi juniorom, których wykształcenie wymaga lat.

Coś podobnego chciałem napisać. My to wszystko wiemy, drogi JACK'u... ale zapominamy. Opisywanie kilku przeciętnych sezonów, mecz po meczu, w których zajmujemy zawsze miejsce w środku stawki, byłoby strasznie nudne. Dlatego chcemy sukcesów bardzo szybko, wzmacniając się nawet za cenę poważnego zadłużenia, aby tylko gra szła do przodu. Zawsze musi być walka o awans, albo o spadek - wtedy są emocje. Są jakieś przejściowe sezony, kiedy budujemy drużynę na następny rok, ale nie trwa to długimi latami.

 

Żeby było na temat, poproszę o stan finansów klubu.

Odnośnik do komentarza

Plebiscyty, plebiscyty...

 

Etxaniz zdobył 3 miejsce w plebiscycie na najlepszego zawodnika Ligi Mistrzów i razem z Salvatierrą zostali wybrani do najlepszej jedenastki zakończonej edycji rozgrywek. W klubie najważniejszy laur zgarnął bramkostrzelny Diogo, wybrany przez kibiców najlepszym zawodnikiem.

 

Mi tymczasem przerwa międzysezonowa upływała pod znakiem odbijania kolejnych ofert zakupu moich zawodników i tradycyjnie było to nieco uciążliwe. Ja sam otrzymałem oferty zatrudnienia m.in. z Milanu oraz od federacji meksykańskiej. Wszystkie odrzucałem. Nie przewidywałem żadnych zewnętrznych wzmocnień, co więcej, zredukowałem budżet płacowy do poziomu 41,3 mln EUR rocznie, czyli do stanu ledwie o 3 miliony wyższego, niż na początku mojej kariery w klubie, jeszcze w czasach drugiej ligi. Ubiegłosezonowe sukcesy nie uczyniły z nas przy tym krezusów, uniemożliwiło to wypłacenia udziałowcom klubu dywidendy w wysokości 19,5mln. EUR. Po zliczeniu wszelkich premii oraz wpływu środków za kilku sprzedanych zawodników oraz wyprzedane - absolutnie rekordowe - 51.657 tysięcy wyjściówek, stan kasy klubowej zatrzymał się na 90-ciu milionach euro.

 

Trzy przedsezonowe sparingi wygraliśmy gładko, mimo bramek traconych w każdym z nich. Nadszedł czas na finisz Pucharu Ligi, gdzie w półfinale stanął naprzeciw nas odwieczny rywal, Bayern Monachium z niezniszczalnym Podolskim na szpicy. Zaczęło się niewesoło, bowiem Lukas nie omieszkał wpakować nam bramki, jednakże siła naszego rażenia była potężna i odpowiedzieliśmy 4-ma trafieniami, odsyłając upokorzonych rywali do domu z nosami zwieszonymi na kwintę. Finałowe spotkanie z HSV zaczął się identycznie. Bramka rywali i konsternacja. Na szczęście Salvatierra otrząsnął się najszybciej i wyrównał z rzutu wolnego. Gdy w 76-tej minucie rywale ponownie wyszli na prowadzenie, byłem pewien, ze przegraliśmy kolejne podejście do pucharu. Innego zdania był Salvatierra, który powtórnie wyrównał, a następnie przypieczętował nasze zwycięstwo w rzutach karnych. Teraz już chyba rozumiecie, co mam na myśli, tłumacząc, że jest bezcenny...

Odnośnik do komentarza

W pierwszej rundzie zmierzyliśmy się z pechowcami z Verl. Pechowcami, bowiem nawet nasze rezerwy, z dwoma wychowankami na skrzydłach, przewyższały ich o kilka klas, skutkiem czego był pogrom w stosunku 6:0.

 

Bukacherzy typowali, iż w debiucie ligowym zdobycie przez nas bramki nastąpi już w pierwszym kwadransie gry. Nie pomylili się, co więcej, gościom z Hannoveru tak się trzęsły nogi ze strachu, że pierwsze 2 gole padły po ich głupich błędach. Dalej było jeszcze lepiej, bowiem piłka wędrowała między moimi zawodnikami jak po sznurku, a atak sunął za atakiem. Po końcowym gwizdku nabrałem niejasnego przeczucia, ze w tym sezonie Ripodas nie da się tak łatwo stłumić Salvatierze i tym razem nasz statek będzie pewnie żeglował do celu, bijąc zabójczo z obu burt.

 

Bundesliga (1/34), 12.08.2017

Widownia: 63 192.

Kaiserslautern – Hannover 5:0 (3:0)

 

1:0 Diogo (6)

2:0 Salvatierra (19)

3:0 Etxaniz (29)

4:0 Flavio (89)

5:0 Etxaniz (90)

 

MoM = Etxaniz

 

 

W kolejnych 2 spotkaniach pokonaliśmy Freiburg i Bochum w identycznym stosunku 3:0 i po 3 kolejkach przodowaliśmy w tabeli. 1 września czekał nas pojedynek z Atletico Madrid o Superpuchar Europy. Przedtem jednak nastąpiło losowanie grup Ligi Mistrzów. Trafiliśmy – z pierwszego koszyka – wprost do grupy A, dokąd dokoptowano do nas Villarreal, Porto oraz francuskie LOSC. Nie wyglądało na to, by którykolwiek z tych rywali umożliwił mi wystawienie do meczu rezerw, celem ich wypróbowania w boju.

 

Do meczu z Hiszpanami nie mogłem niestety wystawić najsilniejszej pary w ataku. Diogo pauzował za żółte kartki, a Etxaniz dochodził do siebie po kontuzji. Na murawę ruszyli więc Pineda i Flavio. Mistrzowie Hiszpanii dysponowali znakomitymi i bardzo szybkimi zawodnikami, a ja... Salvatierrą, który już w 17-minucie otworzył wynik, podkręconym strzałem z rzutu wolnego. Do końca połowy niewiele się działo, bowiem obie ekipy oddały ledwie po 2 strzały, w tym po jednym w światło bramki. Po przerwie zaczęliśmy nieco śmielej atakować i nasza determinacja została nagrodzona, gdy Flavio przejął piłkę od bramkarza, który chciał ją rozegrać poza polem karnym, i wpakował ją do pustej siatki. Wściekły szturm rywali, celem odrobienia strat, zakończył się dla nich stratą kolejnego gola i tuż po meczu odkorkowaliśmy szampana, by uczcić nasz historyczny sukcel. Lata niepowodzeń zmieniły się wreszcie w słodki smak zwycięstwa. Czyżby nastały dla nas tłuste lata?

 

Superpuchar Europy, 01.09.2017

Widownia: 21 184.

Kaiserslautern - Atletico 3:0 (1:0)

 

1:0 Salvatierra (17)

2:0 Flavio (67)

3:0 Pinheiro (86)

 

MoM: Salvatierra

Odnośnik do komentarza

Niezły początek, a i terminarz w dalszym ciągu wyglądał atrakcyjnie. Wyjazd do Frankfurtu nie napawał mnie lękiem, toteż wystawiłem skład bez Salvatierry, by zobaczyć jak sobie poradzimy bez niego. Spotkała nas niemiła niespodzianka. Przeciętny mecz i z trudem wywalczony remis 1:1. Wygląda na to, że Argentyńczyk stał się dla nas równie kluczowy jak, obecnie już legendarny, Messi dla Barcelony. Nie była to dobra informacja, w końcu to nasza taktyka miała stanowić o przewadze, a nie indywidualności, ponadto w razie jakiejś poważniejszej kontuzji naszego wilczka, automatycznie malałyby nasze szanse powodzenia. No, ale za wcześnie, by wyciągać tak daleko idące wnioski po jednym meczu. Ponadto ciągle liczę na eksplozję formy Ripodasa.

 

Zwycięstwo w poprzedniej edycji Ligi Mistrzów sprawiło, ze bukmacherzy stosunkowo wysoko ocenili nasze szanse powodzenia. Konkretnie w stosunku 16:1. Faworytem jest Arsenal, potem kolejno: Real Madrid, Valencia, Liverpool, Galatasaray (!), Inter. Te dwie ostatnie ekipy mają szanse skalkulowane identyczne jak my. Szokuje brak Barcelony i wysoka pozycja Galatasaray, zagram chyba z nimi sparring, bo nie za bardzo to rozumiem.

 

W meczu na własnym stadionie, przeciwko Hercie, Salvatierra wystąpił. Ba... strzelił bramkę, zdobył asystę i został wybrany najlepszym zawodnikiem meczu. Cóż z tego, skoro - pomimo ogromnej przewagi - zanotowaliśmy kolejny remis, tym razem 3:3. Oto wynik szansy sprezentowanej rezerwowemu bramkarzowi, by zdobywał doświadczenie. W ligowej tabeli spłynęliśmy gładko na trzecie miejsce.

 

Być może na krajowym podwórku złapała nas zadyszka, ale w Lidze Mistrzów zamierzaliśmy pokazać klasę. Naszą pierwszą ofiarą została ekipa LOSC. Ripodas i Salvatierra byli tego dnia bezwzględni. To głownie za ich sprawą tablica wyświetlała już po pierwszej połowie wynik 4:1. Francuzom wyraźnie chciało się płakać. Tylko jeden z nich, Obraniak, zdawał się mieć dwa jaja - w tym znacznie większe, to polskie – i po przerwie pokonał Fabiańskiego. Nawet jego nie było jednak stać na więcej i goście powrócili do kraju na tarczy. Nie jest źle, ale muszę poprawić naszą grę defensywną, tracimy za dużo bramek.

Odnośnik do komentarza

Wracamy na front ligowy. Najpierw wyjazd do Bielefeld. Niemcy najwyraźniej upodobali sobie polskich napastników, bo następcą Wichniarka jest teraz 23-letni Michał Kozłowski. Finezyjnego Grimiego zastępuje na naszej lewej obronie solidny, zdeterminowany do walki – i młodszy - Joni. Liczę, iż usprawni naszą obronę. Nie do końca tak się dzieje, bowiem Kozłowski swoją bramkę zdobywa, na szczęście Salvatierra rozdaje karty i m.in. dzięki jego 2 asystom wygrywamy 3:2. Ciągle mamy 4 punkty straty do Bayernu, który gromi kolejnych rywali. Po zaledwie 2 dniach przerwy podejmujemy Karlsruhe. Naturalnie dokonuję roszady w składzie. Nasi odwieczni rywale nie wynoszą z tego żadnych korzyści. Pakujemy im pewne 3:0, ku euforii wypełnionych do ostatniego miejsca trybun.

 

W przypadku Dortmundu nie ma mowy o taryfie ulgowej, na murawę ładuję nasz najlepszy „jedenastopak”. Na niewiele zdaje się brutalny faul na Salvatierze w 10-tej minucie. Ów, kuśtykając już praktycznie w stronę trybun, ostatkiem sił dośrodkowuje, zaliczając asystę (!), a jego nabuzowany zmiennik – Kalouda – melduje się na murawie strzelając szybko bramkę. Cała drużyna jest rozwścieczona brutalnym potraktowaniem lidera i naprawdę daje to odczuć rywalom. Ciężar gry bierze na siebie Ripodas, asystujący 2 razy, po wspaniałych rajdach. Kara za nieczystą grę gospodarzy jest straszliwa, a komunikat jasny. Lepiej z nami nie zadzierajcie...

 

Bundesliga (8/34), 1.10.2017

Widownia: 80 636.

Dortmund - Kaiserslautern 1:5 (0:3)

 

0:1 Diogo (12)

0:2 Kalouda (20)

0:3 Hugo (38)

0:4 Bikey (60)

1:4 Scocco (89)

1:5 Etxaniz (90)

 

MoM = Kalouda

Odnośnik do komentarza

Druga potyczka fazy grupowej Ligi Mistrzów miała miejsce na obcym terenie. Pojechaliśmy do zawsze groźnego Porto. Wykonałem rotację w składzie, z nadzieją że świeży zawodnicy utrzymają poziom gry, zaprezentowany 3 dni wcześniej. Czarnym koniem wydawał się być zwłaszcza weteran Chaurant, tracący ostatnio miejsce na korzyść młodego, zdolnego Diego. I rzeczywiście, zagrał niczym prawdziwy geniusz środka pola, pociągając za wszystkie sznurki. Chirurgiczna precyzja jego podań i 3 asysty sprawiły, że gładko wygraliśmy, katapultując na pierwsze strony sportowych gazet szokujący wynik 4:1. Okazało się jednak, ze nasza gloria została przyćmiona przez pogrom Ajaxu, jaki zafundowało im Juve. 7:1! To zrobiło wrażenie na całej piłkarskiej Europie.

 

Króciutki wypoczynek posłużył Salvatierze. Gładkie zwycięstwo nad Nurnberg było właściwie jego zasługą. Najpierw piękna bramka po strzale z dystansu, a potem jeszcze piękniejsza z rzutu wolnego i w efekcie wynik 3:1. Nasz 22-letni pomocnik miał ponoć ciągle jeszcze niewykorzystane rezerwy, a tymczasem już obecnie legitymował się kosmicznymi zdobyczami, jak na prawego pomocnika. W 10 meczach strzelił 8 bramek, upolował 6 asyst i aż 5-krotnie został uznany najlepszym zawodnikiem spotkania, przy średniej ocenie 8.10. Jeszcze nigdy w swojej karierze nie miałem w swojej drużynie tak dominującego zawodnika. Nie mogłem się temu nadziwić.

Odnośnik do komentarza

Passa nie przegranych z rzędu 30 (!!!) meczy ligowych nie zmieniała faktu, że w tabeli w dalszym ciągu znajdowaliśmy się za Bayernem, tracąc do lidera 2 punkty. Zawodnicy rozwijali się jak na drożdżach, w kasie klubowej zgromadziliśmy już 104 mln EUR, a frekwencja dopisywała tak bardzo, że poprosiłem zarząd o spotkanie, na którym bezczelnie stwierdziłem, że „skromne” 67 tysięcy siedzących miejsc to zbyt mało, by w pełni wykorzystać nasz potencjał. O dziwo, przyznali mi rację, ciekaw więc jestem o ile miejsc uda się w przyszłym roku rozbudować stadion, aktualnie mamy trzecią średnią frekwencję w lidze. W międzyczasie nastała przerwa na mecze reprezentacyjne i – ku mojej radości – swoje drugie powołanie do dorosłej reprezentacji Argentyny otrzymał Diego.

 

Nie chciałem dopuścić do skostnienia rezerwowych, toteż zakontraktowałem nam sparring z Celtikiem, z 35-letnim Załuską w składzie. Poszło gładko, 2:0. Tydzień później wznowiliśmy występy ligowe wyjazdem do Wolfsburga. Wystawiłem najmocniejszy skład, najwyższa pora dogonić potentatów z Monachium. Pierwszą bramkę upolował Flavio, za sprawą niezawodnego Salvatierry i jego mistrzowskiego dośrodkowania. Drugą i trzecią bramkę – już po przerwie – wypracował, cóż za niespodzianka (!)... także Salvatierra. On był po prostu wszędzie. Co ciekawe, rywale zdecydowania przeważali w posiadaniu piłki (61%) – z czego nic nie wynikało – ale to my robiliśmy z niej zabójczy użytek. Zwycięstwo umożliwiło nam osiągniecie celu. Bayern nie wytrzymał szaleńczego pościgu, sensacyjnie przegrał na wyjeździe z Offenbach i został zmuszony do odstąpienia nam żółtej koszulki lidera.

 

Trzeci mecz fazy grupowej Ligi Mistrzów stoczyliśmy na własnym terenie z Villareal. Goście zawodzili na całej linii w lidze hiszpańskiej, zajmując 17-te miejsce, ja jednak doskonale wiedziałem, że rozgrywki międzynarodowe rządzą się zupełnie innymi prawami i jakiekolwiek lekceważenie nie wchodziło w ogóle w grę. Jedyną istotną zmianą było wystawienie drugiego garnitury naszej głównej mocy napędowej, czyli skrzydłowych. By zrównoważyć ewentualny spadek kreatywności, na środek pola wydelegowałem Chauranta. Graliśmy ostro i w ciągu pierwszych 30 minut „napoczęliśmy” dwóch przyjezdnych zawodników, licząc na to, że stracą chęć do gry. Brakowało nam jednakże precyzji i do przerwy wynik nie uległ zmianie. Im bardziej się staraliśmy, tym bardziej nieubłaganie mijały minuty. Impas przerwał Chaurant. Ustawił piłkę 20 metrów od bramki i podkręconym strzałem z rzutu wolnego wywołał radosny ryk 67 tysięcy podekscytowanych kibiców. Rozluźniony, wpuściłem na skrzydła obu naszych wychowanków, Ibrahima i Kunze. Nie zdziałali zbyt wiele, ale to po akcji jednego z nich powstało zamieszanie, które wykorzystał Pinheiro, zapewniając nam przytomnym strzałem pewne 3 punkty.

 

Liga Mistrzów, faza grupowa (3/6), 25.10.2017

Widownia: 67 499.

Kaiserslautern - Villarreal 2:0 (0:0)

 

1:0 Chaurant (66)

2:0 Pinheiro (78)

 

MoM: Chaurant

Odnośnik do komentarza

Ligowy sensacyjny pogromca Bayernu, ekipa Offenbach, nie zdołała sprawić kolejnej niespodzianki. Co prawda uległa nam tylko 0:1, ale nie zmienia to faktu, że 3 punktu powędrowały na nasze konto. W II Rundzie Pucharu Niemiec próbowała nas potrzymać Nurnberg. Ich nietypowe ustawienie 4-2-3-1, z całkowitym pominięciem środkowej części boiska (obsadzili wyłącznie pozycje pomocy defensywnej i ofensywnej) sprawiło nam ogromne problemy. Zwycięstwo wymęczyliśmy szczęśliwie, dopiero w dogrywce. Mam przeczucie, że nasza taktyka sprawia rywalom coraz mniej problemów i trzeba będzie wkrótce zacząć dokonywać korekt. Wyjaśni to zapewne wyjazd do mocnej ekipy HSV.

 

 

Początek meczu stał pod znakiem zaciekłej bitwy o środek pola. Przegraliśmy ją i Fabiański zaczął ciężką pracę w bramce. Dotrwaliśmy jakoś do końca przerwy, gdzie – z braku kreatywnego pomysłu na rozwiązania problemu – opieprzyłem drużyną, licząc na to, że jakoś to ich otrzeźwi. Nic takiego nie nastąpiło. Kompromitowaliśmy się na całej linii, a w 89-tej minucie to słupek uchronił nas przed stratą bramki. Gdy już pogrzebałem wszelką nadzieję, nastąpił cud. Wprowadzony z ławy Chaurant zagrał z rzutu wolnego błyskawicznie do Flavio, a ten łupnął na oślep, lokując piłkę pod poprzeczką. Dociągnęliśmy do końca. Fart w tym przypadku to mało powiedziane.

 

Bundesliga (12/34), 4.11.2017

Widownia: 55 471.

HSV - Kaiserslautern 0:1 (0:0)

 

0:1 Flavio (90)

 

MoM = Manucharyan.

 

Zwycięstwo okupiliśmy miesięczną kontuzją Diego, dodatkowo doszły mnie głosy o coraz częstszych sprzeczkach Salvatierry z Koloudą. Niestety Ci dwaj zawodnicy są po prostu za dobrzy, by się wymieniać na jednej pozycji. Nie było czasu na refleksje, gdyż czekał nas trudny, wyjazdowy mecz Ligi Mistrzów przeciw Villarreal.

 

11 wygranych meczy z rzędu. Passa 33 ligowych meczy bez porażki. Prowadzenie w tabeli ligowej i w grupie w Lidze Mistrzów. I co w tej sytuacji robię? Ano... zmieniam zupełnie taktykę. Wiem, że to zagranie wygląda na szalone, ale nie jest żadną sztukę dotrwać do kryzysu, poczekać aż drużyna załapie poważny dołek i wtedy wziąć się za zmiany. Prawdziwy kunszt to wyprzedzenie momentu załamania, a nadejście takowego czułem już od 3 kolejek, gdy w zasadzie wyłącznie łaskawy los pozwalał nam wyjść z opresji obronną ręką. Wróciłem więc do defensywnego ustawienia, opartego na szybkiej grze z kontry. Niespełna 2 lata temu spisywało się całkiem nieźle, a przecież miałem wtedy gorszy skład. Zdając sobie sprawę, że na jedną porażkę w ramach eksperymentu mogę sobie pozwolić, wystawiłem przeciwko Hiszpanom eksperymentalny, słabszy od optymalnego skład, oparty aż na 8 zmiennikach. Rozpoczyna się mecz... i od razu zaskoczenie. Nie gramy tak jak ostatnio. Zamiast chłonąć zionącą z murawy nudę i apatię, obserwuję jak ostro walczymy o piłkę i wyprowadzamy odważne akcje zaczepne. Rezerwowym składem. Gospodarzom sprzyja jednak szczęście, już pierwszy ich strzał na naszą bramkę jest skuteczny. Wznawiamy grę i przeważamy pod każdym względem. Sprawnie rozgrywamy, utrzymujemy się długo przy piłce. Tracimy ja tylko na moment.. i Reich po raz drugi wyjmuje piłkę z siatki. Cóż, nie jest naszym silnym punktem. Bramkę kontaktową zdobywamy po 5 minutach. W przerwie zachęcam do dalszej odważnej gry i drugie 45 minut upływa pod znakiem naszych groźnych kontr, zakończonych wreszcie udanym ukąszeniem Flavio. Remis!!! Cambell jest jednak tego dnia nie do zatrzymania i w 83-ciej minucie stawia „kropkę nad i”. Miejscowi szaleją, ale ja nie odpuszczam i do gry deleguję Diogo. 89 minuta. Kolejna nasza kontra i Kunze – klubowy wychowanek – wypuszcza się sam do kontry na prawym skrzydle. Grzeje niczym opętany wzdłuż linii bocznej i – widząc, że nie ma komu dograć piłki – mija 2 zawodników i skręca wprost na bramkę. Ta akcja nie ma szans powodzenia. Słuchać śmiech na trybunach, ktoś puka się w czoło. Cała trójka obrońców rusza w jego stronę, więc Kunze desperacko uderza w futbolówkę 25 metrów od bramki. Bramkarz Villarreal spodziewał się wszystkiego, ale nie takiej torpedy, lecącej wprost w niego. Stara się ją wypiąstkować, ale piłka przełamuje mu ręce i - to niemożliwe!!! - grzęźnie w siatce! Szał radości naszego młodego bohatera, wycofanie skrajnych obrońców i odliczane sekundy do końca. Sędzia dolicza 5 minut, miejscowi napierają. W ostatniej minucie młodziutki Killian przejmuje piłkę w naszym polu karnym i zagrywa długie podanie do Diogo. Ten jest świeży i dynamiczny. Rusza do przodu, przebijając się łatwo przez zaskoczoną linę obrony. Wybiega na niego bramkarz – jest dokładnie 10 sekund do końca doliczonych 5 minut – ale Diogo ze stoickim spokojem schodzi zwodem w prawo i strzela precyzyjni obok nóg golkipera. Jeeeeeeest!!! 4:3! Wiara przenosi góry!

 

Liga Mistrzów, faza grupowa (4/6), 7.11.2017

Widownia: 22 984.

Villarreal – Kaiserslautern 3:4 (2:1)

 

1:0 Campbell (6)

2:0 Campbell (22)

2:1 Pineda (27)

2:2 Flavio (48)

3:2 Campbell (83)

3:3 Kunze (89)

3:4 Diogo (90+5)

 

MoM: Campbell

 

Po meczu zachwytom nie ma końca, a za mowę w przerwie meczu chwalą mnie zawodnicy oraz… asystent. Z czymś takim się jeszcze nie spotkałem. Sensacyjne pokonujemy faworyzowany Villarreal, wynik idzie w świat, każda stacja sportowa komentuje to niesamowite widowisko, a ja czuję, że złapaliśmy drugi oddech.

Odnośnik do komentarza

Ryzyko jest, ale i moment jest optymalny. Po 4 meczach grupowych Ligi Mistrzów mam już zapewniony awans, a w tabeli ligowej udało mi się wdrapać na szczyt. Wcześniejsze 3 mecze to był coraz gorszy piach, po parę strzałów (zamiast okolic 20-tu, jak to zwykle bywało), problemy z posiadaniem piłki i dużo farta, który musiał się wreszcie skończyć.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...