Skocz do zawartości

Rote Teufel - Einmal ist keinmal...


JACK

Rekomendowane odpowiedzi

Mecz z Barceloną zapewnił rekordowe wpływy z biletów w wysokości 2,2 mln Euro, kolejne spotkanie również gwarantowało pełne trybuny. Do naszych bram zawitał Bayern, który – chcąc myśleć o wygraniu ligi - musiał nam urwać punkty, bowiem tracił ich do nas 7, a do drugiego w tabeli HSV, 4. Na własnym terenie nie boimy się nikogo, siła naszego ataku wgniotła więc gości w murawę. Do przerwy nie zdołali oddać ani jednego strzału! Niestety, ich bramkarz miał dzień konia i nie zamierzał niczego przepuścić. Kolejne 20 minut wyglądało identycznie, punktowaliśmy rywala, ten słaniał się na nogach, ale jednak nie dawał się powalić na ring. Nasz frustracja rosła i – mimo ciągłego naporu – nie zdołaliśmy zmienić losów meczu. Bayern oddał tylko jeden strzał - na marginesie – niemalże zdobywając bramkę.

 

Półfinał Pucharu Niemiec skojarzył nas z teoretycznie niezbyt wymagającym rywalem. Karlsruhe było trzecie w drugiej lidze, zapowiadał się więc marszyk po awans. Tyle teoria, bowiem Karlsruhe – poza Bayernem – jest najbardziej znienawidzonym rywalem Czerwonych Diabłów. Nie było więc mowy o jakiejkolwiek pobłażliwości i na murawę wybiegła najsilniejsza jedenastka. Nie mam zamiaru przez nonszalancję dopuścić do tego, by kibice przerobili moje ukochane 265-konne Audi A5 Quattro na trabanta. Wydawszy polecenia ścisłego krycia oraz nie oszczędzania nóg najlepszego snajpera gości w osobie Osvaldo Mirandy (28 goli w 28 meczach) umościłem się wygodnie na trenerskiej ławce i rozpocząłem oglądanie spektaklu. Celowniki stroiliśmy do 19-tej minuty, gdy Diogo wyprowadził nas na prowadzenie po krótkim i błyskawicznym, prostopadłym podaniu Chauranta. 32-latek utrzymywał wyborną formą i nie zapowiadało się na to, by w najbliższej przyszłości zamierzał się zrzec funkcji kapitana. Na potwierdzenie moich słów, podwyższył zresztą osobiście wynik, przepięknie podkręconym strzałem w długi róg. Prawdziwy profesor. W doliczonym czasie gry strzeliliśmy 3-cią bramkę, i pozostawiliśmy gospodarzy z odczuciem, że przejechał się po nich walec.

 

Puchar Niemiec, półfinał, 22.03.2017

Widownia: 32 283.

Karlsruhe - Kaiserslautern 0:3 (0:2)

 

0:1 Diogo (19)

0:2 Chaurant (32)

0:3 Pineda (90)

 

 

MoM = Chaurant

Odnośnik do komentarza

2 dni przed ćwierćfinałowym meczem ligi mistrzów z Porto, gładko pokonaliśmy na własnym terenie Wolfsburg 3:1. Oczywiście grając w rezerwowym składzie, gdyż 2 dni przerwy nie dałyby żadnej sensownej szansy na regenerację. Passa 13 ligowych meczów bez porażki w zasadzie powinna nam zagwarantować sporą przewagą w nad ligowym peletonem, tak się jednak nie stało. HSV gonił nas bezwzględnie, niczym Terminator Sarrah Connor i po 15 (!) meczach bez zaznania smaku goryczy - w tym 5 ostatnich zwycięstwach, wliczając rozstrzelanie Bayernu 4:2 w ostatniej kolejce - był o 3-punktowy krok za nami. Losy ligowej batalii miały się rozstrzygnąć już wkrótce, bowiem los skojarzył nas aż 2 razy w przeciągu nadchodzących 2 tygodnia. Pierwsze starcie miało nastąpić w lidze, na naszym terenie, kolejne na neutralnym terenie w finale Pucharu Niemiec. Zwycięzca tych 2 spotkań skutecznie złamie wolę walki rywala i mam nadzieję, że to nasi adwersarze wrócą na tarczy.

 

Zwykle preferuję czerwone, wytrawne wino, jednakże 4-go kwietnia przyszło mi się zmierzyć z Porto. Na szczęście nie byłem w tym zadaniu osamotniony, na murawę wybiegła 11-ka moich wojowników, którym żaden trunek i żadna miejscowa dyskoteka nie były straszne. Jedynie niemieckie kobiety skutecznie odstraszały gromadę Hiszpanów, Argentyńczyków i Brazylijczyków i tylko dwaj Holendrzy nie narzekali, twierdząc że w ich ojczyźnie kobiety jeszcze bardziej przypominają krowy. Obawiałem się nieco szoku termicznego, w Niemczech temperatura nie przekraczała 10 stopni, w Porto wybiegliśmy zaś na murawę przy 34 stopniach i mżawce. Prawdziwie zabójczy koktajl. Zaczęło się tragicznie, zamieszanie pod naszą bramką, strzał znikąd i jeszcze się dobrze nie zorientowaliśmy, skąd grzeje słońce, a już przegrywaliśmy. Minęło 6 minut i wyraźnie poirytowany Salvatierra przechwycił piłkę w środku pola, wymieniliśmy parę piłek i piłkę w siatce umieścił atomowym strzałem Chaurant, niemalże wyłamując siłą strzału palce bramkarzowi usiłującemu brawurowo interweniować. Po stracie gola Porto przycisnęło nas tak, że ledwie łapaliśmy oddech. Nasze skrzydła nie były w stanie się rozwinąć, nakazałem więc Chaurantowi mocniej zaangażować się w rozgrywanie akcji. Porto grało wręcz szaleńczo ofensywnie, postanowiłem nieco się przyczaić i ukąsić ich kontratakiem. Gospodarze niewiele sobie robili z moich chytrych planów taktycznych i grzmotnęli w nasz słupek, stawiając pod znakiem zapytania moje talenty taktyczne. Wściekle płomienna przemowa w przerwie spotkania niewiele zmieniła, nadal to do naszej bramki częściej pukało zagrożenie. Wreszcie nastąpiło najgorsze. Hugo – mając na koncie żółtą kartę – zawahał się widząc szarżującego Cervenkę i Fabiański musiał drugi raz wyciągnąć piłkę z siatki. 50 tysięcy luda wzmogło chóralne śpiewy na trybunach. Cholerne fatum ligi mistrzów... Zdesperowani ruszyliśmy do natarcia. Groźne strzały nie zrobiły wrażenia na Carne, nawet nasz argentyński wilczek nie mógł go przechytrzyć. Ofensywna kanonada nie dała spodziewanego rezultatu, po raz pierwszy od dawna zasmakowaliśmy porażki. Porażki w kluczowym momencie.

 

Liga Mistrzów, ćwierćfinał (1/2), 04.04.2017

Widownia: 50 826.

Porto - Kaiserslautern 2:1 (1:1)

 

1:0 Csiki (4)

1:1 Chaurant (10)

2:1 Cervenka (59)

 

MoM = Fabiański

Odnośnik do komentarza

Przegrana sprowadziła nas boleśnie na ziemię. Jeśli się szybko nie pozbieramy, to sen o potędze i podbiciu ligi mistrzów trzeba będzie znowu odłożyć na półkę z napisem „może kiedyś”. Problem tkwił z tym, że ja nie chciałem już dłużej czekać, wiedziałem że to jest najlepszy czas i szansa wypuszczona zbyt łatwo z rąk, może się już nigdy nie powtórzyć. Co więcej, moje ambicje nie był skromne, chciałem z Kaiserslautern sięgnąć po europejską koronę przynajmniej 2-krotnie, by nie było mowy o przypadku. Po drodze do rewanżu z Porto rozprawiliśmy się na wyjeździe z aptekarzami z Bayeru 2:0 i niestety okupiliśmy to 3-tygodniowa kontuzją mózgu zespołu, Chauranta. 4 dni później nadszedł dzień ostatecznej próby, rewanż na własnym terenie z Porto. W składzie brakuje również Ripodasa, pauzującego za kartki. Tym samym w środku pola jedyną realną siła napędową jest nasz bezcenny Argantyńczyk.

 

Kibicie nie rozsiedli się jeszcze wygodnie na trybunach, a już wściekły wilczek Salvatierra skubnął ofiarę po raz pierwszy. Rzut wolny, zamieszanie i szczupła, zwinna noga derzyła dokładnie tak, jak powinna. 1:0!!! 2 minuty później Porto wyrównało strzałem z dystansu. Stadion oniemiał, ja również. Wszystko działo się zbyt szybko. Ile minut zajęło nam ponowne wyjście na prowadzenie? Pięć!!! Diogo do Flavio i gotowe. 3 bramki w 10 minut. Atak, atak! – krzyczę. Nie możemy teraz odpuścić. I rzeczywiście atakujemy, ale kolejne strzały nie przynoszą wyczekiwanego spełnienia. Przerwa. Po wznowieniu dalej nacieramy, Argentyńczyk bije mocno z wolnych, ale trafia 2-krotnie w mur. Patrzę z niepokojem na upływający czas i mam niejasne przeczucie, ze w regulaminowym czasie nic już nie zdziałamy. Oba zespoły nie chcą podjąć ostatecznego ryzyka, osobiście nie mam zamiaru pchać ekipy do szaleńczych ataków, licząc na to, że zmiennicy wprowadzeni w dogrywce zmienią oblicze gry. Wprowadzam świeżych skrzydłowych, Leto i Kaloudę. Gra się ożywia, ale tablica świetlna pozostaje niewzruszona wobec naszych starań. 121-wsza minuta, sędzia zerka już na zegarek. Ostatnia akcja. Etxanitz uwalnia się szybkim zwodem obrońcy tuż przed polem karnym i - zamiast strzelać – podaje do Diogo. Ten nie okazuje zaskoczenia i lutuje atomową bombę tuż przy zrozpaczonym bramkarzu. Jeeeeeeeeeeest!!! Coooo...??? Spalony??? Niemożliwe! Ruszam na sędziego z ławki rezerwowych, asystent chwyta mnie w ostatniej chwili za rękaw. I dobrze, bo nie wiem co bym mu zrobił. Zawodnicy są równie wściekli, otaczają sędziego, robi się gorąco. Przytomnieję nieco i krzyczę, by odpuścili, czerwone kartki nic nam teraz nie pomogą. Rozpoczyna się loteria w postaci karnych. Colao z Porto bierze mocny rozbieg... i chybia. Kolouda to nasz najlepszy egzekutor i rutyniarz zarazem, spokojnie wyprowadza nas na prowadzenie. Fabiański ma doskonały refleks i przy kolejnym strzale wykorzystuje go, broniąc i dając nam szansę na 2:0, co też zaraz następuje. Jest dobrze. Chwilę później jest 3:1 i do piłki rusza zawodnik gości. Bamba musi strzelić. Rozbieg, strzał, szybujący Fabiański, piłka wypiąstkowana ponad poprzeczkę... Zwycięstwo!!! Ufff, to nie na moje serce, trzeba to opić.

 

Liga Mistrzów, ćwierćfinal (2/2), 12.04.2017

Widownia: 66 570.

Kaiserslautern – Porto – 2:1 (1:1) / pens 3:1

 

1:0 Salvatierra (3)

1:1 Roman (5)

2:1 Flavio (10)

 

MoM = Salvatierra

Odnośnik do komentarza
  • 2 tygodnie później...

Po drodze połknęliśmy na wyjeździe ekipę z Frankfurtu w stosunku 4:2 i już 22-go kwietnia stanęliśmy ponownie naprzeciw HSV, tym razem w Finale Pucharu Niemiec. Nigdy wcześniej nie udało nam się sięgnąć po to trofeum, podczas gry drużynie z Hamburgera zdobyła już 3 puchary. Zapowiadała się kolejna krwawa bitwa.

 

Wkrótce po rozpoczęciu gry, brutalny faul zmusza mnie do zastąpienia w ataku Etxaniza, Pinedą. Zmiennik melduje się na murawie w pięknym stylu, zdobywając szybko bramkę, niestety z pozycji spalonej... Przez pierwsze pół godziny wyłącznie nam udaje się ataki wykańczać strzałami. Niewiele później van der Laan otrzymuje żółta kartkę. Zanim udaje mi się mu przekazać, że ma grać mniej agresywnie, kompletuje drugą i od ostatnich minut pierwszej polowy gramy w osłabieniu. W 56 minucie faul Hugo w polu karnym oznacza rzut karny i w konsekwencji prowadzenie HSV. Wyrównujemy 2 minut później. Samotny rajd Ripodasa lewą flanką, precyzyjne dośrodkowanie i 192-centymetrowy Pineda skacze najwyżej, lokując piłkę głową w siatce! Mija minuta i HSV ponownie prowadzi. Genialnie podkręcony strzał Aarona z dystansu był po prostu nie do obrony. Ponad 80 tysięcy widzów śledzi z zapartym tchem doskonałe widowisko. Bramka z rzutu rożnego wieńczy dzieło. Niestety, nie nasze. Przegrywamy 1:3. Kolejna przegrana szansa, kolejne drwiące nagłówki w prasie.

 

Puchar Niemiec, finał, 22.04.2017

Widownia: 80 699.

HSV - Kaiserslautern 3:1 (0:0)

 

1:0 Rukavina (pen 57)

1:1 Pineda (59)

2:1 Aaron (60)

3:1 Sambou (80)

 

MoM = Sambou

 

-----

 

W tej części sezonu nie ma chwili na wytchnienie, mijają 3 dni i nadchodzi pora półfinału Ligi Mistrzów. Valencia, gospodarz spotkania, jest wiceliderem w Primera Division, tuż za Atletico Madrid. Ronald Koeman, ich menadżer, preferuje grę z kontry, nasza ofensywna gra może im wiec wyjątkowo dobrze pasować, ja jednak na to nie zważam, najlepszą obroną jest atak. Gwizdek... i od razu nieszczęście! Diogo trafia rywala łokciem w twarz, ten pada zakrwawiony, a nasz napastnik otrzymuje czerwoną kartkę. Tłumaczenia o nieszczęśliwym zdarzeniu w ferworze walki nic nie dają. Wygląda na to, że już po nas. Tanio jednak skóry nie sprzedamy. W środku pola toczy się ostra walka, w 23 minucie wygrywa ją Chaurant, dogrywa do osamotnionego Flavio, a ten uderza precyzyjnie przy słupku. Gol nie zostaje uznany, spalony... Gramy ostro i kompletujemy żółte kartki, strzałów jest jak na lekarstwo. Do przerwy remis. W drugiej połowie Valencia zaczyna nas coraz mocniej gnieść. W 81 minucie druga czerwoną kartkę otrzymuje Bikey i gramy w 9-kę. Rywale wykorzystują 5 minut później końcu przewagę i wychodzą na prowadzenie. Fabiański chroni nas przed dotkliwszą porażką. Generalnie – jak na zaistniałe okoliczności – był to chyba najniższy możliwy wymiar kary. Pourywam po tym meczy "kartkowiczom" jajka, to się nie może powtórzyć. Albo nie, zmodyfikuję po prostu regulamin ze skutkiem natychmiastowym. Od teraz karą za "wypracowanie" czerwonej kartki będzie obejrzenie "Titanica". 3 razy pod rząd.

 

Liga Mistrzów, półfinał (1/2), 25.04.2017

Widownia: 66 570.

Valencia - Kaiserslautern 1:0 (0:0)

 

1:0 Lopez Gomez (86)

 

MoM = Fabiański

Odnośnik do komentarza

Remis oraz 2 porażki z rzędu ostro wyhamowały naszą lokomotywę z czerwonymi diabłami w wagonach. Prze rewanżem w lidze mistrzów konieczne było ponowne nabranie pary i liczyłem na to, że stanie się tak dzięki zwycięstwu na własnym terenie z mocną ekipą z Werder Bremen. Przemeblowałem skład (na skutek kontuzji, zawieszeń oraz konieczności rotacji) i spokojnie obejrzałem naszą komfortową wygraną 2:1. To dało nadzieję, tak potrzebną przed rewanżowym meczem z Hiszpanami.

 

Tylko 9 stopni, ale wreszcie wiosenne słońce nad naszą murawą. Może będzie szczęśliwym dla nas znakiem. Skład osłabiony m.in. brakiem Chauranta (kontuzja) i Diogo (pauza za czerwień). Mamy jednak nasze zabójcze skrzydła i naszą tajną broń, dwóch młodych i głodnych bramek hiszpańskich młodzieżowców (Etxaniza i Pinedę) w naszym ataku. Jeżeli patyczaki nie poprzewracają się o własne nogi, to mogą narobić zamieszania, bo nieobliczalność to ich specjalność. Zaczyna się nieciekawie. Gospodarze zdecydowanie sprawniej utrzymują się przy piłce, ograniczając nasze szanse strzeleckie. A przecież to my musimy zdobyć bramkę! 41 minuta, dośrodkowanie z rzutu rożnego, 190-centymetrowa sylwetka Etxaniza w niezgrabnym locie, główka, goooooooool!!! Tuż po przerwie faul w polu karnym na Etxanizie i sędzia dyktuje nam rzut karny. Do piłki przymierza się nasz Izraelski agent, Iluz, i już po chwili biegnie szaleńczo w stronę ryczących z euforii, wypełnionych do ostatniego miejsca, trybun. Zasadniczo wypadałoby zamurować bramkę, ale nienawidzę takiej gry, kujemy więc żelazo póki gorące, by przypieczętować awans kolejną bramką. Valencia nie może trafić nawet w światło naszej bramki, a my kąsamy raz za razem. Na trybunach ciągłe wrzenie i śpiewy wprowadzające w bojowy trans i dodające sił. Goście, widząc upływający czas, przytomnieją i zaczynają wyprowadzać kontry. 72 minuta. W polu karnym Valencii pada z hukiem 193-centymetrow drągal. To Pineda. Karny!!! Iluz rozpędza się, odpala torpedę i goooooo! 3:0!!! Nakazuję skrajnym obrońcom mniej ofensywną grę, wprowadzam świeżych zawodników na plac. Po koniec regulaminowego czasu gry Pineda strząsa z siebie obrońców i wykańcza precyzyjnie dośrodkowanie, pogrążając Valencję. Obiecuję sobie już nigdy go nie przezywać. Zresztą przy wadze 89 kilogramów bardziej przypomina czołg, niż patyczaka. To wielki dzień dla naszego klubu, genialny mecz i wspaniała rehabilitacja zarazem. Po raz pierwszy w historii Kaiserslautern zagra w finale ligi mistrzów! Zmierzymy się tam z Interem Ancelottiego, najmocniejszą drużyną Serie A na przestrzeni ostatnich 5 lat (2 mistrzostwa, 3 razy drugie miejsce). Tworzymy historię.

 

Liga Mistrzów, półfinał (2/2), 30.04.2017

 

Kaiserslautern - Valencia 4:0 (1:0)

 

1:0 Etxanitz (41)

2:0 Iluz (pen 48)

3:0 Iluz (pen 72)

4:0 Pineda (88)

 

MoM: Iluz

Odnośnik do komentarza

Odniesione zwycięstwo wzbudziło spory respekt w piłkarskim świecie. Uwadze analityków sportowych nie umknął fakt, iż 7 zawodników zwycięskiego składu nie przekraczało wiekowo 23 lat. Powszechna zazdrość mieszała się z podziwem, bowiem powszechnie wiadomym było, iż młodziutcy gwiazdorzy nie zasilili bynajmniej naszych szeregów za grube miliony, już na starcie błyszcząc talentem. Byli to po prostu utalentowani chłopcy, pozyskani za bardzo umiarkowane kwoty, których dni chwały poprzedzone zostały latami żmudnej pracy pod moimi cierpliwymi oczyma. Co więcej, w rezerwach do debiutu w wyjściowej jedenastce szykowali się kolejni młodzicy.

 

Szóste z rzędu mistrzostwo kraju zapewniliśmy sobie już na 3 kolejki przed końce sezonu, skromnie zwyciężając 2:1, składem złożonym ze zmienników, ekipę Offenbach. Czekały więc nas 3 starcia ligowe, w których – poza meczem poprzedzającym finał ligi mistrzów - miałem zamiar dać szansę zmiennikom. Drużyna włoska miała nieco bardziej wymagający grafik bowiem wciąż walczyła o wicemistrzostwo kraju (tryumf Fiorentiny był już pewny) oraz o Puchar Włoch. Przed meczem z nami mieli 3 dni na odpoczynek, my o 1 dzień więcej. Niby jest to niewielka różnica, ale to właśnie takie drobne przewagi potrafią czasem przechylić szalę zwycięstwa. Odnotowania godnym jest również fakt, że Diogo, zdobywając swoją 21-wszą ligową bramkę w sezonie, został najlepszym strzelcem w historii klubu, wymazując rekord 108 ligowych goli Klausa Toppmollera.

 

Tuż po remisie 2:2 z Herthą wpłynęła oferta z Realu Madrid. Zaproponowali 41,5 mln EUR, płatne od ręki, (!) za Salvatierrę. Odmówiłem. Klub był już należycie zabezpieczony; zmiennika tej klasy nie byłbym w stanie pozyskać, a wychowanie następcy mogłoby trwać 5-lat... lub wieczność, bo gwarancji znalezienia kolejnej takiej perły nie miałem. Tym samym nie sprzedałbym go nawet za 400mln.

 

Tymczasem wyczekiwany finał zbliżał się wielkimi krokami. W poprzedzającym go meczu moja ekipa była wyraźnie nabuzowana i rozgromiła na wyjeździe Dortmund wynikiem 4:0. Byliśmy w gazie, uzbrojeni i niebezpieczni. Salvatierra został wybrany najlepszym zawodnikiem ligi, ja najlepszym menadżerem, a do jedenastki sezonu – poza naszym Argentyńczykiem – trafili Ripodas i Hugo, nasz podstawowy obrońca. Na mecz, którego stawką była absolutna hegemonia w Europie, wydelegowałem najmocniejsze i najbardziej diabelskie zestawienie diabłów. No, prawie najmocniejsze, bo nasz najlepszy snajper właśnie teraz musiał odbyć kartkową pauzę...

 

Faworyzowany Inter rozpoczął bardzo łapczywie mecz w upalnych 34-stopniach na stadionie Ernsta-Happela w Wiedniu. Łapczywie, bowiem praktycznie nie dawali nam szansy przejęcia piłki. Miałem obawy czy pierwszy finał tak prestiżowych rozgrywek w 117-letniej historii klubu nie sparaliżuje zawodników i początek rzeczywiście nie wyglądał zachęcająco. Nie wierzyłem własnym oczom, pierwszy - niecelny zresztą – strzał oddaliśmy po 40 minutach, posiadając piłkę przez ledwie 27% czasu gry. To zakrawało na kpinę. Pierwsza połowa była zresztą jedną z najnudniejszych w historii futbolu, praktycznie nic się nie działo. W przerwie zgotowałem swojej ekipie trzeźwiący kocioł. Głośność moich krzyków przewyższała moc koncertowego nagłośnienia Rammsteina. I dokładnie tego było trzeba. 2 minuty po wznowieniu gry udało nam się wygrać batalię w środku pola, Etxaniz podał szybko do Pinedy, a ten huknął nie do obrony. Prowadzimy! Inter dalej przeważał i przetrzymywał piłkę, ale ich ataki zatrzymywały się w najgorszym razie na rękawicach Fabiańskiego. Stojący w przeciwległej bramce Cech miał zdecydowanie mniej pracy. Odliczałem mijające minuty i sekundy. Jeszcze dziesięć, pięć, wreszcie koniec regulaminowego czasu i doliczone cztery... Ostatnia zmiana i korekty taktyczne. Serce bije mocno, sekundy trwają wieki. Atak Interu w 93 minucie przerwany szczęśliwie przez Iluza i piłka wyekspediowana na oślep do przodu. Włosi przejmują ja i długim podaniem uruchamiają szybkiego napastnika Santosa. Ów pędzi do przodu, przy nim biegnie tyko Papadopoulos. On również do ślamazar nie należy. Musi dać radę, to ostatni atak przeciwnika! Spycha rywala na bok, ten dośrodkowuje w pole karne, znowu do akcji wkracza Iluz i posyła piłkę za linię boczną. Do linii środkowej podbiega zdesperowany Cech, tymczasem piłka znowu trafia w nasze pole karne. Po chwili chaosu leci w stronę połowy Interu. Już 40 sekund po doliczonym czasie, czemu ten mecz się jeszcze nie kończy?! 34-stopnie, a ja czuję jak z zimna i nerwów kostnieją mi dłonie i sztywnieje kark. Kolejny atak na naszą bramkę i... wreszcie końcowy gwizdek. Jeeeeeeeeeest, dokonaliśmy tego!!!

 

 

Liga Mistrzów, finał, 24.05.2017

Widownia: 61 999.

Kaiserslautern - Inter 1:0 (0:0)

 

1:0 Pineda (47)

 

MoM: Pineda

Odnośnik do komentarza

Ufff... Gratulacje!

Widzę, że "Szkolenie juniorów by Jack" działa także w FM08 :>

 

Działa, niemniej nie zanotowałem jeszcze tak spektakularnych sukcesów jak w czasach gry Centauros, gdy bodajże 8 zawodników pierwszego składu - którym zdobyłem Copa Libertadores - było moimi wychowankami, a paru na dodatek reprezentowało Kolumbię. Tutaj łatwiej idzie mi wyszkolenie zakupionych, młodziutkich, potencjalnych gwiazd. Zresztą napiszę o tym więcej w podsumowaniu sezonu.

Odnośnik do komentarza

Pora na małą prezentację zwycięskiej ekipy i planów związanych z poszczególnymi zawodnikami.

 

---

GK – Łukasz Fabiański, 32l. – 7.06 / solidny, pewny, podstawowy bramkarz. 31 występów z orzełkiem na piersi.

 

GK – Ingo Reich, 22l – 6,71 / pierwszy zmiennik, z każdym sezonem coraz lepszy, choć jeszcze odstaje od Fabiańskiego

 

---

 

D R/C – Andre Bikey, 32l. – 7.12 (3 gole, 2 asysty, 1 MoM) / bardzo silny, sprawny i nieźle wyszkolony technicznie. Dotychczas od niego zaczynałem zestawianie obrony, ostatnio nieco obniżył loty. 77-krotny reprezentant Kamerunu.

 

DC – Raul Garcia Gonzales, 20l. – 6.45 / melodia niedalekiej przyszłości. Solidny pod każdym względem, konieczna jest praca nad jego rozwojem fizycznym

 

DC – Hugo, 28l. – 7.34 (5 goli, 4 asysty, 1 MoM) / numer jeden obrony. Sprawny, silny mentalnie, jedynie technika nie jest jego najmocniejszą stroną, ale tej nie potrzebuje.

 

DC – Kyriakos Papodopoulos, 25l. – 7.13 (2 asysty) / typowy przeciętniak, ale gra zawsze na stabilnym i dobrym poziomie, coraz częściej wypiera Bikey’a ze składu. 30 występów w reprezentacji Grecji.

 

DC, DMC – Shlomi Iluz, 23l. – 7.15 (5 goli, 5 asyst, 1 MoM) / najlepszy mój ubiegłoroczny transfer, pozyskałem go za 1,5 mln Euro. Fenomenalny zawodnik, o kościach ze stali i woli cyborga. Nie chciałbym grać przeciw niemu. W przyszłym sezonie zdominuje ligę. 5 występów w reprezentacji Izraela.

 

DC, DMC – Mathias Killian, 20l. – 6.84 (6 asyst) / nie doczekałem się jeszcze spodziewanej eksplozji jego talentu. Wielki znak zapytania, nie wiem czy wykorzysta swe papiery na grę.

 

DC, DMC – Michał Pazdan, 29l. – 6.71 / solidny wyrobnik, którego naprawdę lubię. Nie marudzi, nie grymasi, tylko w odpowiednich momentach robi swoje.

 

---

 

DR – Thomas van der Laan, 21l. – 6.94 (2 asysty) / ogromny talent, który dojrzewa z każdym sezonem. W tym roku rozegrał większość meczy w wyjściowym składzie na prawej flance, w przyszłym będzie jej filarem i spodziewam się jego znacznie lepszej gry. Jest niesamowicie trudny do przejścia.

 

DR – Gonzalo Vela, 18l. – 6.00 (tylko 2 rozegrane mecze) / wspaniały technik, ale wątły chłopak z mlekiem pod nosem. Niemniej od przyszłego sezonu to on będzie zmiennikiem Laana.

 

D,WB L – Leandro Grimi, 32l. – 6.94 (4 gole, 4 asysty, 3 MoM) / doskonały piłkarz, pod każdym względem. Miał pecha urodzić się w Argentynie, bowiem w każdym słabszym kraju byłby wielokrotnym jego reprezentantem. Zaczynają mu się niestety zmniejszać atrybuty fizyczne, ale myślę, że jeszcze przynajmniej przez rok nie odda miejsca w składzie.

 

D,WB R - Eduardo Ratinho, 29l. – 7.09 / zgniłe jajko w mojej ekipie. Pozyskany w swoim czasie za spore pieniądze (8,5 mln. EUR) zarabia sporo i narzeka, że chciałby ruszyć w świat, psując atmosferę. Po obecnym sezonie odprawię niewdzięcznika siarczystym kopniakiem.

 

D,WB,M L – Joni, 26l. – 7.00 (2 asysty) / wszechstronny, solidny, idealnie wpasowany w składa. Potrafi niespodziewanie rozegrać doskonały mecz.

 

---

 

D,WM,AM L – Vincent Verberne, 19l. – 6.93 (3 asysty) / uwaga talent! Doskonałe umiejętności ofensywne, w tym genialny drybling i dośrodkowania. Do poprawy ciągle jeszcze sprawność fizyczna, nad która pracujemy. Będzie zmiennikiem Ripidasa i kto wie, czy nie prześcignie go umiejętnościami.

 

AM R,L,C – Oswaldo Chaurant, 32l. – 7.22 (10 goli, 11 asyst, 3 MoM) / mózg ekipy, wspaniały kreator gry. Brak słabych punktów. 65-krotny reprezentant Wenezueli.

 

AM R - Lubos Kalouda, 30l. – 7.21 (8 goli, 8 asyst, 3 MoM) / dobry duch zespołu, jedyną jego „wadą” jest to, że występuje na pozycji Salvatierry, w innym razie grałby zawsze w pierwszym składzie. 66 wystąpił w barwach Czech.

 

AM R - Michael Kunze, 21l. – 7.09 (1 gol, 1 asysta, 1 MoM). Nasz wychowanek. Na placu gry zostawia całe serce, brakuje mu jednak wciąż wielu umiejętności.

 

AM R – Mauro Salvatierra, 22l. – 7.47 (6 goli, 16 asyst, 5 MoM) / perła w koronie, geniusz ofensywy, praktycznie nie do powstrzymania. Kosztował 2,4 mln EUR, a już były oferty jego zakupu za ponad 40 milionów. Już 6 występów w reprezentacji Argentyny.

 

AM R,C FC – Zlatko Januzovic, 29l. – 6.70 (4 gole, 2 asysty) / bardzo silny mentalnie, dobrze wyszkolony mentalnie, niestety z brakami fizycznymi. Zapowiadało się, że ma potencjał na pierwszego napastnika, skończyło się na łataniu dziur w składzie i z tej roli już nie wyjdzie. 59 występów dla Austrii.

 

AM L – Sebastian Leto, 30l. – 7.12 (1 gol, 1 asysta, 1 MoM) / świetny i solidny lewoskrzydłowy. Niestety, nasze drogi się rozejdą, bo chciał podwyżki, a jest po pierwsze drogi, po drugie: bardziej perspektywiczny i znacznie tańszy jest Verberne.

 

AM L – Javier Martinez Ripodas, 22l. – 7.31 (3 gole, 10 asyst, 2 MoM) – na papierze jeszcze lepszy od Salvatierry, do tego szybki jak strzała. Wydobycie jego talentu zajęło 4 lata, a jeszcze nie zakończył rozwoju. Zaliczył pierwszy mecz w barach Hiszpanii.

 

AM C – Diego, 20l. – 6.83 (4 gole, 6 asyst, 3 MoM) wg trenerów ma szansę stać się piłkarzem znacznie lepszym od Chauranta. Analiza jego obecnych umiejętności tego nie wykazuje, jednak pierwsze powołanie do dorosłej reprezentacji Argentyny również coś znaczy. Wielka niewiadoma, potencjalna supergwiaza, obecnie wciąż zbyt chimeryczny, by prowadzić grę.

 

---

 

AM, F C – Flavio, 28l. – 6.91 (11 goli, 2 asysty, 1 MoM) – 6 lat w klubie, a ciągle go nie rozpracowałem. Od swego stablinego poziomu (poniżej 10 bramek w sezonie) zrobił tylko jeden wyjątek. Rok temu musiał wziąć na barki cieżar ofensywnej gry, strzelił więc 22 bramki, do których dołożył 9 asyst i 8 MoM, zostają królem strzelców ligi. Po czym w obecnym przycichł i wrócił do swoich standardów.

 

FC – Diogo – 29l. – 7.51 (29 bramek, 13 asyst, 7 MoM) – brazylijska ikona klubu. Wydając na niego 7 lat temu 17 milionów wiedziałem, że trafiłem los na loterii. Nigdy nie wystąpił w reprezentacji, a jest maszyną do zdobywania goli. Od drugiego roku gry w naszych barwach zdobywa regularnie około 30 bramek rok w rok (!!!). Nie ma słabych punktów. Najlepszy strzelec w 117-letniech historii klubu.

 

SC – Jon Etxaniz, 23l. – 7.02 (17 goli, 10 asyst, 3 MoM) – nie bez powodu wypiera ze składu Flavio. Ten bezczelny i szalony hiszpański dryblas ma szanse zostać reprezentantem swego kraju. Bardzo szybki jak na swój wzrost (190cm).

 

SC – Angel Pineda, 21l. – rosły (192cm) i mocno zbudowany (89kg), który wykańcza akcje, niczym strzelec wyborowy. Duży potencjał, gwarantuje mocną rywalizację w składzie.

 

 

Obecny skład nie ma żadnych luk - są starzy i młodzi, utalentowani i rzemieślnicy, wszystko we właściwych proporcjach. Zainteresować mógłby mnie jedynie genialny lewy lub środkowy obrońca. Teraz pora na co sezonowe przerzedzenie składu i pożegnanie z tą mąką w rezerwach i młodzieżówce, z której chleba nie będzie. Potem zaś kwestie organizacyjne i przygotowania do walki o kolejny tryumf w Lidze Mistrzów. Dopiero to zaspokoi moje ambicje... a może jeszcze nie.

Odnośnik do komentarza

Drogi łaziii, oto moja taktyka, stworzona wbrew regułom i standardom. Co więcej, sama jej wersja "pij" zdradza, że do jej skonstruowania zainspirowało mnie kilka lampek czerwonego wina :eusa_silenced:

Taktyka

 

Tutaj zaś zdradzam swoje instrukcje taktyczne. Co ciekawe, pierwotnie próbowałem grać w sposób bardziej zrównoważony i stosować kontry, jednak efekt był mierny. Mała korekta (otwarta ofensywa - za czym nie przepadam - i rezygnacja z ulubionych kontr) spowodowała, że taktyka umożliwiła mi sięgniecie po upragniony cel. Ustawiłem ją w pewnym sensie wbrew sobie i na tym wygrałem.

Instrukcje

Odnośnik do komentarza

Nie spodziewałem się aż tak wyczerpującej odpowiedzi. Coś mi się przypomina, że kiedyś nie lubiłeś podobnych zapytań o sekrety taktyczne. A tutaj proszę... Choć oczywiście sekret tkwi w ustawieniach indywidualnych :> (ale nie oczekuję, że je pokażesz ;) )

Odnośnik do komentarza

Nie lubię podawać na tacy gotowych recept taktycznych, zwłaszcza,że sam ich nie znam i każdorazowo jest to kwestia wypracowania tej świetnie funkcjonującej, żmudną metodą prób i błędów. Stworzenie taktyki, która „jakoś tam” będzie działać, trudne nie jest, prawdziwym wyzwaniem jest wykreowanie takiej, która umożliwi wykorzystanie całego potencjału posiadanego zespołu. Sekret obecnej nie kryje się wcale w genialnych ustawieniach taktycznych, ale w dobrym zestawieniu poszczególnych składników. Istotne jest dla mnie nawet to, by nie starać się budować drożyny gwiazd. Wole ograć jednego zawodnika na danej pozycji przez 2-3 sezony, niż zastępować go potencjalnie lepszym, przy pierwszej nadarzającej się okazji. Wynika to z tego, iż dopiero po wpasowaniu się gracza w drużynę, potrafi on zaprezentować 100% tego, co potrafi. Ponadto, drużna gwiazdorów to potencjalne konflikty, wysokie wymagania płacowe i problemy ze stosowaniem efektywnej rotacji (gwiazdorzy nie lubią siedzieć na ławie). Dodatkowo, każda z taktyk traci po pewnym czasie swą skuteczność i w takich momentach nanoszę do nich korekty, tym samym one ciągle „żyją” :).

 

PS. Na marginesie: w czasach FMOT-u udostępniłem chyba jakieś swoje taktyki, wraz z analizą działania.

Odnośnik do komentarza

Pięknie to wszystko wyłożyłeś. Choć muszę przyznać, że nerwowy ze mnie człowiek i gdy taksa przestaje działać, więcej we mnie frustracji, a motywacja do grzebania w ustawieniach pojawia się później. Brakuje też kompetentnych źródeł, z których można by czerpać dobre wzorce (nie mówię o rżnięciu gotowych taktyk). TT&F to jeden z wyjątków, a napomknięty przez Ciebie FMOT bardzo miło wspominam. Gdy zacząłem grać w FM08, chciałem przeczytać cały temat TAKTYKI, ale po ósmej stronie, w większości mało konstruktywnych rad, dałem sobie spokój.

 

Kończę offtop. Do roboty, panie dzieju!

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...