Skocz do zawartości

W pogoni za En....


Rekomendowane odpowiedzi

Z kart notatnika

 

Przede mną 3 arcytrudne spotkania. Leeds United - Wallsall, Leeds United - Southend, Leeds United - Darlington.

Pierwsze dwa spotkania w lidze, ostatnie w pucharze Johnstone. Jeśli zwyciężę w lidze, odbiję się od dna na dobre.

 

Postanowiłem zrobić kilka roszad w składzie. W ataku postawiłem na starego Flo. Norweg ma za zadanie wychodzić do prostopadłych piłek zagrywanych z środka pola od Da Costy. Soley został defensywnym pomocnikiem. Odsunąłem od pierwszego składu słabego Pruttona, który oprócz kilku przeciętnych spotkań nie wyróżnił się niczym wielkim.

 

Pierwszy mecz rozegraliśmy na Ellan Road. Przy akompaniamencie ponad 18 tysięcy gardeł fanów zwyciężyliśmy pewnie i zasłużenie 3:1

Tore Anre Flo zdobył dwie bramki po stałych fragmentach gry. Obie z główki. Mój plan został zrealizowany 200 %.

 

Cztery dni później pojechaliśmy naszym autokarem do Southend. Na wyjazd nie zabrałem Leona Constantine, Damiana Gorawskiego i Iana Westlike. Cała trójka odpoczywała przed spotkaniem z Darlington. Southend przystąpiło do meczu w najsilniejszym składzie. Czytałem w gazetach, że Tommy Black miał zamiar strzelić nam hat tricka i tym samym udowodnić, że zainteresowanie jego osobą ze strony Aston Villa nie jest przypadkowe.

Po 3 dniach intensywnych ćwiczeń do zespołu powrócił jeden z Polaków - Brzozowski. Pomysł wprowadzenia Polaka od pierwszych minut okazał się strzałem w dziesiątkę. 8500 kibiców było świadkiem jego atomowego uderzenia z blisko 35 metrów. Futbolówka z hukiem uderzyła o poprzeczkę wpadając do siatki bezradnie spoglądającego na swoje okienko bramkarza rywali. Dopiero w 68 minucie Richi Foran, urodzony w Dublinie lewy pomocnik doprowadził do wyrównania.

Southend - Leeds 1:1

 

Po tym spotkaniu cała jedenastka dostała jeden dzień wolnego. Zależało mi na dobrym meczu z Darlington, dlatego poprosiłem zarząd o dodatkowe fundusze na jeden dzień wypoczynku. Każdy z zawodników dostał karnet na basen,saunę i siłownię i dwa bilety do kina. Niewiele, ale przynajmniej piłkarze zobaczyli, że zależy mi na nich.

 

Spotkanie z Darlington rozegrane zostało na Ellan Road. Byliśmy zdecydowanym faworytem. Sędzią był znany wszystkim kibico m na wyspach pan Mike Dean. Kokosów na tym spotkaniu klub nie zarobił. 7500 tysiąca biletów, 2 bramki, awans do kolejnej rundy.

Leeds - Darlington 2:0.

 

Pod koniec dnia dostałem wieniec laurowy

Odnośnik do komentarza

Puk puk - zdawało mi się, że ktoś cichutko puka w drzwi mojego mieszkania. Ściszyłem telewizor, wstrzymałem oddech i zamarłem w bezruchu na kilka sekund. Puk puk - tym razem byłem pewien, ktoś jest za drzwiami. Spojrzałem w judasza. Za drewnianymi drzwiami stała En. Bez wahania otworzyłem jej, bez słowa weszła do środka, usiadła na kanapie, założyła nogę na nogę i zaczęła wpatrywać się we mnie. Wyglądała bosko. Miała na sobie koszulkę odsłaniającą pępek, króciutką białą minispódniczkę oraz długie białe kozaczki. Włosy miała spięte w kok, paznokcie pomalowane na czerwono. Kiedy usiadła zakładając nogę na nogę dostrzegłem, że bieliznę miała ubraną pod kolor paznokci.

- napijesz się czegoś ? - zapytałem speszony całą sytuacją.

- drinka - powiedziała En uśmiechając się do mnie.

Wyciągnąłem z szafki butelkę czystej, nalałem setkę do szklanki i dodałem soku porzeczkowego. Podałem szklankę En. Nie minęła sekunda a szkło było już puste.

- Nalej mi jeszcze jednego. Ale tym razem niech będzie podwójny - powiedziała En zmieniając pozycję na leżącą.

Podobnie jak w przypadku pierwszego drinka i drugi zniknął w ustach anioła w przeciągu sekundy. Odstawiłem szklankę na podłogę, położyłem się obok niej i zapytałem :

- Gdzie byłaś przez tyle dni ?

En przyłożyła paluszek do moich ust i pocałowała mnie w szyję. Chciałem zrobić to samo, ale nie zdążyłem. En zerwała się na nogi, ściągnęła kozaczki i poszła do łazienki.

Włączyłem radio. W głośniku tak samo jak kiedyś zaczął śpiewać Clapton. Zasłoniłem okna, ułożyłem poduszki pod ścianą i położyłem się pod kołdrą delektując się łykami Rivers od Tears.

Po kilku minutach z łazienki wyszła En. Miała rozpuszczone włosy, była w samej bieliźnie. Czerwona koronkowa bielizna opinała jej piękne ciało powodując dreszcze na sam widok.

Usiadła na brzegu łóżka czule spoglądając na mnie. Pocałowała mnie w szyję, w policzek, znów w szyję. Jej dłonie zaczęły powolną wędrówkę po moim ciele, centymetr po centymetrze poznając na nowo ścieżki ekstazy. Objąłem ją w pasie i przysunąłem do siebie. Była gorąca jak piasek na plaży Copa Cabana o 12 w południe. Jej zapach wprowadził mnie w stan ekstazy, narkotyzowałem się tym zapachem sekunda po sekundzie. Ta chwila mogła trwać wiecznie.

Jej ciemna jak czekolada skóra spowita była dreszczami. Smakowałem jej boskie ciało milimetr po milimetrze z pasją większą niż przedtem. Bo przedtem nie było nigdy. Było tylko teraz i później. A teraz jest właśnie teraz.

Jej oddech stał się moim oddechem, wzrok moim wzrokiem, palce utonęły w miłosnym uścisku.

 

...Z kart notatnika...

 

O 13 tego samego dnia pojechałem z En na stadion Priestfield do Gillingham. W lidze tego dnia spotkaliśmy się z Gillingham. Po cudownym poranku myślałem, że nic piękniejszego mnie już spotkać nie może. Trzymając En za rękę patrzyłem, jak moi piłkarze zwyciężają w meczu 1:0 Niby nic wielkiego, ale kolejne trzy punkty zostały dodane do naszego konta. Po tym spotkaniu na dobre odbiliśmy od strefy spadkowej systematycznie pnąc się do góry. 19 pozycja w tabeli, 8 zwycięstw, 3 remisy, zero porażek. Wszystko dzięki całej drużynie. Zaczęliśmy tworzyć zgrany kolektyw.

 

En wieczorem nie była już tak namiętna. Kiedy brałem prysznic zrobiła mi 5 kanapek i herbatę, postawiła wszystko na stole kuchennym. Na talerzyku położyła witaminy i tran po czym położyła się spać bez słowa " Dobranoc ".

 

4 dni minęły jak z bicza strzelił. 4 dni wypełnione po brzegi moją kobietą zdawały się być wiecznością. Była w mojej wodzie po goleniu, herbacie, w kanapkach i w powietrzu. Zjadałem jej ciało kilka razy dziennie z taką samą pasją z jaką bezdomny pożerałby kubełek kurczaków w kfc. Była dla mnie kawiorem, wisienką na torcie, koroną na głowie, zapachem kwiatów o poranku, zapachem lasu po deszczu.

24 listopada obudziłem się już sam. Na poduszce obok leżała kartka z napisem

Jesteś byłeś i będziesz najważniejszy.

 

Z kart notatnika

 

Padał deszcz od samego rana. Murawa była przesiąknięta wodą, woda zaczęła tworzyć malutkie kałuże, korki podeszwy butów sportowych rozrywały trawę zostawiając brązowy ślad na ziemi. Dziś nawet Tore Anre Flo był przygnębiony.

Musieliśmy zagrać bez względu na warunki pogodowe. Pan Fred Graham długo zastanawiał się, czy rozpocząć spotkanie, ale ostatecznie gwizdnął. 2 x 45 minut piłki wodnej na Elland Road - Alea Jacta Est.

Bez mojej En ten mecz nie miał sensu. Nie krzyczałem do piłkarzy, nie zmieniałem ich, nie robiłem nic. Z kapturem na głowie zaszyłem się pod dachem na ławce rezerwowych i w milczeniu oglądałem spotkanie.

W 22 minucie Michał Brzozowski przeprowadził akcję swojego życia. Minął dwóch środkowych pomocników zwodem a la Ronaldinho - elastico, rozpędzony podał piłkę do Damiana Gorawskiego, ten odgrywając Michałowi piętką wystawił mu piłkę niemal sam na sam z bramkarzem. Brzozowski z całej siły uderzył ... ale w nogę obrońcy Swindon ... na trybunach nastała cisza. Lekarze bez chwili zawahania wbiegli na murawę z noszami. Wyglądało to okropnie. Polak na noszach opuścił boisko ze łzami w oczach ...

przegraliśmy ten mecz 0 :1. Pierwsza moja porażka. Kubeł zimnej wody. To był dla mnie trzynasty w piątek

Odnośnik do komentarza

... Z kart notatnika ...

 

7 w tabeli Crewe przyjechało na Elland Road w najmocniejszym składzie. Swój mały jubileusz tego dnia obchodził Seth Johnson - były zawodnik między innymi Leeds. Spotkanie z moimi podopiecznymi było jego 100 występem w karierze.

Na boisku zaprezentowaliśmy się poprawnie, ale szału nie było. Publiczność raczej ziewała i zajadała chipsy niż skakała z radości i robiła meksykańską falę.

Nastawienie drużyny było bardzo ofensywne, ale pomimo wszystko zdołaliśmy strzelić tylko jedną bramkę.

 

Leeds 1 : 0 Crewe

 

Po tym spotkaniu wskoczyliśmy na 16 pozycję w tabeli. Do lidera traciliśmy jedynie ... 11 punktów. I to właśnie z Swanseą przyszło nam walczyć kilka dni później, tyle że nie w lidze a w Pucharze Ligi Angielskiej.

 

Z kontuzjowanym Andreą Orlandim - hiszpańskim pomocnikiem - Swansea przystąpiła do wojaży z Leeds. Areną tej śmiertelnej walki - być albo nie być - był stadion The Liberty Stadium.

Był to mecz na wyjeździe z trudnym rywalem, dlatego postanowiłem opracować inną taktykę niż zwykle :

- szybcy boczni ofensywni pomocnicy

- jeden napastnik czekający na podania - zakaz schodzenia do środka pola

- dwóch defensywnych pomocników, jeden ma za zadanie odcinać każde podanie ze środka, drugi kryje najlepszego napastnika jednocześnie starając się długimi podaniami uruchamiać Beckforda.

- środkowy pomocnik miał swobodę gry

Tak wyglądało moje ustawienie.

Większość dziennikarzy łapała się za głowę szepcząc między sobą " Miśkiewicz postradał zmysły "

Przed spotkaniem do gazet powędrowała wiadomość, że Brzozowski powraca po kontuzji, a w napadzie zagrają Flo i Kandol.

Wynik odzwierciedlał moje oczekiwania. Postradałem zmysły ? Wątpię.

Poranne wiadomości zmiażdżyły mój zły humor spowodowany niewyspaniem.

 

 

 

 

Ken Bates zaprosił mnie z samego rana do swojego biura. Ubrany był w kremowy garnitur ze złotymi spinkami na mankietach, pod spodem miał nieskazitelnie białą koszulę a przegub jego prawej ręki zdobiła gruba złota bransoleta. Bates wskazał mi miejsce w którym miałem spocząć, odchylił się delikatnie na swoim fotelu i zaczął wystukiwać coś na klawiaturze swojego laptopa. Po 3 minutach ciszy zamknął komputer, wstał, wyciągnął z szafki pięknie zdobioną butelkę z brązową cieczą i postawił na stole.

- Podwójną ? - zapytał Bates spoglądając na mnie.

- Podwójną - odpowiedziałem prezesowi szczerząc zęby.

Brązowa ciecz wypełniła szklanki do połowy. Zapach dobrego alkoholu łechtał moje nozdrza jak piórko.

- Niebawem grudzień. Idą święta. Wracasz do Polski na Boże Narodzenie ? - zapytał prezes rozsiadając się wygodnie w swoim fotelu.

- 22 gramy z Huddersfield, a już 26 z Port Vale. Nie zdążę polecieć do domu - odpowiedziałem poruszony.

- W takim razie zapraszam na wigilię do klubu. Co roku spotykamy się w gronie zarządu i najlepszych piłkarzy - powiedział Bates uśmiechając się do mnie.

- Dziękuję. Na pewno skorzystam - spojrzałem ze zdziwieniem na prezesa.

- Planujemy zatrudnić kilku nowych trenerów. Zaprosiłem Cię dziś do siebie, bo wiem, że masz znajomości w Polsce i możesz nam pomóc w poszukiwaniach. Masz jakieś propozycje ? - wypalił Bates

- Nie zastanawiałem się nad tym szczerze powiedziawszy - odparłem.

- Daj znać do końca listopada. Jeśli nic nie przyjdzie Ci do głowy George Lascelles kogoś poszuka.

 

Cały dzień spędziłem na rozmyślaniach. Sporządziłem sobie listę przyjaciół, którzy kończyli ze mną kursy szkoleniowców. Co chwila czarny atrament długopisu nanosił koślawe litery na kraciasty kawałek papieru by za kilka sekund zamazać nazwiska. Hektolitry kawy spłynęły w dół po moim przełyku powodując bóle brzucha i rozszerzenie źrenic. Popielniczka przypominała wyglądem piramidę - od dołu najstarsze kiepy, od góry jeszcze mokre od śliny. W mieszkaniu było jak w saunie, tyle tylko że temperatura była niższa.

- Potrzebuję trenera juniorów, bramkarzy, jednego siłowego i jednego poszukiwacza młodych talentów - mówiłem sam do siebie uśmiechając się pod nosem z podekscytowania. Nareszcie klub zaczął mnie traktować poważnie, nareszcie kibice byli zadowoleni, nareszcie ... nareszcie ...

 

 

 

Kilka dni później graliśmy na wyjeździe z Hartlepool. Po raz kolejny Norweg Flo usiadł na ławce rezerwowych a na szpicy zagrał fenomenalny Beckford. Miałem nosa.

Hartlepool - Leeds 2:3

Odnośnik do komentarza

Alessandro był znanym włoskim biznesmenem, właścicielem siedzi restauracji i hoteli. W czasie wolnym często podróżował po świecie w poszukiwaniu pomysłu na kolejny biznes. Podczas jednej z wypraw do Rosji Alessandro spotkał się z Borysem Jelcynem i Borysem Bierezowskim by wspólnie omówić szczegóły dotyczące prywatyzacji jednej z wielkich firm zajmujących się wydobyciem ropy naftowej.

Rosja okazała się wbrew powszechnej opinii krajem mlekiem i miodem płynącym. Ociekające złotem konstrukcje budowlane, drogie samochody, bogaci biznesmeni, piękne kobiety, kawior i wódka - to było to, czego Alessandro szukał w innych krajach bezskutecznie. Bierezowski z Jelcynem ugościli Włocha z wielkim przepychem.

Przed właściwym spotkaniem w sprawach biznesowych Alessandro został zaproszony na bankiet. W wielkim hotelu z marmurową podłogą czekali na niego zaproszeni goście. Parking hotelowy został zapełniony drogimi samochodami, przed wejściem stało dwóch ogromnych ochroniarzy w czarnych garniturach i okularach, zaś w środku wszystko ociekało złotem. Po wypiciu kilku głębszych do zabawy zostały zaproszone 16-17 letnie dziewczyny : brunetki, blondynki, rude. Do wyboru do koloru. Można było wybierać wśród nastolatek jak wybiera się zwierzątka w sklepie zoologicznym. Alessandro wziął trzy młode dziewczyny. Każda z nich ubrana była podobnie - obcisły t-shirt opinający nabrzmiałe piersi, krótka minispódniczka, czarne klapki z wijącymi się wzdłuż łydki serpentynami. Włoch nie rozumiał ani słowa po rosyjsku, ale tego wieczoru nie było to potrzebne. Z każdą uprawiał seks w innym miejscu w swoim pokoju. Każda czekała na swoją kolejkę siedząc na skórzanym fotelu i patrząc na wygibasy łóżkowe ze swoją koleżanką. Trzy nastoletnie dziewczyny okazały się lepszymi kochankami niż wszystkie inne, które przewinęły się przez jego dotychczasowe życie.

 

Rozmowa z Jelcynem i Bierezowskim odbyła się nazajutrz w towarzystwie wielkiego kaca. Zagryzając chorobę kilkoma kęsami wczorajszego kawioru Alessandro przedstawił swój plan biznesowy od A do Z. Bierezowski wyjął z czarnej walizki stertę papierów, położył przed Włochem i powiedział " podpisz, będziemy bogaci ". Umowy były sporządzone w następujący sposób :

 

Ja, Alessandro del Constanto, syn Stefano i Marii przekazuję cały swój majątek Borysowi Jelcyowi i Borysowi Bierezuskiemu i zrzekam się praw do sieci moich hoteli i restauracji.

 

Po przeczytaniu tego fragmentu Alessandro zaśmiał się, wstał, założył kurtkę i zaczął podążać w stronę drzwi. Drogę zagrodziło mu dwóch ochroniarzy.

- O co w tym wszystkim chodzi do holery ? - krzyczał Włoch spoglądając w stronę Rosjan

- Podpisz a odejdziesz wolny - powiedział Borys zapalając cygaro

- Chyba zwariowałeś, nigdy tego nie podpiszę ! - krzyczał Włoch wymachując rękoma.

Nagle w sali zgasło światło. Na wielkim telewizorze nieopodal sofy na której Rosjanie upajali się dzień wcześniej wódką został wyświetlony film. Na filmie w sposób ordynarny, bez żadnych zahamowań pokazane były igraszki Alessandra z małolatami.

- Podpisz, albo wyślemy ten film w trzy miejsca - do Twojej żony, do włoskiej ambasady w Rosji, do rodzin tych dziewczyn. Bratem jednej z nich jest Aleksander, jeden z przywódców moskiewskiej mafii. Myślę, ze Twój żywot skończył by się szybciej niż myślisz - powiedział Jelcyn.

 

 

 

 

Nastoletni Fabrizzo widział w ojcu boga. Ojciec był dla niego wzorem do naśladowania, ideałem, celem dążeń i najlepszym przyjacielem. To dla ojca uczył się dzień w dzień stawiając kolejne kroki w mozolnej pracy której efektem miał być dyplom ukończenia Wyższej Szkoły Marketingu i Biznesu. Fabrizzo studiował europeistykę na studiach dziennych, zaś zaocznie uczył się w prywatnej uczelni Języka Biznesu.

Kiedy Alessandro powrócił z lodowatej Rosji świat wywrócił się do góry nogami. Wszystkie pieniądze które posiadali zniknęły jak kamień wrzucony w wodę. Z jednej z najbogatszych rodzin stali się jedną z najbiedniejszych.

Trzy miesiące później Alessandro został w bestialski sposób zamordowany. Jego ciało znaleziono w koszu na śmieci - pocięte na kawałki i zawinięte w plastikowy worek.

 

Fabrizzo długo nie mógł przeżyć utraty ojca. Mimo wszystko skończył studia dzienne, ale pracy nigdzie nie mógł znaleźć.

 

Aż do 24 roku życia, kiedy w jednej z włoskich dyskotek poznał Pasqualle Condello - jak się później okazało własnego kuzyna. Condello był znanym wszystkim bossem narkotykowego świata. Jego lista wykroczeń była długa jak mur chiński, ale przez całe swoje życie w jakiś sposób uciekał przed prawem. Condello wciągnął młodego Fabrizzo w swoje interesy mianując chłopaka swoim osobistym doradcą i zarazem drugą osobą co do ważności w rodzinie. W niespełna cztery lata Fabrizzo stał się człowiekiem bezwzględnym, pragnącym za wszelką cenę zdobyć to, czego chciał. Był właścicielem kilku agencji towarzyskich, hoteli, dyskotek i pubów. Ndrangheta stała się jego rodziną i sposobem na życie. Swojej mamie kupił wielki dom z ogrodem i basenem. Posiadłości strzegło 10 ochroniarzy uzbrojonych po zęby.

Jedną z inwestycji Włocha był klub piłkarski Leeds United. Zafascynowany Romanem Abramowiczem i jego sukcesami sam zapragnął kupić klub i zdobywać z nim wszystkie nagrody. Biznes okazał się jednak cięższy niż się to pierwotnie wydawało. Chelsea Londyn grała w Premiership, a Leeds w trzeciej lidze. Plan rozbudowy klubu od podstaw został wdrążony w 2007 roku.

Odnośnik do komentarza

Z kart notatnika

 

Spotkanie z Cheltenham zostało rozegrane późnym popołudniem w mroźny dzień. Zmarznięci kibice byli świadkami upokorzenia gospodarzy. Leeds zagrało drugim składem, z Kandolem w napadzie i Carole w miejscu Gorawskiego. Caspera Ankergena zastąpił doświadczony Lucas. Cheltenham 0 : 2 Leeds

 

Po spotkaniu z Cheltenham piłkarze zaczęli wierzyć w siebie. Wieczorem zadzwonił do mnie David Prutton i z wielkim entuzjazmem podziękował mi za włączenie go do pierwszego zespołu.

Wczesnym rankiem na pierwszym treningu dostałem od piłkarzy 30 letnią Whisky. Życie nabierało rozpędu.

 

W Pucharze Anglii spotkaliśmy się z Millwall. Pomimo licznej watahy policji, rzeszy ochroniarzy i tak przed stadionem doszło do starć kibiców. 20 rannych pseudokibiców trafiło do szpitala. Ostatecznie pokonaliśmy drużynę przyjezdnych pewnie 2:0 i awansowaliśmy w pucharach szczebel wyżej. Losowanie kolejnego rywala miało odbyć się nazajutrz.

 

14 listopada w półfinale Pucharu Johnstone's z trudem ograliśmy Tranmere. Klasę w rzutach karnych pokazał Ankergen broniąc trzy z nich i tym samym ustalając wynik całego spotkania. Pomimo kontrowersyjnej kartki dla Gorawskiego awansowaliśmy wyżej. Leeds - Tranmere 5:2 ( 2:2)

Odnośnik do komentarza

Po naciśnięciu klamki drzwi do gabinetu prezesa zostałem uderzony w czoło latającą płytą cd.

- Jesteś beznadziejny człowieku ! Jaka podwyżka ? Won mi z pokoju bo nie ręczę za siebie !! - Ken Bates wymachiwał rękoma przed Dave Harissonem.

- Zarabiam nie więcej niż sprzątaczka. Jesteś żałosny - odpowiedział spokojnie Harrison mijając mnie w drzwiach.

- Cześć Dave o co cho ... - reszta moich słów utonęła w huku zamykanych drzwi. Spojrzałem na wściekłego prezesa rozrywającego plik kartek papieru na kawałki.

- Siadaj. Nie mamy scouta. Poszedł ch ... do Southamptonu. Zostanie Ci Gwyn i Ian. Ale z nimi chyba też się pożegnamy w zimie. Darmozjady ...

- Prezesie ... dziś gramy z Northampton ... może przyjdę do Pana po meczu i porozmawiamy ? - zapytałem najdelikatniej jak mogłem.

- Nie mam czasu dzisiaj - odpowiedział Bates odwracając się do mnie plecami.

Wyszedłem z gabinetu prezesa rozbity. Zadziwiające jest to z jaką łatwością można coś zdobyć tracąc to za kilka dni. Nie mogłem pokazać chłopakom, że coś jest nie tak. Postanowiłem przekazać im informację o odejściu Dave'a po meczu.

 

Kontuzjowani rodacy zasiedli na trybunach tuż nad ławką rezerwowych. Damian i Natalia kłócili się tuż za moimi plecami o nową pracę. Z tego co usłyszałem Natalia pozowała do jakichś zdjęć. Musiałem zatykać uszy żeby słyszeć własne myśli.

[Northampton zajmował przed tym spotkaniem 9 pozycję w tabeli - o 3 pozycje gorzej od nas. 12 zawodnik Leeds - 18500 kibiców pomogło nam w zdobyciu kolejnych trzech punktów. Fenomenalny w tej rundzie Beckford strzałem z woleja zdobył jedyną bramkę. Leeds - Northampton 1:0.

 

Wchodząc do szatni słyszałem śpiewy i głośne śmiechy. Niestety musiałem zepsuć chłopakom humor.

- Dave już nie jest w sztabie szkoleniowym - wypaliłem ni stąd ni zowąd drapiąc się przy tym po głowie.

Nastała na moment cisza jak makiem zasiał.

- Co się stało ? - zapytał Beckford wyjmując z torby biały ręcznik.

- Chciał za dużo a robił za mało - wzruszyłem bezradnie ramionami.

 

Po tym spotkaniu kontuzji nabawił się Flo. Musiałem więc skorzystać z duetu - Kandol - Constantine. Miałem ciężki orzech do zgryzienia.

 

Przed spotkaniem z 18 w tabeli Oldham w prasie ukazała się informacja która podbudowała moje ego.

20 tysięcy biletów sprzedanych na mecz w 3 lidze było nie lada wyczynem. Nigdy nie widziałem tylu rozdartych gardeł skandujących - " one king, one coach, one master, only Paul ".

W ataku zamiast Tore Andre Flo wystąpił niezadowolony Tresor Kandol. Jak się okazało był to strzał w dziesiątkę, bo Anglik nie tylko strzelił gola ale również wypracował drugiego i tym samym został piłkarzem meczu.

Po spotkaniu podszedł do mnie, spojrzał mi w oczy i powiedział ważne słowa " Nie zawsze doświadczenie idzie w parze ze skutecznością. Tore jest wybitnym piłkarzem, ale chyba nadszedł czas dania szansy innym ".

Leeds United 2 : 0 Oldham.

Odnośnik do komentarza

Para z czajnika wypełniająca przestrzeń mojej kuchni była znakiem, że herbata za chwilę zostanie zaparzona. Świeży zapach nowo otwartego miętowego Liptona wprowadził mnie w stan umysłowej podróży do nieznanych krain. Rozsiadłem się wygodnie przed oknem mojej kuchni, zanurzyłem krawędź ust w delikatnie zielonkawej wodzie i zacząłem wędrówkę po szlakach mojego umysłu. Chrupot pękających ciastek pod naciskiem moich zębów, głuche dźwięki połykania herbaty, szum deszczu za oknem, ciepło podgrzewanej podłogi ... do szczęścia brakowało mi tylko En.

Syk ginącej pod ogniem siarki na zapałce rozpruł błogą ciszę. Podkręciłem gaz w kominku, wrzuciłem podpalony kawałek drewna, po chwili blask ognia rozświetlił cały pokój i kuchnię. Otworzyłem okno. Zapach mokrego lasu łechtał moje podniebienie skuteczniej niż " Rivers of Tears ".

En przyszła do mnie późnym wieczorem. Nie musiała pukać. Czułem, że za chwilę stanie przed moimi drzwiami przemoknięta do suchej nitki i zacznie niszczyć naskórek swoich dłoni rozpoczynając rytuał pukania do mojego mieszkania.

Powiesiłem jej mokrą kurtkę na wieszaku, rozścieliłem koc na kanapie przy kominku i poczęstowałem ją kubkiem gorącego Liptona. En wyglądała dziś inaczej niż zwykle.

- Fabrizzo kazał Ci przekazać, że jest zadowolony z postawy drużyny. Powiedział, że jeśli nadal będzie Ci tak szło dostaniesz nagrodę. Ale nie powiedział jaką - En zdawała się drżeć, ale udałem, że nie widzę tego.

- Kazał też przekazać - kontynuowała - że zaprasza Cię na kolację po meczu z Luton.

- Ty też tam będziesz ? - zapytałem spoglądając na zwiniętą w kłębek En.

Nie odpowiedziała nic. Patrzyła na mnie tak jak dziecko patrzy na rodzica kiedy na gwiazdkę dostanie wymarzony prezent.

Noc była długa ...

 

Spotkanie z Luton okazało się bułką z masłem. Gospodarze nie pokazali w tym spotkaniu nic, co mogło by zagrozić mojej drużynie. Wyszliśmy na murawę z trzema obrońcami. Kolejny eksperyment zdał egzamin na 5 z plusem. Dwie bramki zdobył znienawidzony Constantine, jedną Carolle.

Luton 0 : 3 Leeds

 

 

Willa z basenem tego wieczoru nie była strzeżona. Wjechaliśmy na teren posesji parkując samochód tuż przy wielkim Bentleyu Continentalu, jednej z zabawek Włocha. Drzwi wejściowe były otwarte na oścież odsłaniając nagie wnętrze usłane perskim dywanem. Na końcu korytarza po prawej stronie znajdował się pokój w którym czekał Fabrizzo uzbrojony w nieodzowne kubańskie cygaro.

- Usiądźcie - powiedział Włoch wskazując dłonią na dwa krzesła przy krawędzi brązowego stołu.

- Czujcie się jak u siebie - dodał.

- Czym sobie zasłużyłem na taki zaszczyt ? - zapytałem odsuwając krzesło En.

- Przyjaciele zawsze są mile widziani w moich skromnych progach - odpowiedział Fabrizzo gilotynując końcówkę cygara.

- Przyjaciele ? - spojrzałem szczerze zdziwiony na Fabrizza

- Ty pomagasz mi, ja pomogę Tobie. Powiedz tylko czego pragniesz a spełnię to. Chcesz nowy dom ? Samochód ? Powiedz czego oczekujesz. Jestem rozsądnym człowiekiem. Dostaniesz wszystko

- I pewnie tyle koki ile zdołam wciągnąć ? - odpowiedziałem znudzonym głosem.

Fabrizzo spojrzał na mnie, wyciągnął z kieszeni swojego garnituru grubą białą kopertę i położył ją na srebrnym talerzu.

- To na początek. O reszcie pomyślimy.

En podała mi kopertę wypełnioną pieniędzmi. W środku znajdowało się 5 tysięcy euro. Nie odpowiedziałem Włochowi.

- Kup sobie jakieś ładne ciuchy. Przydadzą Ci się po awansie - zarechotał Fabrizzo pochłaniając kęs kaczki.

 

Wieczorem nie rozmawialiśmy z En zupełnie. Cisza jaka nas otaczała była tak głośna, że nie słyszałem własnych myśli.

Trzymając En za rękę patrzyłem w gwiazdy. Kolacja z Fabrizzo uświadomiła mi moją rolę w życiu chłopaków z Leeds.

Niebawem spotkanie z Newcastle United a ja upijam się samotnie ambrozją 5 tysięcy euro. A w dłoni cały mój świat ...

 

St James Park był mi do tej pory znany jedynie z telewizji. Stadion Newcastle United przerósł moje wyobrażenia co najmniej pięciokrotnie jeśli chodzi o gabaryty. Wchodząc na murawę razem z piłkarzami poczułem się maluczkim człowiekiem, jednym z tysięcy istnień które będzie delektowało się tortem upieczonym przez piłkarzy.

Odnośnik do komentarza

Wszystko ma swój początek i koniec, życie, świat, seria zwycięstw Leeds. Kiedy zasiadłem na ławce trenerskiej tuż obok zielonej murawy z gardeł tysięcy kibiców Srok wydobył się okrzyk " You Will Die ". Poczułem się przez moment jak skazaniec delektujący się ostatnimi sekundami życia, kiedy widzowie siedzący tuż za szybą zajadając popcorn oczekują zamienienia delikwenta w grzankę. Walczyliśmy dzielnie, niemalże jak równy z równym gryząc, kopiąc i drapiąc rywala niczym dziewica swojego oprawcę. Na nic zdały się moje przedmeczowe kilogramy godzin spędzone na przygotowywaniu taktyki i rozmowy motywacyjne. Zostaliśmy rozjechani przez pociąg zwany Newcastle. I chociaż naszych szczątek na próżno szukać w pobliżu torów, wynik 1:0 odzwierciedlał w 100% przebieg spotkania.

 

Po spotkaniu kibice którzy przyjechali z nami czterema autokarami krzyczeli " Thank You for a chance, Thank You for a Hope ". Miałem łzy w oczach. I choć wiedziałem, że zrobiłem wszystko co w mojej mocy, kac moralny nie dawał mi spokoju przez długie tygodnie.

 

Kolejne spotkanie w lidze rozegraliśmy na Elland Road ze słabiutkim Bristol Rovers. W głębi duszy pragnąłem, by piłkarze wbili do siatki rywali 4-5 bramek, by zmazać plamę na honorze i podziękować tym samym kibicom za wierny doping. Kontuzji w tym spotkaniu nabawił się Damian Gorawski. Zdołaliśmy zaledwie zremisować 1:1.

 

 

Po spotkaniu z Bristol długo rozmyślałem wieczorem co zmienić w stylu gry United. Z 28 punktami zajmowaliśmy 5 miejsce. Jeszcze kilka oczek i zaczniemy walczyć o awans.

Odnośnik do komentarza

Zza rogu ulicy zwanej czasem życia wyskoczyło święto - Mikołajki. Pierwsze święto, które obchodzę poza domem było udane. Razem z En wybraliśmy się tego dnia na spacer alejami pobliskiego parku, w którym dzieci lepiły bałwana i bombardowały się śnieżkami. Razem wydeptywaliśmy ślady w świeżym śniegu, trzymając się za dłonie rozmawialiśmy wydychając z siebie gorące powietrze tworzące w przestrzeni jedną ciepłą chmurę pary.

Usiadłem na ławce, En usiadła mi na kolanach. Jej dłonie odziane w miękkie rękawiczki gładziły skórę mojej twarzy, a wzrok przeszywał mnie na wylot. Kochałem te chwile milczenia. Znaczyły dla mnie więcej niż wszystkie inne razem wzięte.

Po południu poszliśmy na małe zakupy. Umówiliśmy się, że spacerują po sklepach En wybierze prezent dla siebie a ja za niego zapłacę, a ja wybiorę prezent dla siebie i En za niego zapłaci. W efekcie En dostała ode mnie czerwoną koronkową bieliznę, perfumy i wielki bukiet świeżo ściętych róż, w których zewnętrzne płatki były czerwono-żółte, a środek niebieski. Ja dostałem od En zestaw płyt z moim ulubionym serialem. Czułem, że te prezenty to dopiero początek cudownego wieczoru.

Zamówiłem taksówkę i pojechaliśmy do restauracji " True Story ". Taksówkarz otworzył nam drzwi, wysiadłem pierwszy, podałem En rękę, pocałowałem ją w dłoń i weszliśmy do środka. Przy drzwiach wejściowych stał kelner, ubrany w czarny smoking, który zaprowadził nas do stolika. Na środku sali stał wielki fortepian, podobny do tego sprzed roku. W koncie sali na podwyższonej scenie siedziało dwóch muzyków - jeden grał na skrzypcach, drugi ustawiał sobie dopiero statyw z nutami i stroił swój instrument oblizując się przy tym i dłubiąc w nosie.

Zamówiliśmy kolację obficie skropioną czerwonym winem.

- Tęsknię za Tobą - powiedziałem do En łapiąc jej dłoń w swoją i podsuwając ją pod kącik ust.

- Przecież jestem obok głuptasie - odpowiedziała.

- Tęsknię za Tobą za każdym razem kiedy tracę się z oczu - pocałowałem jej dłoń.

 

Po powrocie do domu En zasnęła bez prysznica kładąc się na kocu przykrywającym pościel. Okryłem ją drugim kocem, żeby nie zmarzła a sam położyłem się na kanapie w salonie z telewizorem.

Odnośnik do komentarza

Zaciskając poduszkę na głowę starałem się nie słyszeć dźwięków dochodzących wczesnym porankiem z kuchni. Przewracałem się z boku na bok zagryzając zęby, przybierając różne pozycje, włącznie z załadowaniem sobie całej kołdry na głowę. Niestety En o poranku była niemiłosiernie niedelikatna. Co chwila brzdęk uderzanych naczyń, talerzy i sztućców gruchotał moje bębenki w uszach mocniej niż Tyson Gołotę. Jak to piekielne połączenie subtelności i delikatności potrafiło o poranku zamienić się w ciężką kawalerię rozjeżdżającą skład porcelany.

Dzisiejszy dzień nie różnił się niczym od pozostałych - ot zwykły niedzielny poranek uwolniony od szczęk pracy które zaciskają się dzień w dzień na szyjach skazańców. Przeciągnąłem się w łóżku głośno ziewając, wstałem i założyłem na siebie biały puchowy szlafrok. Nie zdążyłem jednak postawić ani jednego kroku bo En wbiegła do pokoju z uśmiechem od ucha do ucha, rzuciła się na mnie i powaliła mnie swoim ciałem z powrotem na rozścielone łóżko.

- Co kochanie zjesz, co zjesz ? - pytała En hihocząc przy tym

- A co dobrego mi zrobisz ? - zapytałem

- Jajecznicę na bekonie, kawę z mleczkiem, dwa tosty posmarowane wiejskim masełkiem mogą być ? - zapytała En przewracając się na bok i spadając ze mnie wprost na ciepłą jeszcze od mojego ciała kołdrę.

- No ... niech będzie pani kelner - odpowiedziałem z uśmiechem gilgocząc zaplontaną w kołdrę dziewczynę.

 

Po śniadaniu wyszedłem na dwór w kapciach, by przeczytać poranną gazetę. Tam gdzie zwykle spoczywał uderzony o beton rąbek zwiniętych kartek papieru dziś leżała koperta. Zdziwiony podniosłem ją i wszedłem do domu zamykając cicho drzwi, tak by En nie słyszała.

W środku znajdowały się zdjęcia Fabrizzo jedzącego obiad z jakimś człowiekiem z zabawnym wąsikiem pod nosem. Z tyłu fotografii znajdował się numer telefonu - ten sam pod który zadzwoniłem kilka tygodni wcześniej.

 

- Kochanie, idź się wykąpać, pójdziemy do kościoła - krzyknąłem do En, która właśnie oglądała MTV.

- Jeszcze pięć minut - odpowiedziała

- Idź idź, kościół nie będzie czekał - odparłem spoglądając na moją kobietę z pod byka

 

Kiedy trzask przekręcanego zamka zmącił chwilę ciszy wykręciłem numer telefonu.

 

- Witaj. Pewnie jesteś zdziwiony, że ponownie wysyłam Ci taką dziwną wiadomość. Nie pytaj kim jestem, to nie jest istotne. Spójrz na fotografię. Człowiek z którym Fabrizzo je obiad to Siergiej Sznajder, szerzej znany jako Siemion Mogilewicz boss rosyjskiej mafii. Fabrizzo wykupując udziały w rosyjskiej firmie " przejżyszta wodka " doprowadził do upadku jednej z największych firm zajmujących się handlem alkoholem na terenie byłego ZSRR - spasiba. Jakby tego było mało po upadku Spasiby Fabrizzo wykupił 70 % udziałów w RosUkrEnergo - spółki-pośrednika mającej monopol na dostawy gazu na Ukrainę. Tym samym pozbawił Rosjanina udziałów w handlu gazem. Rozwścieczony Mogilewicz podpalił " przejzysta vodke ". W pożarze zakładu zginęło 60 pracowników, w tym narzeczona Fabrizza - Adriana. Po dziś dzień pomiędzy mafią włoską a rosyjską rozgrywają się krwawe wojny, a ostatni incydent w którym zostałeś napadnięty w swojej siedzibie był związany właśnie z tym o czym mówię.

Morderstwa w Bułgarii również miały grunt mafijny. Uważaj na siebie. Jestem przyjacielem a nie wrogiem.

Tuuut tuut tuut - dźwięk automatu oznajmującego koniec rozmowy wbijał swoje nuty w zastygnięte w bezruchu ciało.

Odnośnik do komentarza

... z kart notatnika ...

 

 

Przed wigilią musieliśmy rozegrać trzy mecze : Carlisle, Yeovil i Huddersfield. Plan minimum to 10 punktów. Ambitnie, ale kto nie gra nie wygrywa.

 

Po pierwszym spotkaniu Beckford nie pozostawił złudzeń gospodarzom strzelając dwie bramki i ustalając wynik.

Carlisle - Leeds 0 : 2

 

 

Yeovil Town przed spotkaniem z Leeds zajmował trzecie miejsce z przewagą czterech punktów nad nami. Niestety w spotkaniu z żółto-zielonymi dało się we znaki zmęczenie kluczowych zawodników. Zarówno Beckford jak i Prutton z Da Costą zagrali na niskim poziomie. Wynik odzwierciedlał przebieg meczu. Yeovil 0 : 0 Leeds

Analizując przebieg meczu doszedłem do wniosków, że z Huddersfield postawię na drugą drużynę wspartą kilkoma piłkarzami z pierwszego składu.

Tresor Kandol nie stawił się na treningu zarówno porannym jak i popołudniowym. Swoją nieobecność chciał usprawiedliwić problemami żołądkowymi, ale nie dałem się nabrać na kłamstwa Anglika. Harvey Sharman - klubowy fizjoterapeuta - po wstępnych oględzinach stwierdził, że Kandol jest po prostu nietrzeźwy. Nałożyłem na piłkarza karę i wstrzymałem mu pensję na dwa tygodnie.

15 w tabeli Huddersfield przyjechało na Ellan

d Road bez Cadamarteriego i Worthingtona. Obaj nabawili się kontuzji na treningu. Pomimo atutu własnego boiska graliśmy jak we mgle tracąc piłki w dziecinny sposób. Gdyby nie przytomność rezerwowego Marqueza doszło by do małej sensacji i podziału punktów. Na szczęście Rui znalazł się przypadkiem w polu karnym, a piłka po strzale Pruttona odbiła się od naszego obrońcy wpadając do bramki bezradnie spoglądającego na nią bramkarza. Leeds 1 : 0 Huddersfield

Odnośnik do komentarza

Nigdy nie miałem odwagi, by porozmawiać z En o jej bracie. Zawsze kiedy siadaliśmy przy stole spoglądając na siebie w milczeniu w głębi serca czułem, że muszę z nią porozmawiać, że ona tego pragnie, że czeka na moje słowa.

Byłem tchórzem ? Sam zadaję sobie to pytanie po dziś dzień.

Ten wieczór był taki sam jak poprzedni. Krople deszczu zaklęte przez królową śniegu w swoich poddanych, trzaskające drewno w kominku, kubek gorącej herbaty i dawka wieczornego morderstwa czasu - telewizor. Skórzany fotel pachnący nowością stał w kącie pokoju czekając aż rozpocznę wieczorny rytuał.

Od kilku dni nie wychodziliśmy nigdzie. Byłem zmęczony prozą dnia codziennego. Pieniądze zarabiane w klubie wpłacałem na konto pragnąc zainwestować je w późniejszych latach w nieruchomości. En nie mówiła nic. Siedziała cicho wieczorami dusząc w sobie łzy i żal, a ja udawałem, że wszystko jest ok, że jesteśmy starym dobrym małżeństwem, które już się wyszalało i teraz będzie się delektować nudą panującą w związku.

 

Śnieżyca za oknem z dziką precyzją zasypywała każdy, nawet najdrobniejszy szczegół na dworze. Kiedy zgasiłem światło w mieszkaniu i wyjrzałem za okno obraz jaki zobaczyłem nie różnił się niczym od tych wszystkich oglądanych w horrorach - za chwilę z czeluści bieli wyłoni się postać z tasakiem w ręku, zapuka do drzwi i wymorduje wszystkich. Fantazja i klimat nocnych filmów dawał się we znaki. Nawet En drżała spoglądając na mroczny wieczór usłany zabójczym śniegiem.

Przytuliłem jej głowę do piersi, pogładziłem dłonią włosy, pocałowałem i tak razem podziwialiśmy mroczny krajobraz czując każde uderzenie naszych serc.

Nagle horror stał się rzeczywistością. Przynajmniej tak mi się zdawało w tej chwili. Z ciemności wyłoniła się zakapturzona postać trzymająca w ręku coś co z daleka wyglądało jak kij baseballowy. Nie minęło 10sekund, a człowiek stał przed wejściem do mieszkania uderzając w drzwi zmarzniętą ręką.

En przytuliła się do mnie z całej siły wbijając swoje palce w moje plecy. Nie wiedziałem co robić. Milczałem.

- Szefie ! - krzyczała postać na zewnątrz.

Spojrzałem w judasza. Przed drzwiami stał Damian Gorawski trzęsący się z zimna jak galareta. Otworzyłem szybki drzwi i wpuściłem piłkarza do środka.

- Co Ty tu robisz o tej godzinie ? - zapytałem spoglądając na zmarzniętego kompana

- Muszę z Tobą porozmawiać szefie, poradź co mam zrobić - odpowiedział Damian wręczając mi zwinięte w rulon trzy kolorowe gazety.

- To nie był kij - zaśmiała się En włączając czajnik by zaparzyć gorącą herbatę.

Usiadłem na fotelu rozwijając rulon. Przez moment nie wiedziałem co mam powiedzieć Damianowi, bo zamarłem w bezruchu. Wszystkie moje zmysły zostały pobudzone w jednej chwili.

Na łamach Playboya, CKM i Mens Health znalazły się roznegliżowane zdjęcia Natalii - żony Damiana. Była cudowna, była piękna, była kwintesencją kobiecości zaklętą w kawałek przetworzonego drewna które trzymałem w ręku. Każde kolejne zdjęcie odszukiwało w moim ciele nieporuszony skrawek emocji.

Odłożyłem gazety na bok przecierając czoło niby ze zmęczenia.

-No stary, piękną masz żonę - powiedziałem uśmiechając się do Damiana.

- Szefie, nie żartuj. Co ja mam zrobić ? - zapytał Damian łapiąc za czerwony kubek wypełniony gorącym trunkiem.

En spojrzała na fotografię nagiej Sylwii, po czym powiedziała :

- Co w tym złego ?

- Jak to co ? Ona jest nago ! Przecież każdy facet teraz może ją oglądać ! - krzyknął Damian odstawiając szklankę na bok i łapiąc za stos gazet.

- Oglądać. A Ty dotykać i całować - odpowiedziała En kładąc dłoń na jego ramieniu.

Damian spojrzał na En, na mnie, znów na En i złapał się za głowę.

- Powiedziała Ci o tym, że ma zamiar zrobić taką sesję ? - zapytałem.

- Gdybym wiedział, zabroniłbym jej przecież. Ty byś pozwolił En na takie zdjęcia ? - odpowiedział.

- Jeśli by tego chciała ... - spojrzałem na siedzącą obok dziewczynę

- Natalia powiedziała, że chce zarabiać pracując jako modelka. Ale do cholery dlaczego ktoś ma oglądać jej cycki ? - powiedział Damian chowając twarz w dłoniach.

- Musicie sobie wszystko wyjaśnić na spokojnie. Nic na siłę. Spróbuj ją zrozumieć - odparłem.

- Nie wiem co zrobić. Dzięki za herbatę. Trenerze, mogę nie przyjść jutro na zajęcia ? - powiedział Damian.

Skinąłem twierdząco głową. Po kilku sekundach Damian zniknął tak samo szybko w czeluściach zamieci śnieżnej jak się z niej wyłonił.

Cały wieczór siedziałem spoglądając na ogień w kominku i zastanawiając się jak to by było, gdyby moja En rozebrała się przed fotografem i wszyscy na całym świecie mogli by na nią patrzeć. Każdy jest inny ...

Odnośnik do komentarza

Wigilia Bożego Narodzenia od dawien dawna była jedynym świętem, które lubiłem, tolerowałem i co najważniejsza obchodziłem. Cała plejada innych świąt, zarówno kościelnych jak i tych prozaicznych - imieniny, urodziny - wydawała mi się po postu sposobem na wydanie pieniędzy na prezent. Zwykły chwyt marketingowy. A dla mnie liczy się jedynie pamięć.

Od samego rana z kuchni dochodziły dźwięki tłuczonych garnków, zamykania piekarnika, a dźwięczne " kur ... mać " mojej En wplecione w cały hałas wprowadzało mnie w błogi nastrój uwielbienia tego dnia.

Zostaliśmy zaproszeni przez Kevina Batesa na wigilię klubową już kilka tygodni temu i zamiast przygotować sobie jedzenie kilka dni wcześniej wszystko robiliśmy na ostatnią chwilę. Polak potrafi.

Szczelnie zawinięte ciasta, salaterka z rybą po grecku, termos z czerwonym barszczem i talerz krokietów pojechały razem z nami wprost do siedziby klubu, w której to wszyscy już na nas czekali z niecierpliwością gwałcąc swoje kubki smakowe i żołądki jednocześnie.

- Pragnę wam złożyć najserdeczniejsze życzenia : zdrowia, szczęścia zarówno w miłości jak i na boisku, spełnienia marzeń i wszystkiego tego, czego sobie sami życzycie - prezes ze łzami w oczach przemawiał z końca stołu do nas trzymając w ręku biały, chrupiący opłatek.

Podzieliliśmy się wypiekiem z mąki składając sobie życzenia - szczere i te mniej szczersze.

Wigilia wypadła fantastycznie. Oprócz mnie, En i Batesa przy niewielkim stole zasiadł Shaun Harvey - dyrektor generalny, Gustavo Poyet - mój asystent, trener bramkarzy Andy Beasley i dwóch wybitnych piłkarzy : Beckford i Ankergren.

Nigdy nie sądziłem, że święta spędzone poza granicami ojczyzny, poza domem mogą mieć jakikolwiek urok. Pomimo tęsknoty za domem starałem się wyciskać z tej gąbki zwanej życiem najwięcej wody, tak mocno, tak szczęśliwie.

 

Kiedy przyjechaliśmy do mieszkania przed drzwiami leżała paczka. Szary prezent z czerwoną kokardą czekał na nas jak pies czeka na pana przed drzwiami. Złapałem za kawałek wstążki i rozwinąłem ją jednocześnie zdzierając papier z kartonu. W środku znajdowały się dwa małe pudełka, jedno niebieskie, drugie zielone. Wyjąłem je ze środka, otworzyłem drzwi do mieszkania i kopnięciem zaprosiłem rozerwane pudło do środka.

Usiedliśmy z En na stołkach tuż przy barku w którym na co dzień przygotowywaliśmy sobie drinki. . W środku zielonego pudełeczka znajdowała się piękna, złota bransoleta. W drugim pudełku zaś Kolia z brylantami.

Na samym dole dużego pudła spoczywała niebieska kartka z uśmiechającym się do nas Świętym Mikołajem.

"Wesołych Świąt. Fabrizzo ".

 

Nie wiem skąd się wziął u Włocha pomysł na okazywanie nam uczuć, ale z prezentów zrezygnować nie można. Po pierwsze są to przecież podarunki a ich się nie zwraca, po drugie nie miałem zamiaru obrażać członka mafii.

 

Po krótkim szoku spowodowanym zaistniałą sytuacją zasiedliśmy z En do stołu. Kolacja była wyborna. Do dziś pamiętam smak krokietów, zapach sernika, nastrój panujący w tamtej chwili.

Pod choinką znalazłem od En zapakowane w czerwony papier Armani Code. Ode mnie zaś moja kobieta dostała channel allure sensuelle

Pachniało wieczorem, oj pachniało.

Odnośnik do komentarza

Z kart notatnika

 

Po wigilii Bożego Narodzenia nie pozostało śladu, kiedy zmęczony, ze śpiochami w oczach i kilogramami ciasta w jelitach podążałem na kolejny mecz autokarem. Wszyscy piłkarze tego dnia albo spali, albo leżeli w autokarze oglądając filmy na dvd. Martwiłem się naszą formą przed spotkaniem z Port Vale, bo żaden z zawodników nawet w minimalnym stopniu nie wykazywał chęci do gry.

Kiedy autokar zatrzymał się na klubowym parkingu przez 10 minut budziłem chłopaków drąc się na nich w niebogłosy. Było ciężko, ale ostatecznie wszyscy znaleźli się w szatni usiłując naciągnąć na siebie strój i buty sportowe.

Spotkanie z Port Vale było przedostatnim meczem w 2007 roku, meczem dzięki któremu mieliśmy realną szansę na trzecie miejsce na zakończenie rundy jesiennej.

Wyszliśmy najsilniejszym składem, z dwoma napastnikami i dwoma ofensywnie usposobionymi bocznymi pomocnikami. Wszyscy oczekiwali gry na diament - z Beckfordem w ataku, ale żeby tradycji stało się zadość, postanowiłem raz jeszcze zaskoczyć kibiców i dziennikarzy. Tradycyjnie zresztą miałem nosa, bo wprowadzając na murawę Norwega Flo, który strzelił dwie bramki, przywróciłem ducha walki w zespole.

Port Vale 0 : 2 Leeds United

 

Tore po spotkaniu z Port Vale siedział sam na końcu autobusu wlepiając wzrok w uciekający krajobraz za szybą. Akurat pech chciał, że pogoda angielska lubi płatać figle i zamiast śniegu za oknem padał deszcz. Ogromne krople upadające na dywan utkany ze śniegowych płatków niszczyły puchowe szaleństwo centymetr po centymetrze. A z nosem przy szybie Flo wyglądał jak część krajobrazu.

 

Ostatnim spotkaniem w 2007 roku był mecz z 6 w tabeli Leyton Orient z Barrym Haylesem w składzie.

Jedyną zmianą jaką dokonałem w składzie od ostatniego spotkania było zdjęcie Curtisa Westona ze środka pola i wprowadzenie w jego miejsce Pruttona.

19 i pół tysiąca kibiców oglądało arcynudne spotkanie w naszym wykonaniu. I gdyby nie wprowadzony przeze mnie Prutton, pewnie Leyton urwałoby nam punkty. A tak na zakończenie roku udało się nam zwyciężyć 1 : 0.

 

Plan minimum zrealizowałem w 500 %. Przed sylwestrem zajmowaliśmy 3 pozycję w 3 lidze angielskiej. Zaczynaliśmy wojaże z - 25 punktami. Aż ciarki przechodzą mi po plecach kiedy pomyślę jak pięknie by wyglądały ostatnie dni grudnia, gdyby nie te punkty ujemne.

Odnośnik do komentarza

Szelest rozrywanej koperty słychać było w całym mieszkaniu, kiedy udawałem że oglądam wieczorne wiadomości siedząc przed telewizorem. Trzy ... dwa ... jeden ...

- aaaa !! Kochanie !!! Kocham Cię Kocham Kocham !! - piszczała En biegnąc przez całą długość pomieszczenia w którym mieszkaliśmy przeskakując niczym ogier przez wszystkie przeszkody jakie napotkała na drodze.

- Co się stało ? - zapytałem usiłując ukryć śmiech

- Kiedy jedziemy ? Kiedy ? - piszczała En robiąc sobie z mojej szyi miejsce w którym mocuje się ręce by rozpocząć huśtanie.

- Jutro wieczorem - odpowiedziałem całując ją.

 

Ostatnie 24 godziny 12 miesiąca były męczące aż za bardzo. En od samego rana biegała po sklepach usiłując kupić sobie jakąś modną sukienkę i tym podobne gadżety. Ja natomiast siedziałem w domu oglądając spokojnie telewizje i delektując się kubańskimi cygarami.

Mniej więcej o 14 En weszła do kuchni oznajmiając mi, że wszystko jest już gotowe i tak w zasadzie to ona może już jechać.

I pojechaliśmy na lotnisko.

Lot trwał 2 i pół godziny.

 

Wieża Eiffla była tego wieczoru pięknie oświetlona kilkudziesięcioma lampami. Na tle zachodzącego słońca paryski kolos wyglądał piękniej od statku ginącego na horyzoncie morskich przestworzy w wieczornym półksiężycu.

Staliśmy tak chwilę trwając w milczeniu, pożerając zmysłami krajobraz. Hôtel de Marigny, stojący nieopodal Palais de l'Élysée w którym na co dzień przebywa prezydent Francji był ostoją luksusu i przepychu. Wszyscy goście dzisiejszego wieczoru ubrani byli w najdroższe ciuchy uszyte na miarę przez renomowanych projektantów z najwyższej półki.

Te kilka godzin spędzonych w Paryżu na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako najpiękniejszy sylwester.

Podobno jak się spędza sylwestra i pierwsze godziny po północy, tak będzie wyglądało życie przez cały rok. Jeśli tak, to 2008 rok musiał być cudowny. Całą zabawę spędziliśmy na parkiecie tańcząc i śpiewając. Jedynymi przerwami były minuty spędzone na delektowaniu się drogimi drinkami, poznawaniu ludzi i chwilami zapomnienia w pokoju numer 46 na pierwszym piętrze, tuż przy schodach.

Poranek przywitał nas promieniami słońca przedzierającymi się przez szyby ogromnych okien naszej " komnaty ".

O 10 rano mieliśmy zjeść śniadanie, o 12 wyjechać na lotnisko, o 13 siedzieć już w samolocie. I wszystko by pewnie wyglądało tak jak sobie zaplanowałem, gdyby nie magiczne " jeszcze pięć minut " mojej En.

W efekcie samolot odleciał bez nas a my uzbrojeni po zęby w bagaże i zły humor musieliśmy koczować na lotnisku popijając kawę z plastikowych kubków w oczekiwaniu na kolejny lot.

 

Po powrocie do domu En padła na łóżko zmęczona i zasnęła w oka mgnieniu. Ja natomiast musiałem zająć się robotą papierkową, odbieraniem maili i ... studiowaniem dwóch list :

- piłkarzy, którzy będą mi potrzebni w tej rundzie i w przyszłym sezonie

- sztabu szkoleniowego.

Odnośnik do komentarza
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...