Skocz do zawartości

W pogoni za En....


Rekomendowane odpowiedzi

Złoty parker rozpoczął zapełnianie czystej kartki literami. Spoglądając na listę piłkarzy, którzy po tej rundzie będą mogli zasilić szeregi Leeds musiałem wybrać tych, którzy będą nam niezbędni. Nie mogłem pozwolić sobie na zatrudnianie choćby jednego człowieka w ciemno. Chodziło przecież o moją głowę.

 

Pierwszy mecz w nowym roku został rozegrany na Elland Road w atmosferze małego skandalu. Ostatnimi czasy Leon Constantine, szeroko opisywany przeze mnie na początku opowiadania, razem z Kandolem przestali chodzić na treningi jednocześnie psując atmosferę w drużynie. Plotki jakie rozsiewali głosiły, że po zakończeniu sezonu powrócę do Polski zostawiając klub na lodzie, że mam powiązania z włoską mafią, że tak czy siak nie awansujemy do Championship. Doszło do tego, że Rui Marques oświadczył, iż nie ma zamiaru przedłużać kontraktu z klubem, w którym jego przyszłość jest niepewna. Jego życzenie było dla mnie rozkazem. Wysłałem do wszystkich klubów na wyspach informację, że Marques jest do wzięcia nawet od zaraz. To samo zresztą zrobiłem z Kandolem i Constantine. Z niecierpliwością czekałem na rozwój wydażeń.

Do meczu z Tranmere przystąpiliśmy z powracającym do gry Brzozowskim. Damian Gorawski nadal leczył kontuzję i kaca moralnego, natomiast Tore Andre Flo był najwyraźniej w dołku psychicznym. Wszystkie te problemy miały odzwierciedlenie w grze. Pomimo kilkunastu doskonałych sytuacji nie potrafiliśmy strzelić więcej niż jednego gola.

Leeds United 1 : 1 Tranmere.

 

Do pełni szczęścia potrzebowałem

- Lewego obrońcy

- Dwóch napastników

- Stopera

- Ofensywnego środkowego pomocnika

 

- dwóch scoutów

- trenera bramkarzy

- trenera juniorów

 

Po przedłużeniu kontraktu z Gustavo Poyet'em ( na którego chrapkę mieli działacze Tottenhamu ) rozpoczęliśmy wspólnie peregrynacje po świecie piłki nożnej.

 

Po decyzji jaka zapadła odnośnie angolskiego obrońcy na chętnych czekałem aż godzinę. Za cenę mniejszą od zakupu mojego samochodu Marques przeszedł z Leeds do Colchester, rozpoczynając ( jak sam przyznał ) nowy etap w swoim życiu. Nie będę za nim tęsknił. 40 tysięcy to i tak dużo.

 

 

Dzień później spotkaliśmy się w Pucharze Anglii z Hartlepool. Lukę po Angolczyku wypełnił fantastycznie spisujący się w drużynie juniorów Ros Wilkinson. Małe roszady w składzie wprowadziły więcej zamieszania niż się spodziewałem. Mieszanka uczuć została wykorzystana przez gości. Leeds 1 : 1 Hartlepool.

Odnośnik do komentarza

Ból głowy namiętnie niszczył mój dobry humor o poranku, kiedy zachłyśnięty wczorajszymi informacjami o piłkarzach wertowałem przez na w pół opuszczone powieki kartki z notatkami. Spałem zaledwie 4 godziny ale to i tak dużo, bo mało czasu zostało mi na podjęcie odpowiednich kroków. Jak by tego było mało dostałem z samego rana wezwanie na policję. Mój ulubiony sierżant Garcia pragnął przywitać mnie chlebem i solą by przy blasku ciepła bijącego z jego serca omówić napaść na mnie w hallu klubu. Tryskałem złością wyżej niż gejzer.

Po kilkunastu godzinach pracy skomponowałem listę potrzebnych mi ludzi, którzy będą lekarstwem na kaca zespołu zepchniętego do styksu piłki nożnej w Anglii.

 

Komisariat zgasił iskrę pozytywnych myśli, która usilnie starała się rozpalić we mnie uczucia. Gruby policjant cuchnął niemiłosiernie przedwczorajszym potem obgryzając paznokcie podczas sporządzania notatki. Jego spasione świńskie oczka schowane za fałdą brudnej skóry wyglądały tak, jak by ktoś wepchnął piłki od golfa w słoninę.

Po godzinnej akcji składania literek nareszcie dowiedziałem się kto był napastnikiem i w jakim celu przyszedł do klubu.

Otóż osobą którą obezwładniłem flagą naszego klubu był Swetoslaw Alijeszew, jeden z żołnierzy mafii rosyjskiej. Alijeszew miał za zadanie wykraść bazę danych i przemycić ją do ojczyzny. Niestety ugiął się pod naporem mojej ręki uzbrojonej w maszt flagowy i dziś po trepanacji czaszki leży w policyjnym szpitalu na obrzeżach miasta.

Kiedy opuściłem mury komisariatu nareszcie płuca wypełniły się czystą mieszaniną azotu i tlenu. Poczułem się tak jak ryba która została wrzucona do akwarium tuż po tym jak przypadkiem z niego wyskoczyła upadając na stary dywan.

 

Postanowiłem w nowym roku nie przejmować się Fabrizzo i jego światem, tylko zdobywać z Leeds wszystko co się da.

Chciałem zostać bezwzględnym trenerem nafaszerowanym od stóp do głów myślą " Po trupach do celu ".

Szkoda tylko, że słowo " trupach " jak się później okazało miało znaczenie dosłowne.

 

Szkółka piłkarska w naszym klubie cierpiała co najmniej na trąd. Zapuszczone hale treningowe w połączeniu z nieużywanymi bocznymi boiskami przypominały obraz starego miasta gdzieś na dzikim zachodzie. Brakowało tylko latających snopków z sianem i skrzeczących drzwi do saloonu.

Dzień wcześniej skontaktowałem się z Jurkiem i to głównie dzięki niemu podjąłem pewne kroki, które miały doprowadzić do rozwinięcia bazy szkoleniowej dla młodych i zdolnych piłkarzy, którzy nie mają szans wybicia z racji zamieszkania.

Miałem pół roku na obserwacje.

Odnośnik do komentarza

Z kart notatnika

 

Przed nami dwa spotkania, pierwsze w pucharze, drugie w lidze. Niesiony fantazją stworzenia nowych fundamentów do rozwoju piłkarzy postanowiłem wystawić drugi skład na spotkanie półfinałowe z Carlisle. Niestety w ataku wystąpił Leon Constantine, ale bramki nie zdobył. Miejsca na ławce rezerwowych nie starczyło dla Tresora Kandola, który zresztą od kilku tygodni notorycznie pije, narzeka, jest do ostrzału zaraz po Constantine. Nikt nie będzie ważniejszy ode mnie i dobra zespołu. Jeśli ktoś uważa, że jest ponad podziałami, wyleci.

Spotkanie z Carlisle zostało rozegrane na grząskiej, przesiąkniętej wodą murawie przy kanonadzie śniegu z deszczem. Wiatr przeszkadzał w dośrodkowaniach, nie raz myląc piłkarzy, którzy w przekomiczny sposób starali się przyjąć piłkę.

Ostatecznie jednak w 86 minucie Carolle umieścił futbolówkę w siatce. W sytuacji sam na sam Francuz założył siatkę bramkarzowi rywali, piłka zatrzymała się na linii bramkowej w kałuży, ale Carolle zachował przytomność i dobił ją wślizgiem. Tym sposobem Leeds awansowało do finału Pucharu Johnstones. Kolejny cel został zrealizowany. Teraz wystarczy strzelić o jedną bramkę więcej w finale.

Leeds 1 : 0 Carlisle

 

Kilka dni później w mediach aż wrzało przed spotkaniem na szczycie. 4 w tabeli Leeds podejmowało na Elland Road trzecie Brighton. Faworytem była drużyna gospodarzy, ale to my lecieliśmy na skrzydłach młodzieńczej fantazji pomieszanej z doświadczeniem. Zupa była wybornie doprawiona, teraz przyszło czekać czy posmakuje kibicom.

90 minut spotkania z Brighton na dobre utwierdziło mnie w przekonaniu, że mam piłkarzy którzy potrafią się wzajemnie uzupełniać. Razem tworzymy zgrany kolektyw, w którym nie ma osoby dominującej. No, może poza fenomenalnym Beckfordem, który nie pierwszy raz udowodnił, że potencjał drzemie w nim niesamowity. Jeśli nie strzela, to przynajmniej asystuje. Dwa doskonałe zagrania, dwie sytuacje sam na sam, dwa gole i kolejne trzy punkty.

Leeds 2 : 0 Brighton

 

Po raz kolejny życie znokautowało moje serce w najmniej odpowiedniej chwili. Kiedy wracałem do domu po wygranym meczu w lidze w myślach przewijało mi się tysiące pomysłów na spędzenie wieczoru z En. Tak to jest, że człowiek pod dawką adrenaliny funkcjonuje jak dobrze naoliwiony mechanizm. Tego dnia chciałem wybrać się na romantyczną kolację , do kina i na spacer. Wchodząc do mieszkania gwizdałem sobie hymn Leeds kręcąc przy tym biodrami jak rasowa tancerka go go. Niestety w mieszkaniu przywitała mnie cisza i pustka. Wszystko było pięknie posprzątane, poukładane, wnętrze wyglądało jak z katalogu firmowego Ikea.

- En, gdzie jesteś ? - krzyczałem chodząc z pokoju do pokoju.

W odpowiedzi słyszałem jedynie śmiech dzieci sąsiadów, które bawiły się na podwórku lepiąc małego bałwana.

W jednej chwili stałem się ubogim człowiekiem. Czułem się tak, jak bym przed momentem oddał kilka litrów krwi na cele dobroczynne. Nagość mojego wnętrza została obnażona. Kartka papieru z kilkoma literami leżakowała na blacie stołu w kuchni przygnieciona świeczką w kształcie serca. Podchodząc do stołu wiedziałem, że przeczytam coś, czego bym nie chciał przeczytać. To tak, jak domyślasz się, że ktoś umarł, ale w głębi duszy pragniesz wierzyć, że żyje. A tu ktoś dzwoni i wali całą prawdę prosto w uszy. Gwałt.

Jestem tam, gdzie byłam przed Twoim przyjazdem. Kocham Cię.

Każda litera cięła moje serce jak żyletka. Jak tysiące żyletek.

 

Wieczór spędzony sam na sam z sobą zdawał się nie mieć końca. Po raz kolejny stworzyłem piramidę papierosów w czarnej, kamiennej popielniczce z logiem " L&M ". Otworzyłem lodówkę, na półce pod pojemnikiem na jajka stała litrowa butelka whisky. Szklanka za szklanką, kropla za kroplą, papieros za papierosem, proces destrukcji siebie przez siebie rozpoczął się na nowo.

 

Poranek był identyczny jak wszystkie inne po wyjeździe En. Przy ścianie spoczywał roztrzaskany przez moją rękę budzik, z którego wnętrzności rozsypały się po podłodze. Śmierć czasu była dla mnie początkiem końca, przynajmniej tak mi się wtedy zdawało. Telefon z wyłączonym dzwonkiem drżał na stole niczym nagi człowiek na mrozie, ale nie robiło to na mnie większego wrażenia. Włączyłem telewizor ściszając jednocześnie głośnik. Muzyka w MTV budziła mnie wolno, aczkolwiek bardzo skutecznie.

Po 12 w południe założyłem na siebie szlafrok i poszedłem do łazienki zabierając po drodze telefon. Pod prysznicem przeczytałem wiadomości od Jurka.

" Mam kilka propozycji młodych piłkarzy, odezwij się "

" Wiem, kto może Ci pomóc w poszukiwaniach "

" Śpisz ? Odezwij się, bo nie wiem co mam robić "

Odnośnik do komentarza

Z kart notatnika

 

Przeglądając listy piłkarzy nie mogłem za nic w świecie natrafić na choć jednego, który w najmniejszym stopniu mógłby być uzupełnieniem mojej kadry. Pomimo kilku propozycji Jurka nie skusiłem się na zatrudnienie kolejnych Polaków, bo nie chciałem robić z Leeds drugiego Arsenalu, w którym jeszcze nie tak dawno przecież występowali sami Francuzi.

Puchar Anglii był dla mnie szansą na podreperowanie budżetu klubu. Chciałem zarobić tyle, żeby mi starczyło na dwóch klasowych piłkarzy, którzy latem powinni zasilić nasze szeregi. Nie chciałem gwiazd, chciałem jedynie solidnych zawodników, którzy będą podporą naszej jedenastki po odejściu kilku kluczowych piłkarzy.

Spotkanie z Hartlepool rozegrane zostało w chłodne popołudnie, bez kibiców z Leeds, za to z dziennikarzami kilku znanych czasopism. 4500 kibiców śpiewało na całe gardło hymn ich ukochanego klubu, kiedy sędzia po raz pierwszy wydychanym powietrzem wprawił gwizdek w śpiew.

Po koncertowej grze zwyciężyliśmy aż 3:1, co było dla mnie sporym zaskoczeniem. Dawno nie zdobyliśmy więcej niż dwóch goli, tym bardziej na wyjeździe.

Kolejny mecz przyszło nam zagrać na Fitness First Stadium w Bournemouth. W meczu z pasiastymi dałem odpocząć kilku kluczowym piłkarzom, co niestety jak zwykle miało odzwierciedlenie w wyniku. Po dramatycznej końcówce, w której Thopmson trzy razy trafiał w słupek zremisowaliśmy z rywalem 1:1.

 

Poranne powietrze wbijało się w nozdrza i płuca z wielką precyzją, mrożąc jednocześnie każdy milimetr nieokrytej skóry. Para wydobywająca się z ust wyglądała jak ta, która pozostaje po erupcji gejzeru. Uzbrojony w skórzane rękawiczki, czarną czapkę i szalik Leeds ustawiałem tyczki na boisku treningowym. Była 8 rano, trening zaczynał się za godzinę, ale cierpiąc na bezsenność wolałem spędzać czas wszędzie, byle nie w domu. Nie chciałem postradać zmysłów.

Na podobny pomysł wpadł Tore, bo pojawił się na murawie dosłownie kilka minut po mnie i zaczął rozgrzewkę biegając dookoła boiska. Po przebiegnięciu czterech okrążeń Norweg zatrzymał się przy mnie ciężko dysząc, położył mi prawą dłoń na ramieniu i schylił się by nabrać powietrza.

- Trenerze, ciężko mi ostatnio - powiedział Tore wyrzucając z siebie wielki kłąb pary wodnej.

- Co się stało ? - zapytałem trzymając tyczkę w dłoniach

- Zastanawiam się nad przejściem na emeryturę - odpowiedział spoglądając mi prosto w oczy

- Dlaczego ? Przecież jesteś w znakomitej formie ! - odpowiedziałem poruszony

- Żona chce żebym więcej czasu spędzał z dziećmi, rodzice mi się rozchorowali na stare lata, mam kilka inwestycji niedokończonych w Norwegii, chyba czas zakończyć karierę - jednym tchem wyrzucił z siebie

- Zastanów się chłopie nad tym, mogę Ci podnieść pensję jeśli masz problemy finansowe - odparłem

- Dzięki szefie, zapamiętam to. Dobrze, przemyślę jeszcze swoją decyzję. Ale nie mów nikomu o tej rozmowie - powiedział Flo i pobiegł dalej.

Przez moment stałem spoglądając na tyczkę wbitą w zmrożoną ziemię. Wszystko w życiu ma swoje dwie strony medalu. Z jednej jesteś bogaty, sławny i szczęśliwy, z drugiej nie masz ochoty na samotne życie, przyjaciele odchodzą, a ty pozostajesz sam na sam z sobą z ciszą w głuchym domu.

 

Kolejne spotkanie w lidze rozegraliśmy na boisku Doncaster. Sędzia Wallwork przypomniał mi niestety, że niektórym płaci się za ustawianie meczy. Wychodzisz na boisko zmobilizowany jak nigdy dotąd, pełen energii i pozytywnych myśli. Po kilkunastu minutach dowiadujesz się jednak, że z Twoich planów nici, bo drużyna przeciwna i tak zdobędzie przynajmniej punkt. Za pieniądze można kupić wszystko prócz uczuć. Szkoda, że nominał może zniszczyć te uczucia.

Po strzeleniu dwóch goli gospodarzom kazałem piłkarzom cofnąć się na własną połowę i pilnować wyniku do przerwy. W pierwszej połowie nie było przerw, dlatego myślałem, że sędzia nic nie doliczy. Niestety nie ja byłem dziś od myślenia, bo pan Wallwork doliczył aż 4 minuty, w których Heffeman zdołał strzelić gola. I chociaż cały mecz był rozgrywany pod nasze dyktando, w ostatniej minucie Lockwood przyjął piłkę zagraną z linii autu, minął Brzozowskiego i uderzył na naszą bramkę. Piłka odbiła się od poprzeczki, wróciła pod nogę Anglika, ten ponownie huknął, tyle że w sędziego. Piłka po rykoszecie wpadła do naszej siatki.

Doncaster 2 : 2 Leeds

 

Na drugi dzień przeczytałem w gazetach, że tak zdenerwowanego menadżera jeszcze nikt nie widział. I nie dziwi mnie ta informacja. Połączenie zmarzniętej skóry z czerwienią nerwów dała znać o sobie.

Odnośnik do komentarza

Złapałem za srebrną klamkę mojego Audi, pociągnąłem ją do siebie, złapałem prawą ręką za krawędź drzwi i spojrzałem na horyzont zachodzącego słońca. Przy kierownicy czujnik drzwi piszczał jak dziewica pod naporem swojego partnera, a ja z wiatrem we włosach i ostatnimi promieniami słońca muskającymi moje czoło wpatrywałem się w punkt, którego tak naprawdę nie było. Po kilku sekundach wsiadłem do samochodu, włączyłem radio i klimatyzację, wyłączyłem telefon i zacząłem bazgrać w swoim notatniku. Pogoda w Anglii tym razem była wyrozumiała. Deszcz dostał urlop, wiatr pałętał się po bezdrożach innych krain, a ja mogłem delektować się chwilą słonecznego pożegnania.

Włączyłem silnik, wrzuciłem pierwszy bieg i ruszyłem przed siebie zostawiając za swoimi plecami samotne mieszkanie, samotny dom, dom bez duszy, bez serca, z ciałem poprzebijanym gwoździami okrutnego świata.

Nim wskazówka minęła liczbę dwieście jeszcze raz spojrzałem za siebie. Było pusto i cicho, żadnego samochodu, żadnego człowieka, zupełnie tak jak w moim mieszkaniu zaraz po powrocie do domu.

Sam na sam z sobą.

230 na h, lekki zakręt na autostradzie, redukcja z szóstego biegu na piąty i miazga pedała gazu. Plamy budynków obok drogi zdawały się być zmorą, duchem, złudnym snem, z którego się właśnie budziłem.

Nie było dla mnie nikogo i niczego. Stałem sam pośrodku świata wyciągając ręce do Boga, krzycząc " Pomóż mi ". W odpowiedzi słyszałem jedynie echo, które niczym małpa naśladowało moje zachowanie.

Podeszwa moich Adidasów z naporem maniaka naciskała na srebrny pedał chcąc z całych sił wcisnąć go w podłogę pojazdu tak już na stałe, na amen. Zamknąłem oczy. Chciałem by to się stało w przeciągu sekundy. Nikt po mnie nawet nie zatęskni, będę wspomnieniem, kolejnym tematem raperskich utworów. Napiszą o mnie książkę, zawsze piszą o tych którzy odeszli. Ściskałem kierownicę z całych sił, palce miałem sine, oczy przekrwawione, wstrzymałem oddech.

" Czy to już za moment ? " krzyczałem w głębi duszy czekając na jakąś przeszkodę o którą rozbije się Audi przenosząc mnie do świata wiecznych łowów.

Nagle pod powiekami rozjaśniało. Czułem się tak jak by ktoś zapalił latarnię i krzyknął do mnie " tędy, szybko, tędy ! ".

Pobiegłem za człowiekiem wskazującym drogę. Biegliśmy szybko przeskakując ponad ludźmi leżącymi na podłodze jak prosiaki poukładane w rzeźni. Ściany były mokre od potu i krwi, nie oddychałem, chciałem tylko biec, biec, szybciej, jeszcze szybciej. Światło było coraz jaśniejsze. Za plecami słyszałem krzyki " nie uda Ci się !! ".

Mamo ... to Ty mnie wołałaś ? Mamusiu ...

Otworzyłem oczy, w sercu kuło mnie niemiłosiernie, oddech był szybki jak błyskawica. Przed moimi oczami wyłonił się z ciemności mroku zakręt. Pędził na mnie z prędkością 220 km na h. Wcisnąłem w pedał hamulca mając przed oczami obrazy tych, których kochałem całe życie.

Nie chciałem, by płakali po mnie. Nie jestem tego wart ...

O 2 w nocy zajechałem pod moje mieszkanie oczyszczony. Catharzis umysłu i ciała ... tego mi było potrzeba

Odnośnik do komentarza

Biel zębów idealnie komponowała się z moją ciemną karnacją, czarnymi włosami i białym garniturem od Armaniego, ze złotymi spinkami na mankietach. Brakowało mi tylko wielkiego kapelusza i cygara żeby ktoś na ulicy obrócił się za mną i powiedział " pimp ". Pod podeszwą moich białych skórzanych butów ginął chłód chodnika, z podniesioną głową, pełen entuzjazmu i energii maszerowałem do pobliskiej kawiarni na rogu 34 i 36 by napić się kawy, jedynej polskiej jaką oferowało miasto.

Brązowe Nescafe z delikatną pianką w białej, porcelanowej filiżance stygło na zimnym blacie marmurowego stołu.

Młoda kelnerka krokiem elfów przechodziła co chwila obok mnie uśmiechając się i pytając " czy podać coś jeszcze ? ". Nie odpowiadałem nic, tylko częstowałem dziewczynę spojrzeniem przeszywającym na wylot, po czym uśmiechałem się kręcąc przecząco głową.

Jurek przyleciał do Leeds z samego rana. Już o 5 telefon nie dawał mi spać drżąc na podłodze jak bezdomny na mrozie.

Tego dnia miałem z nim ustalić kto dołączy do mojego klubu i na jakich zasadach. Powoli moje marzenia o budowaniu czegoś z niczego wchodziły w życie. I to za sprawą przyjaciela.

 

- Tobias Mikaelson i Jay Simpson - powiedział Jurek przed " dzień dobry ", " co słychać "

- Witaj kolego - powiedziałem do kompana podając mu prawą dłoń

- Cześć stary, ile ja Cię nie widziałem ? Rok ? - odpowiedział Jurek wskazując na młodą kelnerkę palcem.

- Co panu podać ? - zapytała brunetka

- Whisky - odpowiedział Jurek uśmiechając się do dziewczyny

- Mikaelson i Simpson ? Napastnicy ? - zapytałem

- Pierwszy to napastnik. Widziałem go w trzech spotkaniach, trzy razy strzelał hat-tricka. Na trybunach kibice skandowali jego nazwisko krzycząc " Morderca o twarzy dziecka ". A on ma dopiero 19 lat. Petarda - powiedział Jurek wyraźnie zadowolony ze swojego odkrycia.

- No ... dobrze, a ten drugi ? - spytałem otwierając neseser.

- Jay to młody chłopak, wychowanek Arsenalu. Rozmawiałem z Wengerem, jest skłonny oddać go za grosze, ale musimy zapewnić dzieciakowi odpowiednie warunki. Inaczej możemy o nim ...

- Napastnik ? - zapytałem przerywając Jurkowi monolog.

- Napastnik - odpowiedział przyjaciel zakładając nogę na nogę.

- Kandol i Constantine pewnie opuszczą nas po tym sezonie. Flo też pożegna się z Leeds, problemy rodzinne i te sprawy, sam wiesz - parsknąłem wymachując palcem przed Jurkiem.

Rozmowa na temat ewentualnych piłkarzy trwała dwie godziny. Przez ten cały czas młoda dziewczyna z uśmiechem od ucha do ucha skradała się pomiędzy stolikami jak tygrys w wysokiej trawie, co chwila atakując nas pytaniem " podać coś jeszcze ? ".

Kiedy nadszedł czas opuszczenia lokalu Jurek poprosił kelnerkę o rachunek. Wyciągając pieniądze z czarnego, skórzanego portfela zapytał :

- A sok pomarańczowy macie ?

- Tak, mamy. Podać ? - zapytała

- Przynieś mi nóż. Wezmę tego pomarańcza - wskazał na owoc leżący na stole w koszu wiklinowym - przekroję go na pół a Ty mi wyciśniesz udami sok do szklaneczki.

 

Jeszcze nie widziałem tak zawstydzonej i oczarowanej kobiety...

Odnośnik do komentarza

Zgwałcony propozycją zatrudnienia dwóch napastników w przeciągu kilku dni siedziałem na ławce w parku skubiąc precyzyjnie farbę odstającą od oparcia. Jurek w tym czasie załatwiał kwestie noclegu usiłując, jak to bywa w polskiej mentalności, uratować każdą złotówkę. Ławka nie dawała za wygraną oferując mi z każdym centymetrem coraz cięższy teren do niszczenia, kąsając mnie drzazgami i twardością swojego ciała.

Hotel z zewnątrz wprawiał struny głosowe w ruch, po którym z ust wydobywały się ach i och. Wielki, biały budynek na tle przepięknego ogrodu rodem z amerykańskich filmów, w których ogrodnik pół życia spędza z nożycami w ręku strzygąc czupryny żywopłotów, wyglądał jak wiśnia zatopiona w czekoladzie na szczycie śmietankowego tortu. Każdy kto miał odpowiednio gruby portfel mógł ugryźć kawałek czekolady delektując się jej smakiem tyle dni, na ile było go stać.

Basen hotelowy nafaszerowany był niczym sernik bakaliami ratownikami i pięknymi kobietami, które skąpo odziane wprawiały w drżenie każdą komórkę organizmu.

Po wniesieniu bagaży, zwiedzeniu pokoju i wymienieniu się danymi osobowymi Jurek wyszedł przez główne drzwi hotelu pod eskortą małego chłopaka odzianego w czerwone szaty i mała czapeczkę w kolorze krwi.

- Kur ...a stary, on się chyba nigdy ode mnie nie odczepi. Won Ty gnoju, poszedł w piz...u - wymachiwał nerwowo rękoma Jurek plując na boya hotelowego.

Podszedłem do chłopaka, wyciągnąłem z kieszeni zwinięty banknot i podałem mu. Boy ukłonił mi się w pas i odmaszerował w stronę pracy spoglądając na Jurka takim wzrokiem, jakim dziecko patrzy na kolegę który właśnie zeżarł mu batona.

 

Popołudnie spędziliśmy w siedzibie zarządu dyskutując zawzięcie nad projektem budowy nowego obiektu sportowego, w którym to pierwsze kroki stawialiby piłkarze od 14 do 17 roku życia.

 

- Historia pokazuje, jak często wychowankowie pomagają swoim klubom zdobywać trofea, prestiż i pieniądze. Nam brakuje pucharów i pieniędzy. Rozgłos zapewniają media. Razem z Jurkiem mamy propozycję zatrudnienia dwóch skautów, których wysłalibyśmy do Ameryk : Północnej i Południowej na rok czasu. W międzyczasie w Leeds przy Elland Road powstawałby obiekt odpowiednio przystosowany do szkolenia młodzieży. Po wybudowaniu trzech boisk treningowych, hali, budynku w którym znajdowałyby się sauna, basen, jakuzzi i gabinet masażystów zorganizowalibyśmy w wakacje turnieje, na które przyjeżdżaliby młodzi chłopcy pragnący być kiedyś sławnymi piłkarzami - wygłaszałem swój monolog robiąc sobie małe przerwy na łyk czystej wody mineralnej.

 

- Wakacje to czas, w którym większość zawodowców udaje się na zasłużony odpoczynek gdzieś pomiędzy wyspy Ameryki Środkowej. Właśnie wtedy skauci zatrudnieni przez nas, w wynajętym samolocie przywoziliby do Leeds piłkarzy na taki turniej, na testy itd.

W okolicy Leeds znajdują się małe kluby, które są biedniejsze niż przeciętny polski ksiądz i przez to nigdy nie wybiją się ponad gąszcz trawy posianej na pseudoboiskach. Taki turniej jest szansą na pokazanie się. Jurek posiadał spore znajomości wśród polskich działaczy - wskazałem na kompana - dlatego w wakacje również piłkarze z naszej ojczyzny, Ci najwybitniejsi rzecz jasna mieli by szansę zagrania w takim właśnie turnieju. Co o tym myślisz ? - wyrzuciłem z siebie wszystkie plany odziane w dźwięk.

 

Bates rozsiadł się w swoim wielkim fotelu, odchylił się do tyłu opierając krawędź siedziska o ścianę i podrapał się po głowie kręcąc nią w obie strony.

- Ty to masz łeb na karku chłopie - powiedział wstając z miejsca.

- Tzn ? - zapytałem uśmiechając się do przełożonego.

- Zgoda. Do końca marca czekam na scenariusz wydarzeń, preliminarz i trzech kandydatów na skautów - huknął roześmianym głosem Bates waląc mnie po plecach swoją wielką owłosioną dłonią.

Odnośnik do komentarza

Z kart notatnika

 

W czwartej rundzie Pucharu Anglii natrafiliśmy na ścianę zwaną Sheffield United. Utytułowany klub grający o klasę wyżej okazał się barierą nie do przejścia, przepaścią bez dna, siatką pod napięciem. Do spotkania przystąpiliśmy w najmocniejszym składzie, zmobilizowani pieniędzmi które każdy by otrzymał za ewentualne zwycięstwo. Niestety różnice w wyszkoleniu technicznym dały znać o sobie. Sheffield pokazało nam miejsce w szeregu ośmieszając naszych piłkarzy niemal na każdym kroku. I chociaż Beckford strzelił pierwszego gola pokonując bramkarza rywali z czterech metrów strzałem głową, w końcówce spotkania Rob Hulse, którym od dłuższego czasu interesuje się Liverpool, wyrównał wynik, strzelając nam pięknego gola z ponad trzydziestu metrów. Leeds 1 : 1 Sheffield United.

Spotkanie rewanżowe, jak mi się wtedy zdawało, będzie jedynie formalnością. Odpadniemy z rozgrywek.

 

Po spotkaniu z Sheffield do naszego klubu przyleciał Tobias Mikaelson - piłkarz, który miał być w Leeds kimś w rodzaju Solskaera w United. Po przejściu badań zakontraktowaliśmy młodego Szweda.. Było to pierwsze wzmocnienie w okienku zimowym.

 

W międzyczasie Ian Westlike, jeden ze środkowych pomocników, nie grający przez większość sezonu poprosił mnie o zgodę na przejście do Leyton Orient. Ian twierdził, że chce grać bo jest najlepszy, a ja twierdziłem że mam lepszych.

Zgodę oczywiście uzyskał, a klub zainkasował za umowę 120 tysięcy euro.

 

Karuzela transferowa rozkręcona przez Jurka nabierała rozpędu z każdym okrążeniem. Jeszcze tego samego dnia późnym popołudniem badania przeszedł młody Jay Simpson, z którym podpisaliśmy czteroletni kontrakt.

 

Napełnieni optymizmem przystąpiliśmy do spotkania ligowego z drużyną Luton, z Samem Parkinem - żywą legendą klubu, na czele. Spotkanie było nudne jak flaki w oleju. 6 tysięcy kibiców zgromadzonych na trybunach zajadało popcorn i chipsy usiłując powstrzymać swoje usta od rozdziawiania w geście ziewania. Ostatecznie niezawodny duet napastników - Beckford i Flo ustalili wynik spotkania. Luton 1 : 2 Leeds. Po tym zwycięstwie wskoczyliśmy na drugie miejsce w tabeli.

 

Trzy dni później przyszło nam zmierzyć się ponownie z Millwall, tym razem na Elland Road. Watahy policji w połączeniu z nowoczesnym sprzętem do monitoringu dały piorunujące efekty.

Postanowiłem dać szansę debiutu jednemu z piłkarzy zakupionych kilka dni temu. Wybór padł na niedawnego podopiecznego Arsene Wengera - Jay Simpsona. Młody napastnik wystąpił u boku Beckforda dając jednocześnie odpocząć staremu wydze - Flo. To co zobaczyli kibice zgromadzeni na Elland Road przeszło najśmielsze oczekiwania.

Alan Thompson strzelił bramkę z rzutu wolnego otwierając wynik spotkania. Ale końcówka pierwszej połowy należała do debiutanta. Drugi gol dla Leeds padł po samotnym rajdzie środkiem boiska Simpsona. Anglik minął jak tyczki trzech piłkarzy przyjezdnych, a w sytuacji sam na sam z bramkarzem złapał piłkę między nogi podrzucając ją w genialny sposób nad swoją głową i wychodzącym z bramki golkiperem. Kibice oszaleli. Trzecia bramka i za razem druga Simspona padła w podobny sposób, tyle, że w sytuacji sam na sam Anglik huknął prosto w okno bezradnie spoglądającego bramkarza.

Leeds 3 : 0 Millwall.

Odnośnik do komentarza

Strach który pętał moje zachowanie mocniej niż talib zakładnika sznurem sprawiał, że myśli o odwiedzeniu En w rezydencji Fabrizzo ginęły szybciej niż człowiek na torach metr od nadjeżdżającego Tejeve. Brnąc w bagno zwane Leeds United pozwalałem Włochowi realizować swoje czarne interesy w oparciu o moją psychikę i życie En. Niebawem wypłynę na szeroką wodę Championship w towarzystwie setek tysięcy euro na koncie, ale z lufą Magnum przy skroni nawet zachód słońca na horyzoncie będzie się wydawał złudny.

Eddie Gray, człowiek przez którego się to wszystko zaczęło od dawna nie przychodził do mojego biura. Widywałem Szkota sporadycznie na trybunach, gdzie pomiędzy pomalowanymi od stóp do głów kibicami wlepiał swoje martwe oczy w widowisko.

 

Wieczór usłany mieszanką płatków śniegu i jesiennych liści wyglądał jak modelka bez makijażu ze sporą nadwagą. Razem z Jurkiem wybraliśmy się do Old Peacock, by topiąc frustracje w litrach złotego trunku porozmawiać o przeszłości.

W pubie tradycyjnie muzyka sączyła się z głośników zaczepionych ponad głowami, spokojnie, z gracją, trafiając każdą nutą do nawet najbardziej znieczulonych uczestników imprezy.

Godziny spędzone na użalaniu się nad sobą wydawały się być wiecznością. Gdyby nie dobry humor mojego kompana pewnie skończyłbym gdzieś pomiędzy studentkami zalany w trupa usiłując podnieść się w toalecie z posadzki.

Kiedy wybiła pierwsza w nocy postanowiłem zamówić jeszcze jedną butelkę brandy. Podszedłem krokiem slalomowym do hebanowej lady, za którą stała czarnoskóra barmanka z nieskazitelnie białymi zębami.

- jieszczie jedniąą butylkę popfroszęę - wycedziłem przez zaciśnięte zęby

- nieletnim i nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy - odpowiedziała barmanka odwracając się do mnie plecami.

Pokazując środkowy palec obróciłem się na pięcie i podszedłem do stolika, przy którym para zaczynała najwyraźniej rytuał kopulacji, konsumując swoje ciała od szyi w dół. Na stole leżał woreczek z białym proszkiem, którym posypana para pożerała centymetry swojej skóry wsysając się nawzajem niczym odkurzacz dywan. Wykorzystując chwilę nieuwagi pożyczyłem worek chowając go pod czarną koszulę i wróciłem do stolika, przy którym Jurek wdychał papierosa.

Usypałem białą ścieżkę na blacie stolika, wyjąłem z portfela zwinięty banknot, zrobiłem z niego rulonik i wciągnąłem szlaczek jednym tchem.

- Tyyy, daj trochę - Jurek patrzył na mnie z pod byka.

Po zabieleniu organizmu postanowiliśmy pokazać Anglikom jak Polacy bawią się na dyskotekach. Parkiet wypełniony po brzegi młodymi studentkami wydawał się być małym pokoikiem, w którym garstka dzieciaków z podstawówki robi kinder party. Byliśmy panami i władcami na krańcu świata. Z wiatrem w żaglach zdobywaliśmy wszystkie wyspy po kolei.

Jurek tradycyjnie molestował nastolatki swoim nieprzeciętnym poczuciem humoru. Kiedy usiedliśmy z jedną przy stoliku, by uzupełnić brakujące płyny w organizmie, Jurek wtulił się w piersi blondynki i powiedział :

- Jesteś podobna do Pameli Anderson.

- Ojej ... dziękuję za komplement - odpowiedziała na w pół przytomna dziewczyna pozwalając Jurkowi na włożenie dłoni w stanik.

- To ona powinna dziękować, to dla niej zaszczyt - odpowiedział kompan.

Postanowiłem nie przeszkadzać w zabawie i ulotniłem się z pubu. Przed drzwiami na krawężniku stała żółta taksówka numer 356. Na masce samochodu siedział wielki brodaty mężczyzna ubrany w czarny garnitur.

- Podrzucić się kochasiu ? - krzyknął do mnie.

- Dawaj - odpowiedziałem przewracając się o własne nogi.

Niestety polski duch walki dał znać o sobie. Pokrzepiony dawką narkotyku postanowiłem udać się pod bramy Fabrizza, by odbić moją księżniczkę.

Niestety ... bo tej nocy akurat Pasqualle Condello rezydował u Włocha ...

Odnośnik do komentarza

- Co Ci się stało ? - krzyknął Brzozowski spotykając mnie przed bramą wejściową na stadion.

- Potknąłem się o próg i upadłem - odparłem starając się nie patrzeć w oczy Polaka.

- I złamałeś rękę ? A na nosie czemu masz plaster ? Warga spuchnięta, limo pod okiem ... przejechała Cię ciężarówka ? - nie dawał za wygraną Brzozowski zachodząc mi drogę.

- Michał, daj spokój. To nic wielkiego - starałem się załagodzić sytuację licząc, że pozostali piłkarze nie zauważą mojego wyglądu.

 

Ostatnia noc była jedną z najboleśniejszych w moim życiu. Nie wiedziałem, że człowiek potrafi tak szybko uderzać pięścią w żebra. A buty Gino Rossi tylko na wystawie wyglądają pięknie. W rzeczywistości smakują mało atrakcyjnie.

 

Z kart notatnika

 

Sheffield United po raz kolejny pokazało nam miejsce w szeregu. Przyjeżdżając na Bramall Lane chcieliśmy przenosić góry, ale zabrakło nam sił. Dobrymi chęciami jest wybrukowane piekło. Podobna temperatura panowała na stadionie gospodarzy. I chociaż emocji nie brakowało, ostatecznie przegraliśmy z wyżej notowanym rywalem 3:2

Puchar Anglii w tym roku pojedzie do innego miasta.

Niestety.

 

Trzy dni trwały przygotowania do kolejnego arcyważnego spotkania, w którym pierwsza w tabeli Swansea miała sprawdzić nasze umiejętności. W spotkaniu z Sheffield nie mogłem niestety skorzystać z naszego najnowszego nabytku z Londynu, ale już w ligowej batalii Simpson zasiadł na ławce rezerwowych. Jeśli Messi w Barcelonie nazywany jest nowym Maradoną, to Simpsona w Leeds United nazwać można nowym Shearerem.

Spotkanie od samego początku rozgrywane było pod nasze dyktando. Już w pierwszej minucie po podaniu ze środka pola Soleya Beckford zdobył pierwszego gola wprawiając naszych kibiców w ekstazę. Nie minął kwadrans, a Tore Andre Flo podwyższył wynik na 2:0 zdobywając bramkę głową po rzucie rożnym. Grając z liderem powinienem trochę bardziej defensywnie ustawić zespół po zdobyciu przewagi i to odbiło się w znacznym stopniu na naszej grze. Zaledwie dziewięciu minut potrzebowali gospodarze by wepchnąć nam do siatki dwa gole doprowadzając do remisu.

... I wtedy właśnie postanowiłem wprowadzić na murawę Jaya Simpsona ...

Pod skrzydłami Leeds United narodził się nowy bóg piłki nożnej. Jego pięć minut przy piłce sprawiło, że najwierniejsi kibice dostali obstrukcji wybałuszając gały przed monitorami telewizorów, kibice zgromadzeni na trybunach szaleli rozrywając szaliki na strzępy po wstrzyknięciu adrenaliny w serca, a młodym kobietom trzeba było stawiać miski pod nogi.

Zamiast opisywać końcówkę spotkania wklejam do notatnika dwa zdjęcia raportu z prasy

3:2.

4:2

 

Swansea 2 : 4 Leeds.

 

Pomimo protestów kibiców i działaczy, pomimo usilnych starań mediów o zmniejszenie euforii po zdobyciu kolejnych trzech punktów, Leeds United po raz pierwszy stanęło na czele peletonu 3 ligi.

Tracenie dziewictwa to bułka z masłem przy emocjach i ekstazie szczytowania w lidze.

Odnośnik do komentarza

Z kart notatnika

 

Southend przyjechał na Elland Road osłabiony brakiem kilku kluczowych piłkarzy, dlatego postanowiłem zagrać niezwykle ofensywnie z dwoma napastnikami i ofensywnym pomocnikiem tuż za ich plecami. Brakowało mi takiego playmaykera, który jednym niekonwencjonalnym zagraniem potrafiłby zmienić całkowicie przebieg spotkania. Michał Brzozowski, tak bardzo chwalony jeszcze niedawno, przestał radzić sobie z presją i ostatnie mecze gra na pół gwizdka.

Publiczność na Elland Road uznawana jest przez media za jedną z najgorętszych w całej Anglii. Pomimo dostarczania im wielu okazji do radości i świętowania styl w jakim pokonujemy rywali pozostawia wiele do życzenia. Podobna sytuacja miała miejsce w spotkaniu z Southend. Jedynego gola zdobył doświadczony Thompson, od którego odbiła się piłka przy wykopywaniu jej z własnego pola karnego przez bramkarza.

Leeds 1 : 0 Southend.

 

W The Times coraz częściej można przeczytać o naszym klubie. Najczęściej nagłówki artykułów wyglądają tak :

" Trener znikąd "

" Jak to się robi w Leeds "

" Był Smith, był Robinson, jest Miśkiewicz "

 

Kolejne spotkanie zostało rozegrane przy obecności dwudziestu tysięcy kibiców. Takiej frekwencji nie powstydziłby się niejeden zespół z pierwszej ligi. Tym razem na Elland Road podejmowaliśmy słabiutkie Gillingham, które zapisało się w kartach historii jako najbrzydziej grająca drużyna kolekcjonująca co mecz czerwone kartki.

W spotkaniu z Leeds Gillingham podtrzymało tradycje. Końcówka spotkania mroziła i parzyła jednocześnie.

Leeds - Gillingham 2:0

Odnośnik do komentarza

Kilkadziesiąt godzin upłynęło od kiedy ciągłość mojej kości w prawej ręce została przerwana pod naporem szarżującej drewnianej pałki. Po tej felernej nocy postanowiłem przestać korzystać z używek, oczyścić ciało i duszę i żyć z dnia na dzień czekając, aż En zjawi się przed moimi drzwiami drżąc z zimna, podniecenia i tęsknoty.

Kościół St Marys w którym ojciec David odprawiał codzienne msze stał się moim drugim domem, w którym w takiej samej ciszy rozmawiałem z Bogiem klęcząc w pierwszej ławce, tuż przy głównym ołtarzu. Brakowało mi ciepła domowego ogniska, przy którym mogłem ogrzać zmarznięte prozą dnia codziennego ciało.

Spowiedź u ojca Davida wyglądała zupełnie inaczej niż w Polsce. Nie było tu sztucznych siatek dzielących kapłana i osobę spowiadającą się, nie było konfesjonałów, sztucznych regułek które każdy przecież z biegiem lat przekręca. Nikt na nikogo nie krzyczał, jak to zwykle bywało w jeleniogórskim kościele przy okazji wyliczania grzechów proboszczowi. Czułem się tak, jak bym rozmawiał z przyjacielem którego znałem od kiedy moje odchody zaczęły lądować nie w pieluszkach, a w sedesie.

 

En zadzwoniła po raz pierwszy od ostatniego razu późnym wieczorem, kiedy kładłem się do łóżka naciągając na siebie kołdrę. Spojrzałem na ekran mojej Nokii, wstałem z łóżka i podszedłem do okna.

- Słucham - powiedziałem do martwej słuchawki.

- Tęsknię za Tobą. Kiedy ten horror się w końcu skończy ? Kiedy będziemy razem ? - szlochała do głośnika En

- Będę tu czekał na Ciebie zawsze ... - odpowiedziałem siadając na pufie przy oknie.

- Ciężko mi myśląc, że siedzisz tam sam, jak palec - kontynuowała En roniąc łzy

- Czekam na Ciebie ... dlaczego nie możesz przyjść ? - mówiłem spokojnie do płaczącej dziewczyny.

- Fabrizzo powiedział, że planujemy pewnie ucieczkę, bo nie pojawiam się w jego domu tak często jak powinnam.

- Jaką znów ucieczkę do cholery ? - zerwałem się na równe nogi uderzając pięścią w ścianę.

- Nie wiem ... obiecaj mi że mnie stąd zabierzesz ... obiecaj ...

- Obiecuję Maleńka - odpowiedziałem.

Były to moje ostatnie słowa, bo reszta zginęła w gąszczu dźwięku przerwanego połączenia.

- Czy to kolejna próba ? - mówiłem sam do siebie spacerując w kółko po pokoju.

 

Finał Pucharu Johnstone's Paint był moim pierwszym sukcesem w karierze, ale nie ostatnim. Kilka godzin przed meczem postanowiłem wyjść na murawę stadionu, na którym moje nowe życie kwitło jak róża w ogrodzie z " Piękna i Bestia ". Trybuny były puste jak głowa prezydenta z mojej ojczyzny. Idealnie skoszona trawa wyglądała jak uszyty na miarę garnitur w jednym z ekskluzywnych sklepów.

Usiadłem na środku stadionu, w miejscu gdzie zwykle spoczywa piłka przed pierwszym gwizdkiem i zacząłem się modlić.

Prosiłem Boga o siłę i wytrwałość, o wstrzyknięcie w mięśnie moich piłkarzy dawki psychicznej amfetaminy. Chciałem w głębi duszy by Leeds zwyciężyło dla mnie, tylko dla mnie.

 

Przed meczem z Crewe w szatni panował pogrzebowy nastrój. Brak trumny i organisty piłkarze powetowali sobie milczeniem, zgrzytaniem zębów i nerwowym tupaniem.

- Panowie - rozpocząłem przemowę - nie będę wam robił wody z mózgów streszczając historię klubu. Pragnę tylko przekazać wam, jak bardzo jestem szczęśliwy, że wspólnymi siłami doszliśmy tak daleko. Chciałbym, żebyście wygrali z Crewe. Nie ważne jest to, że Dario Gradi prowadził kiedyś Chelsea i Wimbledon. Ja nie prowadziłem żadnego innego klubu niż Leeds. Jest to dla mnie dziewiczy rejs. Zadbajcie o komfort mojego pierwszego razu.

Po kilku sekundach w szatni wszyscy ściskali się za brzuchy krzycząc " Bez wazelinki nie wchodzimy ". I o to chodziło.

 

Na Elland Road zasiadło ponad czterdzieści tysięcy kibiców. Takiej frekwencji nie było od kiedy Premiership pożegnała moich poprzedników bez słów na " dowidzenia ". Wziąłem głęboki oddech wychodząc razem z piłkarzami na murawę przez tunel. Stanęliśmy razem przy linii boiska, odwróciliśmy się twarzami do naszych kibiców i zaczęliśmy bić razem z nimi brawo.

Ten mecz miał być początkiem kolekcjonowania pucharów w klubowej galerii. Chciałem wskrzesić trupa Leeds.

Jeżeli wiek piłkarza oznacza słabą grę, to Tore Andre Flo zaprzeczał wszelkim prawom fizyki. Spotkanie z Crewe Alexandra rozgrywane było pod nasze dyktando od samego początku. Pod koniec pierwszej połowy Gorawski dośrodkował futbolówkę z bocznej linii wprost na głowę wbiegającego w pole karne Flo, który strzałem ze szczupaka otworzył wynik spotkania. Po tej bramce sam wbiegłem na murawę ściskając szalejącego Norwega.

Na początku drugiej połowy niemalże identyczna akcja zakończyła się drugą bramką dla Leeds. Tym razem Gorawski posłał piłkę na wysokości pasa piłkarza. Flo przyjął ją na klatkę piersiową i z pierwszej piłki wpakował futbolówkę tuż pod poprzeczkę. Pierwszy raz od dawna płakałem ze szczęścia skacząc na linii autu jak dzieciak który dostał kolejkę na urodziny.

Niestety kilka minut później z rzutu wolnego Byron Moore zdobył bramkę kontaktową.

Leeds 2 : 1 Crewe

Rewanż zapowiadał się niezwykle interesująco.

Odnośnik do komentarza

"Jaw-dropping career" brawo! :clap:

 

Pięknie piszesz, tylko szkoda, że nie codzień :>:amasz:

 

Z niecierpliwością czekam na moment, w którym En swoją szpilką w butach przebije słabiznę Fabrizzia, a Ty spijesz miód z jej ust na ślubnym kobiercu :)

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...